Ukryta zawartośćStał oparty plecami o ogrodzenie.
Miałam ochotę zamknąć furtkę i iść do szkoły.
Nie oglądając się.
Wszytko we mnie krzyczało, żeby tak zrobić.
A mimo to stałam i patrzyłam na niego.
Spodziewałam się jakiś przeprosin.
No sama nie wiem.
Ale Intruz tylko stał i patrzył na mnie spod swojej czarnej grzywki.
Trzymał coś w rękach.
To coś było białe i puchate.
I zdecydowanie żywe.
-Bardzo oryginalne drugie śniadanie- prychnęłam i zmobilizowałam wszystkie siły, żeby ruszyć w stronę budy.
- Byłem u Ciebie w piątek. Chciałem przeprosić.- Odezwał się w końcu- Nie otworzyłaś mi.
- Może nie było mnie w domu- wzruszyłam ramionami nie odwracając się w jego stronę.
Złapał mnie za ramię.
- Nie dotykaj mnie!- krzyknęłam.
Zaskoczyło mnie to, tak samo jak jego.
Cały skamieniał z ręką na wpół cofnięta do siebie.
Patrzył na mnie spłoszony.
Odwróciłam się na pięcie. Mój warkocz smagnął jego wyciągniętą dłoń.
Odeszłam.
- Aluś- westchnął jakoś tak strasznie żałośnie.
Niech go szlag.
- Niech Cię szlag- odwracam się z furią.
A on stoi, z Tym słodkim króliczkiem i wygląda tak niewinnie i obrzydliwie uroczo.
Cholerny, podstępny..
- Zaufałam Ci!- Z moich ust wciąż wydostają się nowe słowa.
Chciałabym zranić go tak, jak on zranił mnie.
Ale nie potrafię.
Jedyne co mogę, to wywrzeszczeć mu całą swoją złość, na środku ulicy.
Żałosne.
- Nie sądziłem, że tak to odbierzesz- powiedział cicho.
- A jak miałam to odebrać?- Spojrzałam mu prosto w oczy.
Do diabła z tym.
Znalazłam w nich tylko skruchę.
Żadnej kotwicy. Nic, co podsyciłoby moją złość.
Może przesadzam?
Czy ja przesadzam?
Nie wiem. Sprawił mi ból. Nie pójdzie mu tak łatwo.
- Palnąłem głupotę, ale Ty nawet nie dałaś mi szansy tego naprawić.
- Nie bardzo się starałeś- odgryzłam się, znowu podejmując marsz.
- Nie było mnie w mieście. Nie miałem szansy.
- Myślę, że swoją szansę już zmarnowałeś.
Nie odpowiedział. Zrównał krok ze mną.
- I w ogóle, o co chodzi z tym królikiem?- Zapytałam, kiedy skręciliśmy w uliczkę koło bloku Siedzącego Na Parapecie.
Spojrzałam odruchowo.
Siedział.
- Jest dla Ciebie- powiedział Intruz również zatrzymując się.
- Przyniosłeś mi królika?- Zamordowałam go wzrokiem.
- To biały królik- Chłopak rzucił mi drwiący uśmiech, jakby to wyjaśniało wszystko.
- Jesteś nieodpowiedzialnym idiotą- poinformowałam go- nie chce go. Zabierz go tam, skąd go wziąłeś.
Westchnął ciężko.
- Nie mogę.
- Przeciwnie, możesz. Powiedz, że miałeś zaćmienie, kiedy go kupowałeś.
Nie odezwał się.
Cały czas szedł obok. Byliśmy już prawie pod szkołą.
A on ciągle miał tego królika.
Co on sobie myślał w ogóle?
- Myślałem, że się ucieszysz- powiedział przerywając milczenie.
- A co jeśli byłabym uczulona?
- Ale nie jesteś. Pytałem Twoją mamę.
Zatrzymałam się gwałtownie.
Co on powiedział? Jak to pytał moją matkę?
- Ona wie o tym czymś?
- Powiedziała, ze to dobry pomysł. Ja naprawdę nie mogę go oddać.
- Czemu?- zapytałam, zanim zdążyłam się powstrzymać.
Nie daj się złapać w tę grę, przykazałam sobie.
Kupił, to odda.
- Bo.. bo ja go ukradłem.- Wyszeptał takim tonem, że przeszedł mnie dreszcz.
Patrzyłam na niego zbaraniała.
Kto normalny kradnie białe króliki?
Skąd on go ukradł?
Nic nie mogłam na to poradzić, roześmiałam się.
Ten facet był naprawdę szurnięty.
Intruz wyraźnie rozluźnił się.
Rzuciłam spojrzenie w stronę szkolnego budynku.
- Na wf i tak już nie zdążymy, chodźmy po jakąś klatę dla Białego Królika.
- Nie możesz go nazwać Biały Królik- zaprotestował.
- A co? Zabronisz mi?- skrzyżowałam ramiona na piersi.
- To znaczy, że go bierzesz?- spojrzał na mnie, z tym swoim błyskiem w oku.
Wyciągnęłam ręce w jego stronę. Bardzo ostrożnie podał mi zwierzaka.
Królik miał mięciutkie futerko. Wtulił się wąchając różowym noskiem moją dłoń.
- Nie myśl, że to oznacza, że Ci wybaczam.- Burknęłam.
- Będę przepraszał Cię jeszcze tydzień- Oświadczył poważnie, kładąc dłoń na sercu.
- Ale już bez królików- mruknęłam, a Intruz roześmiał się.
Złapaliśmy autobus do Tesco.
Kiedy wzięłam królika do rąk zauważyłam, że brakuje mu połowy lewego uszka.
W autobusie delikatnie pogłaskałam miłe futerko.
- No więc?
-Co?- Zdziwił się.
- Nie możesz tak po prostu oświadczyć komuś, że ukradłeś królika, a potem nie powiedzieć nic więcej.
- Naprawdę?
- Naprawdę to nie chcesz mnie znowu wkurzyć- zapewniłam go.
- Nie chcę. -Przyznał- Może jesteś mała, ale straszna.- Oznajmił z lekką drwiną.
Kopnęłam go, bo ręce miałam zajęte.
- No dobra, ukradłem go z laboratorium, gdzie testowali na nim różne rzeczy.
Byłem w weekend z matką w Warszawie. Dlatego nie mogłem przyjść.
- Ukradłeś królika z laboratorium?- Wytrzeszczyłam na niego oczy.
- No- przytaknął ze słodkim uśmiechem.
O dziwo zdążyliśmy kupić klatkę i wszystkie potrzebne rzeczy, zostawić to w moim domu i wrócić do szkoły.
Tuż przed początkiem lekcji, do klasy wpadł Wilk.
- O, Talib- Mruczy Intruz.
-Wilk- wymsknęło mi się.
-Co?
Nie odpowiadam.
W sumie najpierw przechrzciłam Taliba trochę na przekór.
Za bardzo kojarzyła mi się ta ksywa z Intruzem.
Nie chciałam o nim myśleć.
Ale im dłużej się zastanawiałam, tym bardziej utwierdzałam się w przekonaniu, że Wilk jest dużo celniejszy.
Ocknęłam się, kiedy Przemek minął moją ławkę i wybiegł z klasy.
Co się stało?
- Coś podobnego- Polonistka zrobiła się czerwona na twarzy.
Ludzie zaczęli szeptać.
Naprawdę muszę przestać zawieszać się na lekcjach.
Odczekałam, aż atmosfera jako tako się uspokoi i uniosłam rękę.
- Słucham?- Nauczycielka niechętnie przerywa wywód.
Intruz usiłuje złowić moje spojrzenie.
Nie teraz stary, myślę.
- Czy mogę wyjść?- Pytam słodkim głosem- muszę skorzystać z toalety.
Nie czekam na odpowiedz, wstaję i wychodzę.
Przemierzam korytarz szybkim krokiem.
Mam to ohydne przeczucie.
Coś się stanie.
Strach spełza mi po plecach.
Rozglądam się. Nigdzie go nie ma.
Jestem już w holu, kiedy słyszę pisk.
Przez przeszklone drzwi widzę, jak czarny samochód uderza kogoś na pasach.
Nie zastanawiając się, co robię, wybiegam na ulicę.
W uszach mi dzwoni.
Straszny hałas.
Mój krzyk.
Brakuje mi oddechu, kiedy padam na kolana obok leżącego bezwładnie ciała.
Krzyczę. Dotykam jego twarzy i czuję na palcach ciepłą krew.
Kręci mi się w głowie.
To nie może być prawda.
Czemu on się nie rusza?
Pomarańczowa koszulka z wilkiem barwi się na czerwono.
Nie pamiętam.
Nie pamiętam.
Pustka.
Nie wiem co się stało.
Czuję ból.
Zaczynam dostrzegać rzeczywistość.
Mrugam.
Nie wiem co czuję.
Ból.
Skupiam wzrok.
Siedzę na krawężniku.
Wszędzie migają światła.
Policja, karetka.
Przede mną klęczy Intruz.
Nie dociera do mnie, co się dzieje.
Coś mówi. Przemywa moje rozcięte kolana.
Stąd ból.
Ma ciepłe ręce.
Boże niedobrze mi.
- Co z Przemkiem?- pytam. Czy to naprawdę mój głos?
- Zabrali go do szpitala.- Powaga i niepokój w zielonych oczach tylko pogarszają sprawę.
Moje ręce są czerwone.
Zaczynam się trząść, wybucham płaczem.
Otaczają mnie ciepłe, mocne ramiona.
Owiewa uspakajający szept.
Płaczę tak, jakbym już nigdy nie miała przestać.