takie tam z życia wzięte
bez korekty, bez niczego
Autobus. Znowu się spóźniłem. Nie po raz pierwszy już z resztą. Nie mając wyboru pozostało mi tylko czekać na następny. Stoję na przystanku, a w zasadzie to za przystankiem. W kółko powtarzam sobie, że to wszystko przez te wakacje. Akurat dziś plastik musiał zawładnąć wszystkimi przystankami w okolicy. Akurat tego dnia, kiedy spóźniłem się na autobus. Nie mogłem już znieść tego sztucznego miziania się.
Pogodziłem się z myślą, że przez najbliższą godzinę będę wpatrywał się w biegający tłum. Tłum ludzi śpieszących się gdzieś, za czymś. Musiałem dziwnie wyglądać na ich tle, niczym świecący piksel na czarnym ekranie. A niech pędzą, będą tak biec, to w końcu dogonią starość. Ciekawe, co sobie myśleli na widok typa opartego o wiatę przystanku. Pewnie jakiś ćpun albo pijak. Norma. Co się będę przejmował, nawet tak wyglądam.
Nagle ktoś z tego tłumu kieruje się w moją stronę. Pewnie kolejny niedoszły pasażer nieszczęsnego autobusu. Szedł pewnym krokiem nie zwracając uwagi na rozkłady jazdy, a jedyną rzeczą, która wzbudzała teraz jego uwagę była moja postać. Poczułem niepewność, odruchowo zdjąłem słuchawki z uszu i wyciszyłem muzykę. Przygotowałem się na milion ewentualności. Może chce fajkę, może pieniądze albo telefon? Chyba mnie nie pobije, w końcu pełno ludzi, a nawet, jeśli…
Nie, to niemożliwe, jest sam.
- Siema – wita się ze mną i podaje ręki.
Koleś był wielki, miał nieproporcjonalną do reszty ciała głowę, sporo wyższy ode mnie. Nie miałbym z nim szans w żadnym pojedynku. Ubrany w pomarańczowy t-shirt i bojówki w kolorze khaki. W jednej ręce trzymał plecak, w drugiej wielką siatkę, z której wystawał kawałek koca.
- Cześć - odparłem, zachowując odpowiedni dystans.
- Wiesz może jak dojechać do Mokrego?
- Sorki, ale nie wiem – wybełkotałem.
Nie był to mój najlepszy dzień. Różne myśli kłębiły mi się w głowie, nie potrafiłem ich poukładać. Jedyne, czego chciałem, to założyć słuchawki na uszy i odpłynąć z muzyką. Miałem doła. Spodziewałem się, że zapyta o ogień, pieniądze albo o jakąś inną bzdurę. Nie wiem dlaczego, ale coś w głębi mnie kazało mi drążyć temat. Dziwne, zwykle nieśmiałość zabijała wszystkie moje próby, jednak tym razem wszystko było mi jedno.
- Nie jesteś stąd?
- Jestem ze Śląska. Przyjechałem do cioci do Mokrego. Ma na imię Renata Garbulska. Znasz może?
Gdy to mówił podszedł do ściany i ustał obok mnie grzebiąc w rozporku. Po chwili żółta struga poleciała w kierunku ziemi wydając charakterystyczny dźwięk.
Wkurzyłem się. Normalnie bym zwrócił uwagę, ale dziś… Stałem twardo, niewzruszony niczym głaz. Tak, jakby było to coś zupełnie normalnego. „Lać na to” pomyślałem.
Koleś, którego imienia nawet nie znam, pyta mnie się czy znam jego ciocię? Już miałem chęć powiedzieć coś uszczypliwego, ale te 400km, które pokonał, jakoś mnie pohamowało. Być może, dlatego, że sam nigdy bym się nie odważył na taka eskapadę. Zwykle nie wychylam nosa poza moje 15 cali. Czyżby wzbudził we mnie odrobinę szacunku?
- Przykro mi, nie znam jej. Nie znam okolic tego miasta.
Wzruszył ramionami i rzucił bagaż na ziemię, po czym poszedł na przystanek pytać innych. Zza ściany usłyszałem tylko głos starszej kobiety:
- Musi pan iść na Plac Stycznia.
No to się dowiedział, przynajmniej nie będzie mi du… szy truł. Jednak zastanowiło mnie jedno, co w tłumie plastików i marnych sobowtórów Biebera robiła starsza kobieta i skąd wiedziała jak dojechać. Zwykle to miejscowi najmniej wiedzą.
Koleś wrócił, jakim cudem zrobiło mi się głupio, że nic nie wiem.
- No to już masz jakiś trop – zagadałem.
- Masz może faje?
W tym momencie czara goryczy przepełniła się. Miałem już go dość. Typ miał czelność pytać jeszcze o faje. Skoro nie znasz drogi to może masz to, przydaj się na coś.
- Nie palę, nie mam.
Przez moment widziałem grymas na jego twarzy. Już myślałem, że spyta o kasę albo telefon. W tym momencie zakręcił się na pięcie, zabrał swoje torby i skierował się w stronę placu. Nie uszedł dwóch kroków po czy ponownie się odwrócił.
- Nara – rzucił jakby od niechcenia.
- Trzymaj się, powodzenia – odruchowo odparłem.
Jakimś cudem przeszło mi to przez gardło. Stałem jeszcze w osłupieniu przez kilkanaście sekund nie wiedząc, co tak naprawdę się stało. Słowa brzęczały w mojej głowie jeszcze przez jakiś czas. Dopiero wrzaski „bawiącej się” młodzieży wyrwały mnie z letargu. Życie znów zaczęło powracać do normy, zapach powietrza, hałas ulicy, wszystko to zdawało się być takie jak wcześniej. Założyłem słuchawki na uszy i zanurzyłem sie w odmętach umysłu, próbując zapomnieć o tym i uporządkować myśli. Może tym razem autobus mi nie ucieknie.
Ostatnio edytowany przez totek1990 13 Lipca 2012r. 21:46, W całości zmieniany: 1
_________________