Pisanie na poczekanie...
To tak, postanowiłem z panią A. napisać jakieś opowiadanie i na poczekaniu takie coś powstało.
Ukryta zawartość
Pi...pi...pi...pi...pi - z kuchni dobiegł pisk alarmu przeciwdymnemu.
Pobiegła potykając się o własne kapcie. Prawie wyrżnęła nosem o kafelki, ale dzielnie wpadła do kuchni, złapała pierwsze-lepsze krzesło. Wspięła się na nie i wykręciła przeklętą czujkę. Duszący dym w mieszkaniu zmusił ją do otwarcia okien i drzwi balkonu. Robienie obiadu nie było jej najlepszą stroną. Spojrzała na swoje dzieło, doszła do wniosku, że dzisiaj sobie zrobi dietę. Postanowiła wyjść na balkon, bo w domu nie szło wytrzymać. "Jak to możliwe, żeby aż tak przysnąć?" - Pytała sama siebie. Wyjęła z rękawa papierosa i z kieszeni zapalniczkę. Podpaliła. Zaciągnęła się, to ją zawsze uspokajało.
Usłyszała dźwięk z dołu. Podeszła do kraty i zobaczyła głowę.
- Co to do kurwy nędzy ma znaczyć?! - Powiedziała widząc swojego sąsiada. Pękalski ślamazarnie się wspinał na jej balkon.
- Tutaj... Eh... Pali się? - Rzekł, gdy wszedł na piętro.
- Co pan tu wyprawiasz?! Spierdalaj pan stąd w try-miga. - Tymi słowami powitała gościa na swoim balkonie.
- Ale... Słyszałem a-a-alarm.
- Ale już alarmu nie ma. Możesz spierniczać Kapitanie Ameryko. - Odwróciła się na pięcie i zgasiła papierosa. "Trzeba było dzisiaj nie wstawać" - pomyślała i usiadła głęboko w swoim fotelu, widząc jak sąsiad wraca tą samą drogą do swojego mieszkania. "Same niedojeby mieszkają w tym bloku...".
"Pierdolona gówniara" pomyślał Leszek, gdy udało mu się zeskoczyć. Chciał zobaczyć, co się dzieje u tej małej, przeklętej sąsiadeczki. Zawsze stuka tymi swoimi butami rano i w południe idąc i wracając z pracy. Na początku go to drażniło, ale z czasem zaczął wyczekiwać tego stukotu. Stuk - stuk... Potem brzdęk kluczy, otwieranie drzwi. Czasami jakaś kurwa leciała, bo dziewczę bardzo nerwowe, w posiadaniu kota, który, jak mniemał Pękalski, sprawiał dziewczynie więcej szkód niż przyjemności. "Może nie powinienem się wspinać na ten jej balkon... zawsze coś zrobię, zanim pomyślę... ale chciałem dobrze... tak, chciałem dobrze..." usiadł w swojej rozwalającej się kanapie, wyciągnął nogi przed siebie i z cichym sapnięciem zaczął rozpinać spodnie.
Ona siedziała na środku pokoju, odpaliła kadzidełko i zatapiała się w swoich myślach. Po chwili nie czuła już smrodu niedoszłego obiadu. Usłyszała donośne jęki z dołu. "Kurwa mać, zasrany sąsiad..." - powiedziała w myślach i czym prędzej włączyła muzykę. "Jebać sąsiadów" - dała na cały regulator - "tym bardziej takich". Brzuch się domagał o swoje. Poszła więc do lodówki, ale niewiele tam znalazła. Zdemotywowana postanowiła pójść do sklepu, zamknęła balkon, który z chęcią by zamurowała po dzisiejszej akcji, ale była zbyt głodna aby to uczynić.
Zaczęła ubierać się, nałożyła płaszcz i wyszła z mieszkania. Najchętniej by je spaliła wraz z zasranym jegomościem Pękalskim. "Co za kretyńskie nazwisko! " - pomyślała, uśmiechając się i idąc do sklepu - "chyba wstąpie na stację benzynową..." - powiedziała w myślach, a na jej twarzy rodził się jeszcze większy uśmiech.
Szła szybkim krokiem śpiewając pod nosem "Kawa, kawa, kaaaawa, kawa!" Weszła do gmachu supermarketu i poszła w kierunku stoiska z kawą, wzięła najtańszą, a następnie ruszyła w kierunku stoiska z bułkami. Wzięła parę i poszła do stoiska z wędliną. Poprosiła o kiełbasę i wałęsała się przez chwilę po sklepie, międzyczasie jedząc produkty. Gdy skonsumowała podeszła do kasy i zapłaciła za kawę. Uradowana poszła na stację benzynową i kupiła pięciolitrowy kanister, napełniła go benzyną i odeszła szybkim krokiem, niemal biegnąc. Wiedziała, że nie będą jej gonić. Jej znajoma pracowała na stacji i mówiła, że jeśli ktoś weźmie tylko kanister benzyny i nie zapłaci za niego, to zazwyczaj pracownicy olewają sprawę.
Obudził go smród benzyny. Nie zdążył nawet dokończyć standardowego bluzgu, szybko wstał i oczywiście zaplątał się w własne spodnie owinięte w okół kostek. Przewrócił się, szybko je nałożył i zaczął się dusić. Pokasłując wybiegł przez drzwi balkonowe. Salon był odcięty od reszty mieszkania chmurą dymu i tlącego się ognia. Mężczyzna próbował otworzyć drzwi, ale były zatrzaśnięte. Mocował się z nimi, aż spanikowany zaczął w nie kopać.
Ciemne kłęby dymu powoli pożerały całą przestrzeń. Obejmowały słabnące ciało Pękalskiego, aż całkowicie nim nie zawładnęły. Upadł na podłogę i stracił przytomność.
Najpierw poczuł ból w nadgarstach, potem w kolanach. Zesztywniały mu plecy, niewygodna pozycja ostro dała mu się we znaki. W jego głowie, jak puzzle, powoli układały się zdarzenia. Jeszcze przed chwilą siedział na swojej kanapie w małym mieszkaniu na Zalewowej. Teraz siedzi w jakimś jasnym pomieszczeniu, na bardzo niewygodnym krześle, związany, z pełnym pęcherzem. Rozejrzał się dookoła, ale niczego nie spostrzegł. Nic, co mogłoby mu dać obraz sytuacji. Po prostu jest w jakiejś hali, sam, związany. Ktoś go tu przywlókł. Ktoś go uratował z pożaru, po to, by go związać... Pękalskiemu zaczęła pękać głowa (:D) od nadmiaru myśli i wrażeń. Zapadł w krótką, nerwową drzemkę...
Dziewczyna wróciła do domu i nalała wodę do czajnika. Postanowiła wypić ostatnią kawę w tym mieszkaniu, w między czasie gdy woda się gotowała to zaczęła podlewać kwiatki benzyną "A co tam... Robię to... bo mogę!" mówiła w myślach uśmiechając się szeroko, zastanawiając się jednocześnie czy ziemia się pali. Elektryczny czajnik się wyłączył - znak, że woda jest gotowa. Nalała wodę do połowy szklanki i wyjęła z lodóki piwo. "Ludzie piją piwa do galaretki, to ja sobie kawę z piwem wypiję..." wytłumaczyła sobie.
Nie smakowało to najlepiej, ale człowiek całe życie się uczy. Wyczuwając, że niedługo temperatura w mieszkaniu znacznie wzrośnie zdjęła większość ubrań. Szła już po benzynę i chciała ją rozlewać po pokoju, gdy nagle zadzwonił dzwonek.
-Kurwa mać... - Powiedziała nieco zbita z rytmu i poszła otworzyć drzwi.
-Dzień...ee.. Dobry? - Powiedział listonosz widząc prawie nagą lokatorkę. - Nika Z.?
- Uh... Tak. Zdecydowanie ja. - Powiedziała, już myślała, że to ten namolny sąsiad. - Jest coś do mnie? - Dodała uśmiechając się.
-Eee... Tak, zaraz pani dam - widać, że nie mógł się skupić na swojej pracy - Proszę, list polecony.
-Gdzie podpisać?
-O, tutaj.
-Gotowe... - Powiedziała po chwili jak zaczęło ją irytować to, że listonosz bezczelnie się na nią gapi.
-Życzę udanego dnia! - Poszedł, a Ona już go nigdy więcej nie widziała.
Zobaczyła na liście pieczątkę komendy wojewódzkiej. Położyła ją na podłodze i oblała benzyną wraz z krzesłem, które było nieopodal. Wzięła paczkę zapałek i podpaliła jedną z nich. Już chciała rzucić, gdy pomyślała, że może zapalić całe opakowanie. Tak też zrobiła i rzuciła w kierunku krzesła. Buchnęła fala ciepła.
Ciąg dalszy nastąpi
A. - chora psychika
D. - chore akcje