Ukryta zawartość
Siedziałem w piwnicy.
Właściwie miałem już wszystko gotowe.
Przyznam się, że świat nadal mi wirował, może dlatego, że mój organizm się nie zrekonstruował do końca.
No cóż, przynajmniej jestem bardziej ekonomiczny.
Mniej potrzeba na mnie wydać.
Zapaliłem świeczkę cynamonową.
Przyznam, że zapach był bardziej korzenny niż cynamonowy.
Przyszedł Florek.
- Cześć Przem.
- Hej.
Spojrzał na mnie.
Następnie usiadł na pufie naprzeciw mnie.
- Czuć trochę.
- No cóż...
- Dlaczego?
Milczałem.
- To przeze mnie poszedłeś się upić? - Spytał się głębokim głosem i smutnymi oczami.
Wyglądał jakby było mu naprawdę przykro.
- Czemu...? Czemu miałbym?
- No nie rób z siebie kretyna, wiem, że to jest nowe miasto, a myślę, że zauważyłeś, że chcę być z Alą.
- Zauważyć to zauważyłem.
- Wiec dlaczego się schlałeś?
- Nie schlałem się...
- Jak nie? Popatrz na siebie!
- A już na pewno nie z twojego powodu.
- Czyli?
- Czyli poznałem paru ludzi i z nimi się napiłem. Oto cała historia.
- No nie wiem...
Wstał i ruszył w kierunku drzwi.
- Powiem pani Marcie, że jesteś pijany.
Właściwie to jestem pod jej opieką... pieprzony kapuś.
Jak wyszedł to pokazałem mu fakacza.
Długo nie musiałem czekać.
Po chwili wpadła pani Marta.
Spokojnym krokiem weszła ze swoimi okularami.
Zmierzyła mnie wzrokiem, a następnie zajęła tą samą pufę, którą uprzednio zajmował Florek.
W milczeniu posiedzieliśmy chwilę.
- Florek mi powiedział...
- Rozumiem.
- Przemku.
- Tak?
- Jesteś na nas zły? Coś się stało?
- Nie, naprawdę jest wszystko okej.
Boże... gdybym wiedział to bym posiedział z nimi dłużej, aż bym zaczął trzeźwieć, albo chociaż kupił trochę gum.
- A masz z tym problem? Podobno w Nowy Rok Florek z Alicją znaleźli cię również w takim stanie.
Nieprawda, byłem wtedy napieprzony jak messerschmitt, a teraz jestem podpity.
- Nie, po prostu poznałem paru ludzi i chcieliśmy porozmawiać chwilę tak, o.
- Na pewno to jest tylko to?
To już nie było tonem jaki zadaje terapeutka do pacjenta, bardziej jak matka do syna...
Poczułem, że zalewa mnie fala wstydu i moje oczy zrobiły się pełne od łez.
- Przemku... martwię się o was.
- Ale o mnie nie trzeba.
- Jesteś pewny?
- Tak.
- Na przyszłość mów mi kiedy zamierzasz wracać pod wpływem.
- Ale ja nie ćpam!
- Nie mówię o ćpaniu, chociaż powiem, że nie chciałabym, żebyś zaczął.
- Nie zacznę.
- To może inaczej... jakie masz plany na jutro?
- Chcę iść ze znajomymi do... do parku Oliwskiego w Gdańsku.
- Rozumiem, nie chcesz z nami iść do Fokarium?
O kurde... Nie, tam będzie Florek i Alicja, niech to będzie dla nich udany dzień, nie będę się im wpierniczać!
- Nie, może kiedy indziej pójdę tam.
- Wiesz... naprawdę czuję jakbyś był częścią naszej rodziny, jakbyś był przyszywanym synem.
To były najprzyjemniejsze słowa jakie usłyszałem w całym moim życiu.
Poleciała pierwsza łza.
Później się rozkleiłem.
Chwilę posiedziała ze mną pani Marta.
Zmieniła się.
Już nie była tylko naszą terapeutką, nie do końca.
/ Hej. Przemku, jutro o jedenastej w Gdańsku, dasz radę? Przystanek Oliwa, będę czekać na Ciebie <3
// Postaram się przyjechać.
O godzinie dziesiątej trzydzieści siedziałem na dworcu w Gdyni Głównej.
Właściwie to mogliśmy się spotkać tutaj i razem pojechać...
Chociaż nie wiem gdzie ona była w nocy.
Czemu ja to tak rozmyślam o wszystkim?
Wyszedłem z domu zanim oni zjedli śniadanie.
Pani Marta tylko puściła oko do mnie zanim wyszedłem.
W domu zrobiła się przyjemniejsza atmosfera, chociaż przez chwilę Florek mnie wkurzył, ale go rozumiem.
Każdy się tu o wszystkich martwi.
Taki system.
To jest dobry system.
Nie zamierzam go zmieniać.
Natomiast teraz miałem jechać do Oliwy, żeby pochodzić razem z Kamilą.
Szykuje się ciekawy dzień.
Przyjechał pociąg i wsiadłem do SKMki.
Stałem zaraz przy drzwiach i pilnowałem stacji.
Bałem się, że przejadę za daleko.
Ale poszło wszystko zgodnie z planem... tym razem.
Piękny dzień.
Nie było przesadnie mroźno.
W pociągu jeszcze naszła mnie myśl na temat tej złotej kulki, której teraz było pełno w domu.
Ciekawe jak mu wybrali na imię.
Ja bym jej dał na imię Brandy...
Czy to początek alkoholizmu?
Wysiadłem z SKMki.
Nie zdążyłem się rozejrzeć, to już na mojej szyi wylądowała Kamila.
Przytuliła się mocno do mnie.
- Czeeeeeeść.
- Hej, Kamila.
- Jejciu, ale się cieszę, że cię widzę.
One przejawia taką empatią jak te psisko, które Alicja przyniosła ze sobą.
- Ja też się cieszę, że cię widzę - powiedziałem jej patrząc prosto w oczy.
Ona się uśmiechnęła i chyba chciała mnie pocałować.
Nie chciałem.
Nie teraz.
Nie na przystanku.
Zakazany owoc znacznie lepiej smakuje.
Moje myśli zrobiły się może nieco romantyczne?
Co się ze mną dzieje?
Ruszyliśmy.
Przez chwilę Kamila była cicho, chyba zdziwiła się, że nasze usta się nie złączyły.
- A czemu tutaj się spotkaliśmy, a nie w Gdyni?
- No bo zostałam na noc u babci.
- Aa, rozumiem.
- Ona mieszka w starej Oliwie.
Pewnie wiem gdzie to jest.
Poszliśmy kawałek dalej.
- Co myślisz o gdańsku?
- Myślę, że to miasto... jest stare.
- No bo jest, dawno temu to miasto działało praktycznie jako kraj. Kraj, który nosił nazwę Wolne Miasto Gdańsk. Tata mi to zawsze powtarzał jak wychodziliśmy od babci. Po raz pierwszy w życiu to przekazuję dalej.
- Miło mi, że jestem tą pierwszą osobą.
Uśmiechnąłem się do niej.
Ona odwzajemniła uśmiech.
Włożyła swoją rękę pod moje ramię i oparła na moim barku głowę.
Miło mi się zrobiło.
- Myślisz, że...
- Że co? - odpowiedziałem.
- No wiesz... może daleko mieszkasz.
- Ćśś.
- Hm?
- Chodźmy najpierw do parku.
- Okej.
Spojrzała na mnie dość tajemniczo, ale ruszyliśmy do głównej ulicy i zaraz znaleźliśmy się w parku.
Myślałem, że jest ładniejszy, ale nie było źle.
Udaliśmy się główną aleją.
Minęliśmy dwa długie zbiorniki wodne i wolnym krokiem, w milczeniu szliśmy.
Następnie mostkiem przeszliśmy nad strumyczkiem.
Potem zobaczyłem dość dużą altanę.
- Chodźmy do tej altany.
- Dobra. Prowadź.
Poszliśmy
- To co chciałaś mi powiedzieć po drodze?
- Już nic.
...
- Myślisz o tym, że...
- Tak.
Spojrzała na mnie.
- Jesteś pewna?
- Tak, chciałabym.
- Wiesz... ja mieszkam we Władysławowie.
- No i co z tego?
- No to, że będziemy się bardzo rzadko widywać.
- Ale jeżeli jesteś dobrą osobą, to będzie warto.
- Szczerze to przez ostatnie parę miesięcy prawie zepsułem życie trzem osobom. Może i nawet więcej.
- Może nie jest tak źle?
- Teraz jest nawet dobrze.
- No widzisz. Wszystko da radę.
- Da radę, ale jakim kosztem.
- Ja jestem w stanie zapłacić odległością. Wiem, że w Gdyni... ani nawet w całym trójmieście nie ma odpowiedniej dla mnie osoby.
W tym momencie przeraziłem się, że ona spała ze wszystkimi chłopakami w trójmieście.
Później odgoniłem tę myśl.
- Mogę się przytulić?
- Jasne.
Przytuliła się, ale od razu wiedziałem do czego zmierza.
Spojrzała mi prosto w oczy.
Moje serce zaczęło bić szybciej.
Jaka ona była piękna.
Uśmiechnęła się delikatnie do mnie.
Jasne oczy przemawiały do mnie, że nie ma prawa się nic zepsuć.
Delikatny wiatr zawiał i porwał ze sobą parę włosów na jej twarz.
Odgarnąłem włosy i dotknąłem jej zimnej twarzy.
Uśmiechnęła się szerzej.
Odwzajemniłem uśmiech.
- Pięknie tutaj, prawda?
- Tak, pięknie... Ty też jesteś piękna.
Na jej twarzy zapłonął rumieniec.
Przejąłem pałeczkę.
Poczułem, że to czas.
Pocałowałem ją.
Ona była spragniona tego.
Przez moment mi przeszła myśl, że można było poczekać z tym jeszcze chwilę, ale... pies trącał.
Nasze usta się połączyły, a języki się splotły ze sobą.
Ta chwila trwała kilka sekund i wieczność zarazem.
Ona położyła rękę na moim karku.
Natomiast moje ręce były na jej plecach.
Miałem zamknięte oczy.
Ale po chwili pocałunek się skończył.
Spojrzeliśmy się na siebie.
Wiedzieliśmy, że teraz będzie tylko lepiej.
Zaśmialiśmy się do siebie.
Poczułem, że w kieszeni wibruje mi telefon.
Nie, nie, nie. Nie odbieram, nie ma mnie dla nikogo.
Jestem tylko dla niej.
To była piękna chwila.
Dominika wiedziała, że mamy się ku sobie.
Wystarczyły nam trzy dni.
Oboje byliśmy tego spragnieni.
- Co można jeszcze zwiedzić w Gdańsku?
- No wiesz... można iść na starówkę, ale to w centrum.
- Z tobą się chętnie przejdę.
Uśmiechnęliśmy się do siebie.
Ruszyliśmy ku pętli tramwajowej.
Pani Marta szła w zamyśleniu.
Nie chciała, żeby Przemka coś złego spotkało.
Ten chłopak dał jej tyle do myślenia, że postanowiła się postarać.
Odzyskać Alicję.
Od dawna czuła, że od niej żąda wielu rzeczy.
Nie ma próśb ani propozycji, są oświadczenia.
Nie ma dyskusji.
Jak coś jest, to po jej myśli.
Pierwszym krokiem ku nowej, lepszej przyszłości była zgoda na przygarnięcie pieska.
Złota strzała...
Dziwnym trafem skojarzyła się jej koleżanka, która w liceum zaliczyła złoty strzał.
Ten pies jej o tym przypomniał.
Heroina.
Polski kompot prosto z pól maku lekarskiego.
Bliska przyjaciółka, z którą razem się trzymała w latach szkolnych.
Następnie małżeństwo jej rodziców zaczęło się rozpadać.
Alicja, bo tak nazywała się przyjaciółka Marty, zaczęła trzymać się z hipami.
Alicja... przyjaciółka.
Alicja jako córka.
Marta jako psycholog i psychoterapeutka.
Marta, która postanowiła pomagać uczniom.
Marta, która postanowiła poświęcić swoje życie dla innych, żeby im pomóc, a na końcu się na tym dorobiła i zapomniała o swoim powołaniu.
Tak łatwo zapomnieć o celu.
Udała się do domu i zamknęła się w toalecie.
W domu nikogo nie było.
Alicja z Florkiem w galerii.
Przemek w Gdańsku.
Marta zapłakała gorzko w domu po rodzicach.
Gdynia, tu się wszystko zaczęło.