Ukryta zawartośćWieczorem wracałam zmęczona jak pies.
Dzisiaj turyści wykazywali się skrajną złośliwością.
W dodatku kolonie przypuściły szturm.
Bolała mnie głowa i marzyłam o jedzeniu.
Cokolwiek, byle nie gofry.
Nic słodkiego.
Jakieś słone albo pikantne, porządnie doprawione danie.
Kiszki grały mi marsza, kiedy otwierałam drzwi.
Zrzuciłam buty i plaskając bosymi stopami zajrzałam do kuchni.
Gdyby życie było kreskówką, zbierałabym szczękę z podłogi.
W mojej kuchni uwijał się Nerwus.
W uroczym, pastelowo różowym fartuszku pani Grażynki.
Poklepałam się po policzku.
Może to jakiś wstęp do schizofrenii?
W odpowiedzi Kuba przesłał mi swój firmowy uśmieszek obejmujący jedynie kąciki ust.
- Mam nadzieję, że jesteś głodna.
- Co ty robisz w mojej kuchni? - Opadłam na stołek przy blacie.
- Gotuję.
- Nie wkurzaj mnie drogi Jakubie, bo ci zaraz przyfasolę szmatą. - Warknęłam łapiąc ścierkę.
Parsknął śmiechem.
Najwyraźniej świetnie się bawił.
- Aluś, jesteś najbardziej roztrzepaną i niespostrzegawczą osobą, z jaką miałem do czynienia.
- To nic nie wyjaśnia.
- Wynajmuję pokój od twojej mamy. - Powiedział spokojnie stawiając na blacie dwie porcje spaghetti.
To było najładniejsze spaghetti jakie widziałam.
Pewnie niezjadliwe - pomyślałam mściwie, zatapiając widelec w perfekcyjnym daniu.
Kuba nie pytając nalał mi sok z dużego dzbanka.
Ciecz z podejrzaną pianą.
Miałam zamiar zaprotestować, ale akurat moje usta były pełne makaronu.
Spaghetti okazało się przepyszne.
Niestety.
Nie udało mi się ukryć westchnienia.
Patrzył na mnie z rozbawieniem, obracając w palcach widelec.
- Nie wiedziałam, że potrafisz gotować. - Wymamrotałam.
- Mam wiele talentów - delikatnie starł mi sos z brody.
Niebieskie spojrzenie hipnotyzowało.
- Możesz tu zamieszkać na zawsze - zaatakowałam miskę - pod warunkiem, że będziesz gotował.
- Mam wygryźć matkę z ciepłej posadki? Jesteś straszna.
- No właśnie, a gdzie pani Grażynka?
- Musiała wyjechać. - Powiedział dziwnym tonem.
Uciekł spojrzeniem i powoli zaczął jeść.
Gwałtowna zmiana nastroju typowa dla Nerwusa.
Z trudem zmusiłam się, żeby oderwać od niego wzrok.
Kiedyś muszę zaciągnąć go na pizzę.
Założę się, że pizzy nie da się jeść w elegancki sposób.
Chociaż patrząc na niego, nie zdziwiłabym się, gdyby jadł ją sztućcami.
- Myślałam, że wyjechałeś.
- Nie wytrzymałbym kolejnych wakacji z rodzinką, a nasze mieszkanie do końca sierpnia wynajęte.
Uprzedził moje kolejne pytanie.
Wynajmowali mieszkanie?
Niby logiczne, na bank opłacalne, ale mimo wszystko...
Przyjrzałam mu się.
Pewnie też nie był tym zachwycony.
Na ile zdążyłam go już poznać, wiedziałam, że ceni swoją przestrzeń.
Jak to się ma do obcych pałętających się po jego pokoju?
- Co to jest? - Nieufnie powąchałam mętna ciecz w szklance.
- Sok z jabłek.
- A czemu tak wygląda?
- Bo jest świeżo wyciśnięty z jabłek z waszego ogrodu?
- Tak, to wiele wyjaśnia... - Zawahałam się.
Niby ładnie pachniał.
Zaryzykowałam.
Był dobry.
O dziwo.
- Dzięki. - Uśmiechnęłam się odstawiając pusta miskę i szklankę.
- Co robisz jutro rano?
Zaskoczył mnie.
- Pracuję.
- Od której?
- Od dziewiątej, czemu pytasz?
- Chciałbym, żebyś mi pozowała w czasie wschodu.
Typowe dla niego.
Oświadczenie zamiast pytania.
I ta bezczelna pewność siebie.
- O wschodzie słońca? - Parsknęłam z rozbawieniem.
Już się widzę, jak wstaję takim bladym świtem.
W wakacje.
- Załóż tę niebieską tunikę, którą miałaś na urodzinach Przemka.
Chciałam zaprotestować, ale nie dał mi szansy.
Nie wstanę i kropka.
Niech się buja zadufaniec jeden.
Posłałam mu złe spojrzenie, kiedy zniknął w pokoju.
Spałam sobie w najlepsze, kiedy obudził mnie męski, zmysłowy szept.
Potem nastąpiło całkiem niezmysłowe pozbawienie mnie kołdry.
Kopnęłam na odlew.
Widać trafiłam, bo odpowiedział mi żałosny jęk.
Niechętnie otworzyłam oczy.
Nerwus zgięty w pół trzymał się za żebra.
- Zapamiętam, żeby następnym razem budzić cię kijem.- Sapnął.
- Nie będzie następnego razu. - Poinformowałam go sennie - Won.
- Wstawaj, bo przez twoje rozmemłanie ominie nas wschód.
- Jaki znowu wschód? - Przytuliłam się do poduszki.
- Słońca, Aluś, słońca.
- Idź sobie.
- Obiecałaś mi pozować.
- Gówno tam obiecałam, cholerny manipulancie.
- Mów do mnie jeszcze, kochanie. - Wymruczał to w taki sposób, że przeszedł mnie dreszcz.
Podlec.
- Wynoś się. - Rzuciłam w niego poduszką.
- Aluś...
- Ubrać się muszę.
- Chętnie ci pomogę.
- Won, zboku.
Wyszedł, ale nie odmówił sobie wcześniejszego przyduszenia mnie złapaną poduszką.
Kanalia.
Usiadłam na łóżku.
Wcale nie chciało mi się wstawać.
Nie otwierając oczu namacałam kołdrę i zebrałam ją z podłogi.
Była jeszcze ciepła.
Zagrzebałam się w niej z przyjemnością.
- Ala! - Z półsnu wyrwał mnie zły syk.
- Zaraz, mamo.
Nerwus zgrzytną zębami.
Paskudny dźwięk przebił się przez warstwę kołdry naciągniętej na głowę.
Potem usłyszałam, jak wziął głęboki oddech.
- Jeśli będziesz gotowa za pięć minut, opowiem ci coś, kiedy będziesz pozować.
Przebiegły, podły manipulant.
- Bajkę o śpiącej królewnie?
- Coś... - Zawahał się - Coś o sobie.
Zainteresował mnie, a najgorsze było to, że doskonale zdawał sobie z tego sprawę.
Niechętnie usiadłam na łóżku.
Ziewnęłam przeciągle.
- Dobra, zrób mi kawę, zaraz przyjdę.
- Ale tym razem serio?
- Dwie łyżki cukru i mleko.
Przewrócił oczami i wyszedł.
Grzeczny chłopiec.
Posłałam tęskne spojrzenie w stronę łóżka i powlokłam się do łazienki.
Było już jasno, kiedy Nerwus rozdysponował bezczelnie moją osobą, wskazując miejsce i dobierając pozę.
Kawa nie rozbudziła mnie jeszcze, więc nie protestowałam za specjalnie.
Zrobił kilka kroków do tyłu oceniając kompozycję krytycznym okiem.
Zaczęło wschodzić słońce.
Patrzyłam łapczywie na światło grające na falach.
Na niesamowite barwy malowane przez naturę.
Nie przyznałabym się do tego głośno, ale dla takiego widoku warto wstać o tej pogańskiej porze.
Całkiem zapomniałam o obecności Nerwusa.
Szum morza działał kojąco.
Przymknęłam oczy.
- Tylko mi tu nie zaśnij. - Drwiący ton wyrwał mnie z miłej zadumy.
- Miałeś mi coś opowiedzieć. - Odwróciłam głowę w jego stronę.
Siedział na pniu i zawzięcie szkicował.
Miał ten specyficzny, trochę nieobecny wyraz twarzy.
Jak gdyby widział coś, czego nikt inny nie dostrzega.
Ołówek śmigał po papierze, jakby artysta bał się, że wizja zniknie zanim zdąży ją uchwycić.
- Nie wierć się. - Rzucił zimno.
Znałam ten ton.
Nie było sensu dyskutować.
Odwróciłam głowę.
Nie odzywał się przez dłuższą chwilę.
Podejrzewam, że znęcanie się nade mną sprawia mu frajdę.
- Wtedy, w nocy pytałaś mnie, co mi się śniło. - Zaczął trochę niepewnym tonem.
Postanowiłam się nie odzywać.
Byłam ciekawa i za nic nie chciałam go spłoszyć.
Nawet nie drgnę, jeśli to mi pomoże wyciągnąć z niego cokolwiek, poza złośliwymi uwagami.
- Wrócił do mnie koszmar sprzed kilku lat. - Wziął głębszy oddech i przez chwilę słychać było jedynie fale i jego ołówek.
- To co ci się przydarzyło, było dla mnie jak deja vu. Koszmarna powtórka z rozrywki.
Myślałem, że już to przetrawiłem. Widać oszukiwałem się. Kilka lat temu miałem przyjaciółkę, Grację.
Powstrzymałam się od komentarza.
Naprawdę kosztowało mnie to dużo wysiłku.
Gracja, co to w ogóle za imię?
- Przyjaźniliśmy się od przedszkola. Była niesamowita. - Zupełnie nie podobała mi się czułość w jego głosie.
Aluś, idiotko, czyżbyś była zazdrosna o jakąś Grację?
- Wesoła, tryskająca energia, zarażała chęcią życia. Miała cudne, kasztanowe włosy.
Gęste i błyszczące. Uwielbiałem je dotykać. Mniejsza. - Jego głos nagle stwardniał. - Któregoś razu wpadła na taki sam genialny pomysł jak ty.
A może po prostu zgubiła ją naiwność.
Tak czy inaczej, wpadła w łapy jakiś wesołych turystów.
Zostawiłem ją dosłownie na chwilę. Łowiliśmy bursztyny i odszedłem trochę za daleko. Zaciągnęli ją do lasku.
Oczywiście poleciałem jej pomóc, durny szczeniak. Od kilku tygodni łaziłem na aikido i wyobrażałem sobie, że co to nie ja.
Zrobiło mi się zimno.
Nie spodziewałam się czegoś takiego.
- Jak teraz o tym pomyślę, to musiałem wyglądać komicznie. Ledwo odrośnięty od ziemi gówniarz w bojowej pozie. Było ich trzech.
Jak przez mgłę pamiętam, że kazałem im puścić Grację. Moja obecność ich zaskoczyła. Ale nie przejęli się za specjalnie, tylko głupawo rechotali.
Pamiętam jej twarz.
Miałaś to samo spojrzenie.
Coś we mnie pękło, krótko mówiąc, trafił mnie szlag, miałem ochotę ich pozabijać.
Za to, co zrobili mojej wiecznie uśmiechniętej przyjaciółce.
Z jednym nawet sobie poradziłem, ale chyba tylko dlatego, że mnie nie docenił.
Kiedy oprzytomnieli powalenie na ziemię wściekłego dwunastolatka nie zajęło im dużo czasu.
Zacisnęłam pięści.
Przypomniałam sobie, co czułam w tym lesie.
- Nie będę cię zanudzał szczegółami. - Ciągnął niby lekkim tonem, ale wiedziałam, że gra.
Mimo to nie odezwałam się ani słowem.
- Kiedy mnie skopali przypomnieli sobie o Gracji. Była tak samo głupia jak ty.
Zamiast skorzystać z okazji, postanowiła zmienić się w słup soli.
Może po prostu nie chciała cię zostawiać - pomyślałam - a nie starczyło jej odwagi, żeby coś zrobić.
- Zabrali się za nią, nie wiem jakim cudem udało mi się wstać.
Do tej pory pamiętam ból, który przyprawiał o mdłości. Ciemniało mi w oczach, kiedy sięgnąłem po gałąź.
Zupełnie bez sensu, jak się okazało, bo jeden z nich miał nóż.
Nie wiem, czy chciał mnie tylko przestraszyć, czy od początku miał zamiar ciąć.
Myślę, że to pierwsze.
Przypomniała mi się blizna na jego boku.
Zrobiło mi się gorąco.
- Nadal pamiętam to dziwne uczucie, kiedy ostrze zagłębia się w ciele. - Powiedział cicho.
Jego głos drżał.
Miałam cholerną ochotę go przytulić.
- Musiałem się zachwiać, albo może to on się potknął. Tak czy inaczej rozpłatał mi tym nożem cały bok.
Pamiętam tylko jak buchnęła krew. I straszny wrzask od którego pękały bębenki.
Dużo później lekarz powiedział mi, że gdyby nie Gracja, nie miałbym najmniejszych szans.
Tamci uciekli, ona ściągnęła pomoc. Kiedy mnie zabrali do szpitala nie dawali mi żadnych szans.
Miałem farta, bo ojciec Gracji był akurat na dyżurze. Kiedy dowiedział się, co się stało podobno zrobił straszny dym.
Postawił sobie za punkt honoru uratować moją durną dupę.
Milczeliśmy dłuższą chwilę.
Nerwus zamilkł i popatrzył krytycznie na szkic.
Czegoś brakowało.
Kompozycja niby perfekcyjna, ale pozbawiona życia.
Nie było w tym emocji, które chciał zobaczyć.
Wpatrywał się w plecy Ali.
Ogarnął go straszny smutek i tęsknota.
Żal, że nigdy nie było mu dane pożegnać się z Gracją.
Właściwie nie wiedział dlaczego wylał z siebie tę historię.
Do tej pory nikomu o tym nie mówił.
Pogrzebał to wszystko głęboko, razem ze smutkiem i złamanym sercem.
Tak, Gracja złamała mu serce.
Była jego pierwszą, szczeniacką miłością, która umarła w tamtym lesie.
Później może i próbowałby, ale przydarzyła mu się kolejna przygoda.
Ledwo stanął na nogi i trochę odżył.
Pierwsze samodzielne wakacje.
Właściwie nie powinien narzekać.
Była śliczną opiekunką obozu, każdy facet się w niej kochał.
Dlaczego tamtej nocy przyszła właśnie do niego, do tej pory pozostało zagadką.
Zrobiło mu się niedobrze, jak za każdym razem, gdy do tego wracał.
Dawno o tym nie myślał.
Ale ostatnie wydarzenia wszystko odkopały.
Jego przeszłość stała się nagle całkiem świeżą raną.
Zacisnął szczęki.
Zmusił się do spojrzenia na Alę.
Promienie wschodzącego słońca grały w jej złotych włosach.
Jak może być z nią?
To niemożliwe.
Nigdy nie będzie potrafił być z kobietą.
Przerażała go myśl o tym.
Od razu przypominało mu się, jak pani opiekunka docisnęła go do łóżka.
Jej wprawne ręce, stanowczo pozbawiające go ubrań.
Oddech na jego szyi.
Jej usta.
I to cholerne, obrzydliwe poczucie bezsilności.
Nigdy nikomu o tym nie powiedział.
Nikt by nie zrozumiał.
Pukaliby się w czoło.
Każdy z obozu chciałby być na jego miejscu.
Więc dlaczego wybrała akurat jego?
Wzdrygnął się.
Od tamtej pory unikał jakichkolwiek kontaktów z dziewczynami.
Zawzięcie bronił swojej przestrzeni.
Nie dopuszczał ich do siebie.
Oczywiście widział jak działa na piękną płeć.
Ale ich pożądliwe spojrzenia zamiast rozpalać, wywoływały w nim panikę.
A potem spotkał tę wariatkę.
Zupełnie nie potrafił jej rozgryźć.
Jednocześnie z niesmakiem zaobserwował, że całkiem przy niej głupieje.
Powoli przełamywał się.
Odkrył, że dotykanie dziewczyny, całowanie, jest całkiem przyjemne.
Potrząsnął głową.
Nie, dotykanie i całowanie Ali jest przyjemne.
Nie wyobrażał sobie, że na jej miejscu mogłaby być jakaś inna dziewczyna.
Nadal jednak musiał mieć kontrolę nad sytuacją.
Żadne obłapiania nie wchodziły w grę.
Wszelkie próby obejmowania kończyły się obezwładniającym strachem.
Jak wtedy, gdy wtuliła się w niego po bójce.
Zaskoczyła go i dobrą chwilę trwało, zanim zwalczył paląca chęć wyrwania się.
Odetchnął głęboko.
Ze złością cisnął ołówkiem w piach.
Czego brakuje? - Myślał intensywnie wpatrując się w obraz.
- A co się stało z Gracją? - Głos Ali przerwał ciszę.
- Nigdy więcej jej nie zobaczyłem. - Odpowiedział zanim zdołał pomyśleć.
Skrzywił się, jak rzewnie to zabrzmiało i ile smutku było w jego tonie.
Był zły na siebie, że nadal go to rusza.
A może nigdy nie przestało?
Może przez cały ten czas tęsknił za Grejs?
A teraz ona wróciła.
Matka ostatnio mu powiedziała.
To do nich urwała się na te dwa dni.
Podobno wrócili do trójmiasta.
Ta wiadomość, razem z ostatnim wypadkiem całkiem go rozstroiła.
Dawno nie czuł się tak cholernie zagubiony.
Wyciągnął dłoń, żeby wyrwać ten pieprzony obraz ze szkicownika.
Ostatnio nie potrafił przelać swoich wizji na papier.
Zupełnie jakby stracił moc.
I wtedy Ala odwróciła się.
Podarowała mu ten brakujący element.
Tchnęła w obraz życie.
Spojrzenie miliona emocji.
I to błyszczące w nich uczucie, tym razem zdecydowanie dla niego.
- Złapałaś mnie. - pomyślał- Niech cię szlag, złapałaś i nawet nie chcę uciekać.
Wyciągnął aparat.
- Nawet nie drgnij. - Tym razem nie było to polecenie, a prośba wypowiedziana miękkim tonem.
Kiedy zrobił zdjęcie odłożył niedbale aparat i uklęknął obok mnie.
Złapał w palce pasmo moich włosów.
- Co ty ze mną robisz? - Wyszeptał bezradnie.
- Oswajam, Kubusiu. - Uśmiechnęłam się szeroko i delikatnie pogłaskałam go po policzku.