Ukryta zawartość
Miłość nie istnieje.
Nie żebym się użalał nad sobą. Te czasy już dawno minęły. A może właśnie nie?
Minęło kilka miesięcy. Jest wiosna.
Zaraz koniec roku szkolnego. Maj. Piękny miesiąc.
Wszystko się budzi do życia.
Wszystko za wyjątkiem Alusi. Ale o tym później.
Ania. Piękna istota o pięknych oczach i ładnym uśmiechu.
Kształtnym biuście.
I w ogóle.
Kilka razy byłem u niej. Owszem, bardzo miła, tak samo jej mama.
Atmosfera była wręcz idealna.
Do momentu jak ja nie spieprzyłem tego.
Miałem proste zadanie. Chciałem wziąć ją za rękę. Może i nawet pocałować. Kto wie?
Ale tak mi dziwnie było, że chwyciłem za mocno, potem było mi głupio.
Nie potrafiłem się skupić.
A na sam koniec, wtedy byłem ostatni raz, zaprosiłem ją na koncert.
W lokalnym klubie grał młody metalowy zespół. Chciałem, żeby poszła ze mną.
Usłyszałem, że z "uczniami się nigdzie nie wybiera, zresztą co to jest za brudna muzyka".
Dupa blada, czekolada. Nie ma chleba, są bułki.
Baba od bioli miała rację, to nie była moja liga.
Żadna liga nie jest moja.
Jestem za stary. O dwa lata starszy, niż wszyscy inni.
A do tego Alicja...
Od powrotu z Trójmiasta jest posępna. Traktuje mnie i Łucję jak meble, powietrze czy raczej zło konieczne.
Pani Marta już nieraz próbowała nakłonić do wspólnych obiadów, rozmów.
Wiem, że Alicja też zaczęła chodzić na sesję prywatną u swojej matki (!).
A kiedy, co mnie wcale nie dziwi, skończyło się porażką, to koleżanka po fachu (nie pamiętam imienia)
zabrała się za Alicję.
Nie żeby to przyniosło jakiś skutek.
Po prostu teraz jest nieobecna. Tak jak jeszcze dwa miesiące temu się złościła, tak teraz jest niemrawa.
Żal mi jej.
Ale po tym wszystkim naprawdę głupio mi do niej zagadać.
Bo jestem tchórzem.
Mimo, że jest wiosna, maj, to jest chłodno.
Idę z Setą przez las i czuję powiew bryzy.
Przyjemne, gdyby nie to, że jestem za lekko ubrany.
Patrzę a tam na kłodzie siedzi Florek.
- Cześć, Flo - powiedziałem.
- Cześć, piracie. - Zaczął mnie tak nazywać po tym jak powiedziałem mu o mojej porażce. Nie mam pojęcia dlaczego.
- Co tak siedzisz?
- Ładny dzień, no nie?
- W sumie zimno trochę, ale gadaj o co chodzi.
- Łucja.
- Co z nią?
- Zaczęła mi opowiadać różne rzeczy o Alusi i nie wiem teraz co z tym zrobić. Przyszedłem tutaj przemyśleć sprawę, a kiedy się wyciszyłem, to wpadłeś ty.
Zignorowałem uwagę.
- Co takiego powiedział?
- Podobno Ala jest na prochach. To prawda?
- W sumie to by wiele wyjaśniało... - powiedziałem. Ciężko tak ocenić ją. Mogła równie dobrze udawać oddaloną, ale może rzeczywiście jest na psychotropach? - Musimy z nią pogadać.
- Taaa, jasne. Już to widzę. Jak ostatnio próbowałeś, to chciała cię pobić czy zignorowała?
- No tak...
Siedzieliśmy tak w ciszy.
Ciężki ten czas.
Piękna sobota.
Słońce świeci, ptaszek kwili, może byśmy się zabili?
Niedługo potem wróciłem do domu.
Dom... w sumie mój dom już nie istnieje, ale co tam.
Mam teraz wykupiony abonament na życie na garnuszku pani Marty do skończenia szkoły.
Tak samo jak Łucja.
Jedziemy na tym samym wózku.
O rany... jak ta dziewczyna się zmieniła.
Na początku była nieco agresywna, niespokojna, a teraz?
Bez przerwy schodzą się do niej koleżanki.
Oczywiście jak jest w domu, a rzadko bywa.
Zaczęła chodzić na treningi.
Sam też postanowiłem się na coś zapisać.
Matka Alusi mówiła, że też powinienem.
Tak też zrobiłem.
Zapisałem się na strzelnicę.
Przynajmniej dam upust jakimś emocjom.
Póki co siedzę na łóżku i przeglądam zdjęcia Ani.
Dlaczego ona tam mocno mnie zafascynowała? Nie wiem.
Czas myśleć o innej. Nie wolno patrzeć wstecz. To zabija.
Wszedłem na portal randkowy i zacząłem przeglądać profile.
Chociaż przyznam, że każda dziewczyna wydaje mi się taka pusta.
Niektóre nawet mają już dzieciaki!
To jest straszne.
Ale żywię nadzieję, że jednak jest tutaj odpowiednia dla mnie.
Szukajcie, a znajdziecie.
Jutro mam spotkać jedną.
Nazywa się Andżela.
Ze zdjęć taka przeciętna, ale potrafi opowiadać o ciekawych rzeczach.
Może to jest to?
Tak więc umówiliśmy się przy fontannie.
Siedzę i czekam. Jak ten debil.
Ubrałem się schludnie, koszula, eleganckie buty. Aż sama pani Grażynka się ucieszyła i zaczęła mówić jak to się chodziło na randki za jej czasów i że przypominam jej Józia.
O rany. Głupio mi się zrobiło.
Z burakiem na twarzy wyszedłem i tak czekam.
Dostałem wiadomość, że się spóźni.
No nic. Jestem taki, że przychodzę przed czasem, więc dobra moja.
Najwyżej zapuszczę korzenie.
Ponad pół godziny czekałem i wreszcie ją widzę.
Rozpoznałem ją, chociaż nie byłem pewny czy to ona.
- Hej...? - powiedziałem do Istoty.
- Cześć, Przemek?
- Zgadza się - uśmiechnąłem się.
- To gdzie idziemy? Znasz jakieś miejsce? - spytała i się rozejrzała.
- W sumie to mieszkam tu od niedawna i... - skłamałem. No pięknie nowa znajomość, nowe kłamstwa. Oto ja.
- Nic nie szkodzi. Znam taką jedną kawiarnie. Jest strasznie klimatyczna, chodź, chodź.
- Idę, idę. - Przyjazna osoba.
Poszliśmy do kawiarni, gdzie było mnóstwo książek, a wnętrze jakby wyjęte z mieszkania z lat trzydziestych ubiegłego wieku.
Niesamowite miejsce.
W tle grał Jazz.
Każdy stolik był na uboczu, więc każdy miał kąt dla siebie.
Piękna sprawa.
A ona? Cud dziewczyna.
Cholernie wygadana.
Przez całe spotkanie może powiedziałem kilka zdań.
Opowiadała swoje życie, co lubi, jak powinno się odżywiać, trochę o swoim rodzeństwie.
Sam nie wiedziałem co mówić. Ogrom informacji mnie przygniótł.
A do tego co powiedzieć o swojej sytuacji?
"A bo wiesz, kątem mieszkam u mojej psycholog, razem z koleżanką i jedną dziewczyną, która uciekła od swojego ojca, który ją bił. Normalka. A do tego nie zgadniesz! Miałem wypadek, potrąciło mnie auto. A żeby było śmieszniej, jeszcze około rok temu chciałem się zabić! Tyle atrakcji."
Nie
- Opowiedz coś o sobie, bo a tylko mówię. Jesteś speszony, widać to z daleka. Nie bój się mnie, nie gryzę.
- Nie wiem co mówić.
- O sobie, cokolwiek. Sam widzisz, że po prostu mówię, samo przychodzi. Masz rodzeństwo?
O zgrozo!
- W sumie tak, ale nie utrzymuję kontaktu. Siostra mieszka daleko i nie odwiedzamy się, to samo z rodzicami.
- Z rodzicami? Czyli jak? Mieszkasz sam?
Już nie.
- Tak.
- Łaaał. Też tak chcę. Bo widzisz, mam tak, że muszę dojeżdżać do miasta, żeby do szkoły chodzić, straszna masakra...
Tak. O rany, ile ona może mówić? Z jednej strony to dobrze, ale z drugiej to męczące.
No nic.
Po spotkaniu byłem zadowolony. Wróciłem i od razu napadła mnie pani Grażynka pytając się jak było.
Już chciałem powiedzieć "no zawiodłem się, nie jest najpiękniejsza, ani nie zamoczyłem, słabo".
Ale odpowiedziałem "było bardzo fajnie, dziękuję".
Poszedłem do pokoju i wysłałem jej uśmiechniętą buźkę.
Może warto powiedzieć jej prawdę? Może być ciekawą osobą, a nie chcę zachować się jak Ania.
Chcę mieć normalną dziewczynę.
Problemy outsiderów...
Wtedy stało się coś dziwnego.
Po raz pierwszy od długiego czasu Alusia weszła do mojego pokoju.
Była zapłakana.