Aż się zdziwiłem, bo byłem pewny, że będę musiał dużo zmienić, ale nie :D
Ukryta zawartość
Ta jazda ciągnęła się... trafnym określeniem było, że kilometrami.
Jak by nie patrzeć to atmosfera była ciężka.
Po jednej stronie psychopatka w zielonej kurtce, która nie dość, że zniszczyła moją ostatnią działkę to próbowała mnie zabić.
Ale gdy gniew minął to zacząłem się nad tym zastanawiać.
Dlaczego ona to zrobiła?
Miałem mnóstwo czasu na to.
Musiałem mieć śmieszną minę bo czasami się chichrała gdy patrzyła na mnie.
Ciekawe, Łucjo, czy chodzi o to...?
O to, że chciałem cię poczęstować trawą?
Dlatego?
Dobrze, już nie będę częstował.
Ale... chyba to nie to.
Reda, Wejherowo.
Idiotyczne nazwy dla miast.
Nie podobały mi się.
Tak samo jak obskurne budynki, które prezentowały owe miasteczka.
Skąd ta niechęć?
Znowu naszła mnie ochota, żeby zamknąć się w piwnicy i się upalić.
Muszę się tego pozbyć, tej chęci.
A może...
Może to dlatego ona chciała mi coś pokazać?
Te myśli... że jednak chcę żyć gdy spadałem.
Czy one zawsze były?
Marzyłem o śmierci mając dobre podstawy, żeby żyć.
I to dość dobrze.
Ludzie, którzy mnie lubią i tolerują.
Spojrzałem na Florka.
- Co jest? - spytał cicho.
- Nie, nic... a właściwie...
- Nom?
Zbliżyłem się, żeby powiedzieć mu coś na ucho.
- Nie, no co ty stary...
- Na pewno? - zapytałem, żeby mieć pewność.
- Pogadamy jak przyjedziemy.
- Dobra.
Rozmowy podczas tej podróży były wyjątkowo dziwne.
Chociaż Florek starał się uśmiechać to wyglądało to dość słabo.
Odwrócił swój wzrok za okno.
Ja spojrzałem na swoje ręce.
- Umyłeś je dokładnie? - syknęła Łucja.
Szczerze zrobiło mi się smutno.
Spojrzałem na nią, a ona się uśmiechała.
Trudno było określić czy to był potężny sarkazm czy po prostu mi dokuczała.
Miałem nadzieję, że to będzie dobra przyjaźń.
Chociaż nie wszystko stracone.
- Chodziło o tę lufkę? - spytałem się jej.
- Między innymi, sam dojdź do dobrego wniosku - powiedziała z poważną miną patrząc mi w oczy.
Ciemne oczy.
Trzeba przyznać, że potrafiła wejść wgłąb duszy.
Albo mi się tak wydawało.
Minęła dobra od mojego ostatniego... seansu.
Ciekawe.
Czułem się trochę nierealne.
Pierwsze zetknięcie z tym i już wpadłem w ciąg.
Chyba to jest dobry moment by przestać.
Można to uznać za doświadczenie.
Nie wiem czy chcę wracać do tego.
To jest za smutne.
Jeżeli o to jej chodziło to wykonała swoje zadanie.
Nie chcę, żeby mną bardziej pomiatała.
Chociaż czułem się tak poniżony, że cały czas mam ochotę wyskoczyć z tego samochodu.
Ale nie.
Ta wariatka próbowała mnie zabić albo pokazać mi jak ważne jest życie.
Czy o to chodziło?
- Za około półtorej godziny będziemy w domu - oświadczyła pani Marta.
Siedzę w pokoju.
Na parapecie.
Teraz już zupełnie inaczej to widzę.
Patrzę na to z góry.
Czuję jakby lęk?
Czy to tak powinno być?
Mam wrażenie, że ona zaraz przyjdzie i mnie zepchnie.
Im bardziej o tym myślę, to coraz bardziej jestem tego pewny, że ona jest w moim pokoju i czeka aż będę patrzeć w dal i przestanę być czujny.
Niedoczekanie.
Czy mam jej za złe?
Z jednej strony tak.
Z drugiej... chyba jeszcze nie ma tej drugiej strony, to jest za świeże.
- Dobra, Łucjo. Chodź za mną - powiedziała Terapeutka.
- Już idę - powiedziała zdejmując zieloną kurtkę.
Alicja poszła do swojego pokoju, jakby była zaprogramowana.
Pod pachą miała laptopa i zniknęła za drzwiami do jej świata.
Dziewczyna w czarnych włosach, które były lekko falowane poszła długim korytarzem za głosem jej chwilowego opiekuna.
- Powiedz mi coś...
- Tak?
- Mam zadzwonić do twojego taty, żeby się nie martwił?
- On się nie będzie martwić. Nie o mnie.
- Dlaczego tak sądzisz?
- To jest przesłuchanie?
- Nie, chcę wiedzieć, bo teraz ja jestem odpowiedzialna za ciebie i nie chcę iść do więzienia za porwanie, ot co.
- Nie zeznam przeciwko pani.
- Tego by brakowało, ale chcę, żeby wszystko było ustalone.
- A co ma być ustalone?
- Oferuje ci pokój, wyżywienie i opiekę, ale w zamian za to...
- Coś za coś... ech.
- Co?
- Nie, nic.
- Dobrze, to w takim razie... po pierwsze chcę, żeby twoi rodzice wiedzieli, że jesteś u mnie, zaczekaj, nie skończyłam - powiedziała szybko pani Marta widząc, że dziewczyna otwiera usta. - Chcę, żebyś dopasowała się do panujących tu reguł.
- Dlaczego pani nie chciała zadzwonić do mojego taty jak byłam w Gdyni?
Programistka wiedziała, że to pytanie nadejdzie.
Czy to wszystko dlatego, że chciała poczuć, że Alicja znowu jest niedaleko?
Czy to dlatego, że ona chciała powrotu swojej przyjaciółki?
Obie były bardzo podobne, Marta to wiedziała.
- A nie chcesz tutaj być?
Łucja nie odpowiedziała.
- Dobrze. W takim razie pójdziesz do tutejszej szkoły. Nie martw się, jak będziesz mieć problem to zwróć się do kogoś z nas, na pewno pomożemy.
- Chyba ten chłopak nie za bardzo będzie chciał ze mną rozmawiać.
- Ten chłopak? Przemek czy Florek?
- Nie... ten z durnym imieniem właściwie też, ale Przemek, bo zrzuciłam go z dachu, ale przynajmniej nie ćpa. Mam nadzieję, że nie będzie.
- Masz trochę dziwne metody, ale uszanuję to jeżeli zadziała. A czemu Florek ma z tobą nie rozmawiać?
- No bo jego okradłam.
- No pięknie - powiedziała zrezygnowanym głosem pani Marta.
Nie wiedziała co dodać.
Coraz to ciekawszych wiadomości się dowiadywała.
Jedno ćpie, drugie kradnie, trzecie stara się jak może, a jest odrzucane, czwarte zamknięte w swoim pokoju...
Teraz doszło do niej, że dzieciaki się u niej mnożą w tym roku jak króliki.
Ale przynajmniej teraz coś się dzieje.
- Dobrze. Chodź, pokażę ci twój nowy pokój, a później dasz mi numer do rodziców.
- Do taty.
- Rozumiem.
Zszedłem z okna.
Nie chcę być z niego zrzucony.
Wpadam już w paranoje?
Siedzę na łóżku i nie wiem co ze sobą zrobić.
Włączyłem laptopa.
Zacząłem wchodzić na fora, na które już od dawna nie wchodziłem.
Gdy zalogowałem się na jedno z nich, to poczułem pewien sentyment.
Na nim poznałem Alicję.
Chociaż nie znałem jej wtedy.
Nie sądziłem, że tak potoczą się nasze losy i będę z nią mieszkać.
Postanowiłem napisać do niej.
Tylko co...
Wysłałem jej wiadomość składającą się z dwóch znaków... ":)"
Po prostu uśmiech.
To takie proste.
- Dzień dobry, z tej strony... - urwała.
- Halo, kto tam? - usłyszała głos, który kiedyś znała, a teraz stał się tylko nieco grubszy i bardziej męski.
- Andrzej? - zapytała niepewnie.
- Kim pani jest i skąd pani zna moje imię?
- Jestem przyjaciółką twojej siostry.
- Skąd znasz Alicję... zaraz, zaraz... Marta...?
- Tak - odpowiedziała.
- Boże... co się stało, że do mnie dzwonisz? Co tam u ciebie?
- Dzwonię, bo znalazłam Łucję.
- Łucję...? Co z nią, boże jak ja się martwię o nią, jej już chyba nie ma tydzień w domu...
Z zeznań dziewczyny uciekła prawie trzy tygodnie temu - pomyślała, ale nie powiedziała.
- Tak więc mówię, że jest u mnie i mam pytanie.
- Jakie? Jest cała?
- Żyje i ma się dobrze. Ale chciałabym, żeby została u mnie.
- Dobra.
I TO JUŻ? TYLKO TYLE?
- Eee - wymamrotała niepewnie Terapeutka.
- Możesz podać adres to wyślę jej ubrania i rzeczy.
- Tak po prostu?
- No sama powiedziałaś, że chcesz się nią zająć. Ja mam mały dom i rodzina mi się powiększa, zresztą ona jest już prawie dorosła i jeżeli chce się przeprowadzić to zależy tylko od niej.
Tego się nie spodziewała.
Nie sądziła, że on naprawdę tak się zmienił.
Że nie będzie mu zależeć na własnej córce.
Poczuła, że musi pomóc temu dziecku, że musi dać jej ciepło, którego rodzice jak widać nie dali.
- Dobrze, twoja córka będzie u mnie mieszkała przez jakiś czas, nie wiem ile, ale...
- Okej, jak wytrzymasz z nią to może mieszkać jak najdłużej - powiedział i zaśmiał się.
Poczuła niechęć do tego człowieka.
- Właściwie to tyle. Do widzenia - powiedziała sucho.
Była nieco zasmucona, że tak to się skończyło.
Łucja spojrzała na Martę wielkimi czarnymi oczami.
- Będzie ci tutaj dobrze - powiedziała i przytuliła się do piętnastolatki.
Zostało jeszcze parę dni ferii.
Jutro pani Marta zapowiedziała długą rozmowę.
Z nami wszystkimi.
Alicją, Florkiem, Łucją i mną.
Coś się kończy, coś się zaczyna.
Ciekawe.
Może coś się zmieni?
Te ferie były najdziwniejszymi w moim życiu.
Za dużo się stało.
Teraz wiem, że zacząłem brać przez to towarzystwo.
Dorian, Dominika i Kamila.
Toksyczne towarzystwo, ale nikt z nich nie zasługiwał na śmierć.
Nikt.
A na pewno nie Dorian.
Szkoda mi było jego.
Jak pomyślę, że on już nigdy nie zobaczy światła, nigdy nie będzie mógł widzieć i słyszeć.
Nigdy nie poczuje niczego.
Nigdy już nie będzie.
Młodszy ode mnie, a już nie żyje.
Łza poleciała mi po policzku.
Położyłem się i spróbowałem zasnąć na trochę.