Nawigacja

Nowelki i opowiadania

Dział o dziełach pisanych

Strona główna » Rozmowy fanowskie » Nowelki i opowiadania » Freddy i Myra - Cześć mamo, właśnie zabiliśmy sąsiada
Obowiązuje na całym forum! Prosimy o jego przeczytanie i przestrzeganie
Freddy i Myra - Cześć mamo, właśnie zabiliśmy sąsiada
0
3 Grudnia 2014r. 20:26
Z tego co widzę, to tutaj są wrzucane opowiadania, więc dam sobie coś od siebie:


Myra i ja przenieśliśmy ciało z przedpokoju na kanapę w salonie.
- Co jest, do cholery? - zapytałem.
- A... ale o co chodzi? -zdziwiła się dziewczyna.
- Jak to: o co chodzi? Właśnie załatwiliśmy człowieka. I to bez żadnego powodu!
- No nie bądź taki - oburzyła się Myra. - Przecież nas nie zaprosił.
Podskoczyłem jakby porażony prądem.
- Co...? Jak nie... nieważne. - Pauza. - Ale po co tu przyszłaś? I dlaczego walnęłaś go tym kijem baseballowym? Przecież on nic nam nie zrobił! - Byłem u granic wytrzymałości. Miałem dosyć sytuacji, która właśnie rozgrywała się na moich oczach, a żeby było mało, to byłem uczestnikiem tej chorej szopki.
- No przecież ci mówiłam, że on od zawsze się chwalił, że ma najlepszą czekoladę w okolicy i nikomu nie chciał dawać. Chciałam się przekonać czy tak jest rzeczywiście - powiedziała Myra po powrocie z piwnicy.
Może jednak warto coś wspomnieć o nas. Tak więc nazywam się Freddy Evans i mam czternaście lat, a Myra to moja siostra i w tym roku skończy trzynaście. Mieszkamy w niewielkim miasteczku, takich których jest pełno na mapie, a nie rzucają się zbytnio w oczy. Mieliśmy wrodzony talent do wpadania w tarapaty. Tak jak i tym razem. Byliśmy wtedy u naszego sąsiada. Williama.
Nie miałem pojęcia czy pan William nagle się przebudzi (oraz przede wszystkim czy jeszcze żyje). Myra była bardzo impulsywna i to ona wciągała swojego brata (czyli mnie!) w najdziwniejsze sytuacje, z których musiałem nas wyplątać.
- Ale to już podchodzi pod przestępstwo, Myra. Nie możesz ot tak walić ludzi kijem baseballowym!
- Dlaczego? - zdziwiła się niosąc woreczek z czekoladami z piwnicy. - Popatrz ile tego miał. A to sknerus! - warknęła z pełnymi ustami i kopnęła sąsiada w kostkę.
- Bo po prostu nie! Zostaw go. A co jeśli nie żyje? - Byłem zaniepokojony i miałem wrażenie, że ten wybryk skończy się conajmniej w poprawczaku. Jak nie w więzieniu!
- To trudno. I tak mnie wkurzał. - Myra usiadła na kanapię obok wykręconego pod dziwnym kątem Williama i rzuciła nagle tabliczką czekolady w brata. - Łap. Ja nie będę takim sknerą, jak ten dziad.
Wierzcie mi, zastanawiałem się czy zadzwonić pod 911 i powiedzieć... no właśnie. Co powiedzieć? Nie mógłem przecież ogłosić, że moja siostra właśnie zabiła sąsiada. Dostalibyśmy dożywotnie wczasy w psychiatryku.
- Musimy stąd uciekać - rzekłem.
- Co? Nie zgadzam się - odparła Myra.
- Nie ma dyskusji... - Nagle wpadł mi do głowy pewien pomysł. - Ja nie zdzierżę dłużej pod jednym dachem z tym sknerą. Chodź, wychodzimy.
- Okej. Masz rację - przyznała dziewczyna i ruszyła w kierunku brata.
Póki co nie jest źle, pomyślałem. Poza faktem, że jestem winny współ... czegoś zabójstwa. Współwinny? Nie, chyba było jeszcze jakieś słowo...
- Co, myślisz, że dostaniesz wyrok za współudział w morderstwie? - zapytała dziewczyna śmiejąc się i wyrzucając papierek po czekoladzie.
Tak... właśnie to podejrzewam - przyznałem w duchu, ale nie powiedziałem nic. Za to wziąłeł siostrę za rękę i pociągnąlem ją do domu.
Kiedy znaleźliśmy się w środku, to poczułem namiastkę bezpieczeństwa i mogłem się przez chwilę odprężyć przed telewizorem. Ale kiedy zacząłem oglądać jakiś film (western z Clintem Eastwoodem) i myśli zaczęły iść w przypadkowych kierunkach, to nagle, niczym natarczywa mucha, wracało wspomnienie jak Myra uderza sąsiada... kijem baseballowym. Zapaliła się czerwona lampka. On został u niego... - pomyślałem. Wstałem i ruszył do drzwi.
- Gdzie idziesz? - zapytała Myra i nie czekając na odpowiedź dodała: - Idę z tobą.
- Nie, zostań tutaj, idę tylko po ten kij...
- Właśnie, muszę go wziąć z powrotem. Idziemy!
Żałowałem, że nie ugryzłem się w język. Nie miałem ochoty na więcej problemów przez siostrę. Od czasu, kiedy zadzwoniła (oczywiście dla żartu) do opieki społecznej, że nasz wujek (brat mamy) ją molestuje, to stwierdziłem, że ona jest niebezpieczna. Wtedy inspektorzy z opieki przyjechali i okazało się, że w rzeczywistości nic się nie stało, a wezwanie było fantazją dziewczyny, ale wujek zdążył stracić pracę przez głupie plotki. Myra w zupełności nie zdawała sobie sprawy z konsekwencji. Ani trochę!
- A nie chcesz zostać w domu? - zapytałem niepewnie.
- Nie.
I tyle... - podsumowałem. Byłem zmęczony tą całą sytuacją.
Ruszyliśmy z powrotem do domu pana Williama. Gdy w końcu dotarliśmy, to okazało się, że pan William stoi na ganku i rozmawia z funkcjonariuszem. Miał obandażowaną głowę i kij baseballowy w ręku, który pokazywał policjantowi. Cholera, pomyślałem.
- Chodź, oni mają mój kij. Powiem, że to mój - powiedziała Myra.
- Zwariowałaś? Oni wsadzą cię do pudła - warknąłem.
- Zawsze chciałam posiedzieć w pudle. - Chyba źle mnie zrozumiała...
- Uwierz mi, że nie chcesz. - Nie miałem ochoty tłumaczyć jej, że pudło to więzienie.
- No dobra. To co robimy?
- Czekamy... - Szczerze to nie miałem pomysłu co moglibyśmy zrobić. Wiedziałem, ze mamy problemy. I to jakie! Byłem pewny, że teraz policja przyjedzie do nas i weźmie mnie wraz z siostrą na posterunek a potem... kto wie? Do rodziny zastępczej, poprawczaka, a może do zakonu? Wszystko jest możliwe.
- Wracamy do domu. Musimy zrobić kilka pułapek. Nie damy się bez walki.
- Okeeeeej - wrzasnęła na całe gardło Myra.
Boże, dlaczego nie mam siostry z wyciętymi strunami głosowymi? - zastanawiałem się idąc szybkim krokiem.
Przez resztę popołudnia robiliśmy różne pułapki. Fałszywy schodek, który się zapada kiedy się na niego stanie (trzeci od dołu). W przedpokoju miałem woreczek z kulkami, żeby wysypać je na linoleum i obsmarowaną smarem podłogę na piętrze. Dzięki Kevinie Sam w Domu za pomysły. Bez ciebie musielibyśmy sami wymyślać jakieś pułapki. Zastanawiałem się jeszcze czy nie przewiesić wiadra przez barierki przy schodach, ale ja miałem w planach uciec z domu w razie inwazji policjantów, a nie bronić go jak fortecy.
Po paru godzinach znudziło nam się siedzenie na kanapie i wyczekiwanie policji. Ja zastanawiałem się co powiedzieć mamie - Cześć mamo, właśnie zabiliśmy sąsiada... Nie. Musimy uciec stąd. Ale muszę mieć pewność, że oni nas chociaż szukają.
Myra niemiłosiernie marudziła, że jej się nudzi, a ja byłem chyba aż nadto świadom tego, że mogę mieć problemy. Nieraz zastanawiałem się, czy Myra ma wycięty układ nerwowy, że nie potrafi oceniać prawidłowo sytuacji, czy po prostu jest taka głupia? Mama nigdy mi nie zdołała odpowiedzieć.
Swoją drogą to jakoś pół godziny przed powrotem mamy z pracy postanowiłem pójść do Joe'go, żeby spytać się o wieści. Jego tata pracował w ratuszu i powinien wiedzieć o wszystkich nowinkach.
On mieszkał na tej samej przecznicy, więc nie miałem problemów z czasem. Doszedłem dość szybko i zadzwoniłem do drzwi. Czułem jakbym połknął gniazdo os. Nie mogłem powstrzymać mojego ciała, żeby przestało się trząść, chociaż nie było mi zimno.
- Cześć, co cię sprowadza? - zapytał ciemnowłosy chłopak.
- Hejka, a tak sobie przyszedłem spytać się o coś - odparłem.
- Znowu chodzi o nowinki? Wbijaj.
Wszedłem i pognałem do jego pokoju. Po chwili dowiedziałem się, że ktoś zaatakował kijem baseballowym sprzedawcę, Williama Shakespeara w jego domu (oczywiście udałem, że jestem zaskoczony). On zgłosił na policję, że to był napad, ale zniknęła tylko jego czekolada, a twarzy bandytów nie pamięta (w tym momencie byłem na serio zaskoczony). Mają tylko ten kij, ale policjanci powiedzieli, że nie będą w stanie nic więcej zrobić.
- W sumie żadnej wielkiej szkody nie było. On ma siniaka, tylko zniknęły jego czekolady z niemiec - podsumował Joe.
- No to nieźle - odpowiedziałem.
Dobra nasza! - pomyślałem i cieszyłem się w duchu, za to, że mieliśmy więcej szczęścia niż rozumu.
- Coś jeszcze chcesz wiedzie? - spytał.
- Nie, muszę iść do domu, zaraz mama będzie. Będę miał co jej opowiadać. Na razie!
Wróciłem szybko do domu i przestrzegłem Myrę, żeby nikomu nie mówiła o dzisiejszych zdarzeniach, bo utrudnię jej życie w szkole. Nie miałem niczego złego na myśli, ale to był jeden z niewielu argumentow, które (z jakiegoś magicznego powodu) na nią działały.
Mama wróciła około dziesięć minut po tym jak ja przyszedłem od kolegi. Kiedy wchodziła do domu, to miała całkiem dobry humor, ale nie wiele trwało, żeby włączył się jej rage mode. Skończyło się na tym, że przez resztę dnia byłem zmuszony słuchać mamy jakimi to my jesteśmy brudasami, że doprowadziliśmy do takiego stanu dom i o bezsensie egzystencji. To ostatnie to było dla mnie trochę niezrozumiałe.
Musiałem wysprzątać moje wszystkie pułapki (Fuck you Kevin!). A gdy mama wpadła w fałszywy schodek, to myślałem, że wyjdzie z siebie i stanie obok (tak w każdym razie mówiła). Była wściekła, ale i tak doszedłem do wniosku, że to niewielka cena za dzisiejsze wydarzenia. Mogliśmy skończyć w jakiejś przypadkowej placówce.
Nigdy więcej nie pójdę za siostrą... - powtórzyłem sobie po raz tysięczny i najgorsza była świadomość, że wiedziałem o tym, że to złamię.
_________________
Siła zamknięta jest w Tobie - otwórz swoją głowę.
0
30 Kwietnia 2015r. 20:54
"wziąłeł" Takie o niczym... te dzieci są dziwne, ale w negatywnym sensie... Średnio to też się czyta... Dobra, dobra ponarzekać to ja mogę sobie gdzieś indziej tutaj konkrety mają być co nie?

1 Dzieci są bardzo sztuczne, nierealistyczne oraz odznaczają się debilizmem?
2 Tekst i wydarzenia nie są jakoś spójne?
3 Trochę błędów stylistycznych.
4 Nie wydaje mi się to ciekawe, czy też nazbyt zaskakujące.
5 Chyba po prostu mi się nie podoba.
_________________
0
31 Grudnia 2015r. 10:51
Jedyne, co mi się tu nie podoba, to to, że te dzieci... Są po prostu dziwne.
_________________


A ty ile miałeś lat, kiedy w twoich oczach zginął świat?
Strona fanów japońskiej popkultury On-Anime 2009 - 2024
Napędzana przez autorski skrypt On-Anime 4, wykonany przez jednego z największych leni na świecie.