Będąc zatopionym we własnych myślach nawet nie spostrzegłem, kiedy nauczycielka podeszła do mojego stolika. Wysoka, szczupła, szatynka… zawsze ubrana w korporacyjne łachy, które miały świadczyć o wyższości. Nie miałem ochoty z nią rozmawiać, nie lubię ludzi wywyższających się ponad innych. Nie zdążyłem się odwrócić a już dotknęła skanerem mojego hot pointa, po czym odeszła. Niemal odruchowo założyłem okulary by sprawdzić, o co jej chodziło. Jedna nieodczytana uwaga.. „ -1 Punkt za nieuwagę na zajęciach i karne zadanie domowe”. Pierwszy dzień wiosny i taka wtopa… Myślałem, że się pochlastam. Większej przyjemności nie mogła mi zrobić. Zerknąłem dalej: „termin wykonania 21.03.21-12”. Wszystko spoko, tylko, kiedy ja to ogarnę. Miałem do ogarnięcia jeszcze kilka ważnych spraw m. in. kursy pilotażu magnetolotu i załatwienie sobie nowych oksów.
Znowu odpłynąłem na chwilę, nauczycielka chrząknięciem dała mi do zrozumienia że drugiego ostrzeżenia nie będzie. Deszczowa pogoda sprawiała że nie byłem sobą. Nie minęło kilka chwil dostałem kolejne powiadomienie: „Zostań po zajęciach i uzupełnij braki”. Tym razem zadanie od Przełożonego grupy. ”Braki” mogły oznaczać dosłownie wszystko. Przełożony nigdy nie precyzował, o co mu dokładnie chodziło. Zawsze zostawiał sobie spory margines, tak by w razie zaniedbań wyjść obronną ręką z powierzonych mu zadań. Jako uczniowie pełniliśmy rolę szarej masy głucho wykonującej polecenia Przełożonych. Na dodatek nie sprzyjał mi fakt, że pełniłem rolę przewodniczącego grupy.
Nie miałem już sił na nic. Jeszcze wczoraj planowałem ten dzień inaczej. Miały być wiosenne zakupy, sztuczne ognie no i rytualne zejście na Parter. Od dawna jest to ściśle zabronione, ale nikt tego nie egzekwuje. Parteru boją się nawet najsilniejsi stróże prawa…, chociaż bardziej na miejscu, stróże Korpo. Czasami myślę, jaki to ma sens, w końcu Korpo nie ma tam już interesów. Strefa zamknięta od roku 20-50, tonące w śmieciach i ubóstwie, pełne ludzkich popłuczyn… Ja serio nie jestem normalny, chcąc spędzać pierwszy dzień wiosny w takich klimatach.
Dzwonek na przerwę zwiastował koniec. Klasa była mieszana, kilka osób z rodzin Korpo, reszta niemająca większego znaczenia i żyjąca nadziejami, że kiedyś będą coś znaczyli. Ci pierwsi zawsze siedzieli w pierwszych ławkach, a jakoś tak się utarło, że pierwsze ławki były wyłącznie dla ludzi Korpo. Nawet, jeśli byli nieobecni, nikt nie miał odwagi by w nich siedzieć. Nienawidziłem ich z całego serca, ale nie jako ludzi, nienawidziłem faktu, że należą do elity.
Kilka chwil później klasa opustoszała i siedząc w ostatniej ławce zacząłem się zastanawiać, czego chciał mój przełożony. Dziennik, spis uwag, finanse, sprawdziłem już wszystko w zeszłym tygodniu, wszystko musi się zgadzać. Nagle zauważyłem ze przygląda mi się Mia. Była to moja koleżanka z klasy, należąca do Korpo. Znaliśmy się już od dobrych kilku lat jednak wrodzona wrogość do wszystkiego, co Korpo nie pozwalała mi na głębsze relacje. Była typową dziewczyną, jednak jak na przedstawicielkę najwyższej kasty nie uczyła się najlepiej. W odróżnieniu od reszty koleżanek ubierała się całkiem normalnie, z tego też powodu nie raz słyszałem obelgi pod jej adresem. Zwykła koszula na guziki i spódnica przed kolano, ot nic niezwykłego. Szczupła i sprawiająca wrażenie wysportowanej, chociaż nigdy na zajęciach ruchowych jej nie widziałem. Jedyne, co ją odróżniało to włosy do pośladków, często nieuczesane jak należy… Na jej dwudziestoletniej twarzy rzadko kiedy malował się uśmiech. Jak przystało na korpo dzieci nie miała już okularów, wszystkie urządzenia zostały pewnie wszczepione po porodzie. Co do jej wieku byłem pewien, mając wgląd w tajne informacje o uczniach mogłem przez chwile poczuć się jak władca świata. Tym bardziej, że od czasu masowego wszczepiania komórek samo odnawialnych nie jest łatwo określić wiek.
-Zgubiłaś coś? – zagadałem niechętnie, licząc, że załatwi co chce i szybko sobie pójdzie.
-Miałam zostać po lekcjach by Ci pomóc.
Czasami przełożony dawał mi asystenta do pomocy, tym razem przez chwile musiałem się zastanowić, czy aż tak ważne zadanie czeka na mnie?
-Nie mam wiele do zrobienia, nie musisz się trudzić.
-Nie udawaj, wiem, o co ci chodzi – odparła niespodziewanie.
-Skoro wiesz, to daj mi spokój.
-Pada deszcz, prawda? Wszyscy wiedzą jak się wtedy zachowujesz.
-Aż tak to widać?
-Pewnie, dlatego miałam zostać z tobą.
-Bystra z ciebie dziewczyna… poradzę sobie.
Nie zwracając więcej uwagi, zabrałem się za otwarcie portalu i sprawdzenie wszystkiego od początku. Ciągle nie miałem pojęcia, o co chodziło przełożonemu. Mia w tym czasie zajęła się własnym portalem. Zapewne miała te same prawa co i ja, być może jej zadaniem było pilnowanie mnie. Sam portal był hologramem 3D wyświetlanym przez okulary. Reagował na myśli osoby przebywającej w nim. Jako że nie miałem tyle pieniędzy, nadal męczyłem się z holo oksami. Oczywiście Korpo mogli wygodnie się rozłożyć i zamknąć oczy by przenieść się w wirtualny świat. Po sprawdzeniu i ponownym uporządkowaniu wszystkiego byłem pewien, że niczego nowego nie odkryłem. Żadnych błędów, złych wpisów, wszystko ok. Pomimo takiego zaawansowania nadal potrzebni są ludzie do weryfikacji… Ironia losu…
-Skończyłeś już? – Z wyraźnym znudzeniem w głosie zagadała.
-Na dziś koniec, tylko wyślę raport przełożonemu i możemy iść.
-Możemy?
-A fakt… mogę iść. Sorka, wyraźnie pogoda nie wpływa najlepiej na mnie.
Zamknąłem holo, zdjąłem oksy i wyszedłem z sali. Po chwili usłyszałem za sobą kroki Mii. Deszcz zdawał się padać mocniej niż wcześniej, a z braku odpowiedniego sprzętu zmuszony byłem iść w samej bluzie.
-Nie mam parasolki – z wyraźnym grymasem zagadała Mia.
-I co ja Ci na to poradzę?
Kompletnie nie miałem pomysłu, co dalej robić. W głowie miałem już tylko drogę do domu i łóżko, które czekało na mnie.
- Idę – odburknąłem do Mii i obróciłem się na pięcie.
Nagle poczułem ciepławe powietrze za uchem…
- Uwolnij siebie… - szepnęła.
Ledwo zdążyłem się obrócić już była 5 metrów dalej i biegła magnetycznym deptakiem.
O co jej chodziło? Nie mogłem skupić myśli wracając do domu. Krople deszczu nie dawały mi spokoju spływając po skroniach i polikach. Deptaki były zupełnie puste, nade mną i pode mną rozpościerała się głucha ciemna noc. Wokoło arterie rozświetlone holo reklamami, ze wszystkich rogów ulic docierały niewyraźne obrazy, bez oksów nie byłem w stanie odróżnić czy to ostrzeżenia czy reklamy. Szklane budynki sięgały ku niebu i nie miały końca. Reklamy atakowały ze wszystkich stron, zależne, od danego nastroju odbiorcy. Miałem tego dość. Powolnym tempem przesuwały się tysiące magneto lotów nad moja głową. Pomyśleć, że jeszcze 100 lat podobne urządzenia musiały jeździć po specjalnych trasach, tam gdzie dziś jest Parter.
Moje mieszkanie było na wysokości 56 piętra, ledwo ponad Parterem. Z racji tego, że stypendia dla reszty świata są głodowe nie mogłem pozwolić sobie na nic lepszego. Każda przespana noc była tu wyczynem na miarę rekordu Guinnesa.
- Portal, jedynka – krótkim poleceniem włączyłem portal z programem Korporacji.
Panie w barwach Korpo powitały pierwszy dzień wiosny zachęcając widzów do wyjścia na zewnątrz. Akurat.. Przy takiej pogodzie …Potem kilka mniej ważnych informacji na temat ciągle poprawiających się warunków życia mieszkańców Japonii. Tego nie można ukryć, faktycznie poprawiało się z roku na rok, po czasie zimnych wojen i rozłamu świata, rzeczywiście jest lepiej. Zapanował spokój, ład, porządek i poczucie bezpieczeństwa. Prawdę mówiąc informacje nie dotyczyły Parteru, ale o tamtych ludziach wszyscy już dawno zapomnieli więc… co za różnica. W tym czasie zrobiłem sobie Tradycyjne Ramen w 3 sekundy z akceleratora. Smak niemal jak oryginał z przed stu laty.
„W dzielnicy Nakano niedaleko Uniwersytetu Meiji doszło do brutalnego zabójstwa. Policja nie jest w stanie określić, kto był sprawcą jednak do zdarzenia doszło nie później niż godzinę temu, ofiarą jest młoda dziewczyna, jak wynika z pierwszych ustaleń, studentka uniwersytetu”
Siedziałem tak jeszcze przez chwilę nie mogąc się ruszyć, po czym odruchowo sięgnąłem po portal.
-Kontakt, Mia… szybko…
„Brak zasięgu ”
Wrodzone opanowanie nie pozwalało mi popadać w panikę. Rzuciłem portal i wybiegłem na zewnątrz. Było grubo po 21:00 a jednak pobiegłem. Po dotarciu na miejsce nie było już śladu Policji i zdarzenia. Podszedłem do miejsca oznaczonego przez hologram. Na deptaku pozostały ślady ciemnoczerwonej krwi, spokojnie rozmywane przez opadające krople deszczu. To nie mogła być ona… powtarzałem sobie w myślach. Przecie wyszła ze mną i pobiegła szybciej. To niemożliwe. Wolnym krokiem wróciłem do domu jednak tego wieczora czułem już się nieswojo.
Noc minęła całkiem spokojnie. Deszczowa pogoda zrobiła ze mną swoje. Zajęcia zaczynały się o 10:00 to też nie musiałem zbytnio spieszyć się. Na szczęście przestało padać a jedyne czego pragnąłem to normalności. Po dotarciu na uczelnię czym prędzej wszedłem do klasy. Nie było jej… Zatrzymałem się w pół progu.
-Długo będziesz tu stał ? – to był głos Mii.
Odwróciwszy się zobaczyłem ją taką jak zwykle, z długimi do tyłka nieuczesanymi włosami i tym poważnym wyrazem twarzy. Kamień spadł mi z serca. Przez większość zajęć nie musiałem się zbytnio udzielać, to też mogłem zająć się rozmyślaniem. Nie miałem wielu kolegów, kontakty międzyludzkie nie były szczególnie potrzebne do szczęścia. W tym świecie można wszystko mieć na wyciągniecie ręki, a o wiele ważniejsze jest nastawienie na samorealizację i zaspokajanie własnych potrzeb, oczywiście tych materialnych.
Po zajęciach postanowiłem uczcić zaległy pierwszy dzień wiosny i wybrałem się do zakazanej strefy. Dostęp na Parter nie był łatwy. Działało zaledwie kilka wind w Tokio, które jechały do Starego Świata. Zwykle dostęp do nich był niesamowicie utrudniony i zarezerwowany dla garstki osób. Aby dostać się do punktu trzeba było nastawić się mentalnie, dzięki czemu reklamy wyświetlane przez hologramy dopasowywały się do naszych pragnień. Na jednej z reklam fast fooda hackerzy zamieszczali mapkę z punktami zjazdowymi. Metoda niezwykle prosta i skuteczna, bo jeśli nie pragnęło się szczerze, to nici z punktów.
Gdy już dotarłem na miejsce moim oczom ukazał się typowy budynek, z wejściem na 67 piętrze. Winda zjeżdżała na 50 piętro. Był to minimalny poziom na który jeździły windy w Tokyo, wszystko poniżej tego to Parter. Jednak część wind jeździła niżej. Zwykle w budynkach budowanych przed 20-50 rokiem. Kolejnym krokiem było zgranie z hot pointa kodu obchodzącego portal windy. Po krótkim zabiegu wystarczyło założyć oksy i wcisnąć przycisk parter na hologramie. Cała operacja zajmowała dosłownie kilka sekund. Po chwili winda mknęła już na parter.
Niedostępny poziom dostępny tylko dla garstki kumatych osób. Normalni ludzie nie mieli tu czego szukać . Po otwarciu drzwi windy czekał na mnie zupełnie inny świat. Ulice prawie nietknięte przez upływ czasu, od 20-50 niewiele się zmieniło i jeśli wierzyć najstarszym zamieszkującym te rejony wcześniej tętniło tu życie. Wszechobecne śmieci i odór rozkładających się zwłok, to właśnie ta druga, ukryta pod grubą warstwą chmur strona Tokio. Panowała tu iście angielska pogoda. Samo przebywanie, sprawiało że czułem się jak bym cofnął się w czasie. Powybijane witryny sklepów, na popękanych chodnikach leżało szkło przykryte warstwą kurzu, a gdzieniegdzie z pęknięć wyrastały krzaki. Na opuszczonych ulicach stały splądrowane wraki samochodów. Ten postapokaliptyczny obraz świetnie pasowałby bo filmu, jednak to nie był film, to była rzeczywistość. Wielkie szklane budynki sięgające do nieba w rzeczywistości do 50 piętra były starymi zrujnowanymi konstrukcjami pamiętającymi czasy krzemowych komputerów. Na tak słabych podstawach budowano dopiero gigantyczne cuda techniki. Pierwszy dzień wiosny był tylko głupim pretekstem by wybrać się w te rejony, prawdę mówiąc, regularnie zaszywałem się w tą głusze. Nie działały tu portale i śledzenie Korpo, była to prawdziwa dżungla gdzie wszyscy mogli poczuć się anonimowi i bezkarni. Osoby należące do szeregów Korpo miały całkowity zakaz schodzenia na parter pod groźbą wydalenia z elitarnej grupy społecznej. Zwykłe szaraki również mieli zakaz, z tym, że jedyne co za to groziło, to wykreślenie z rejestru opieki publicznej. Pomknąłem znanymi zakamarkami w kierunku dobrze znanej mi dziupli. Drzwi małego budynku otwierały się z wyraźnym oporem. W środku panowała ciemność, jedynie małe okienko w rogu rzucało bladą poświatę na podłogę usypaną skrawkami porcelany. Nagle zapaliło się światło i ujrzałem starca w wieko ok. 90 lat. Nikt nie miał pojęcia od kiedy tam mieszkał, pamiętali go wszyscy najstarsi, których do tej pory spotkałem. Zapytałem jak zawsze.
-Dwa wagoniki proszę .
-Będzie tylko jeden – odparł starzec – a pan taki młody i pali?
-No trudno, jakoś przeżyję. To i tak nie dla mnie.
W rzeczywistości była to tylko głupia wymówka, niestety, stałem się nałogowym palaczem. Palenie to była jedyna hippisowska rozrywka na jaką mógł człowiek sobie pozwolić. No jeszcze były magnetyczne deskorolki, ale nie miałem takiego wyczucia równowagi. Rzuciłem na stół kilka starych jenów. Na Parterze nadal była to waluta za która się kupowało różne przedmioty.
Wyszedłem z obskurnego lokalu i zapaliłem szluga. Ulga nie do opisania, i móc na spokojnie spalić sobie na zewnątrz bez obaw o konsekwencje. Coś wspaniałego! Z czystej ciekawości postanowiłem wrócić inną drogą do domu. Uliczki zdawały się nie mieć końca. Wokoło mieniły się witryny opuszczonych sklepów. To komputery, to aerorowery, sklepy z interaktywnymi gadżetami i boom na pierwsze hologramy. Zupełnie jakbym cofnął się w czasie. Sklepy z ciuchami, które od dziesięcioleci wisiały nadal na wieszakach, tylko jakby trochę bardziej wybrudzone. Aż dziw człowieka bierze, że tyle wytrzymały. Wtem usłyszałem jakieś brzęk w uliczce z prawej. Stanąłem jak wryty. Nigdy nie było wiadomo na kogo się trafi, niebezpieczeństwo mogło czyhać z każdego zakamarka. Ciekawość kazała sprawdzić, rozsadek uciekać. Podszedłem do ściany i zerknąłem zza rogu. W półcieniu stała jakaś postać, trzymała coś w ręce. Zmieniłem pozycje tak, by światło mniej mnie oślepiało. Zauważyłem wyraźne kobiece zarysy. Z jej dłoni wystawał długi na 15 cm wkrętak. Postać obróciła się i zaczęła iść w moja stronę.
Dopiero teraz zauważyłem że obok leży człowiek. Z rąk dziewczyny kapała delikatnie ciemnoczerwona krew. Koszulka ciasno opinająca jej ciało podkreślała wielkość biustu. Miejscami skropiona krwią i z brakiem kilku guzików. Pomimo wysiłku nie udało mi się dojrzeć jej twarzy. Światło padające z hologramu 50 pięter wyżej skutecznie mnie oślepiało.
Czym prędzej oddaliłem się i ukryłem w krzakach. Dziewczyna poszła spokojnym krokiem w drugą stronę i rozpłynęła się w mroku. Odczekałem jeszcze chwilę i cicho zakradłem się do zwłok. Był to facet na oko 50 lat. Dobrze zbudowany łysol, na ramieniu jakiś tatuaż z bliżej nieokreślonym symbolem. Z podciętego gardła nadal delikatnie sączyła się krew. Kilka ran kłutych na klatce piersiowej, jednak krew zdążyła już zastygnąć. Z głowy wystawał mały wbity przedmiot wyglądem przypominający pręt. Dopiero teraz zauważyłem, że stanąłem centralnie w kałuży krwi. Moje dłonie już ociekały krwią ofiary…
- Co ty takiego zrobiłeś, że zasłużyłeś na taką śmierć- powiedziałem sam do siebie.
Nagle doszło do mnie, że sam jestem w śmiertelnej pułapce, jeśli by mnie ktoś naszedł, automatycznie byłbym winny jego śmierci. W jednej chwili oddaliłem się jak najszybciej, jeszcze przez dobre 20 metrów zostawiałem ślady z krwi więc ostatecznie obrałem inną ścieżkę do windy. Widok krwi nie robił na mnie większego wrażenia, ba, nawet lubiłem go. Spojrzałem na zakrwawioną dłoń. Nawet nie wiedziałem kiedy poczułem w ustach metaliczny słodkawy smak. Nagle coś zwaliło mnie z nóg i poczułem przenikające ciepło.
***
Odłamki szkła odbijały światło w różnych kolorach, a ciemny pokój zdawał się rozpływać we mgle.
- Zielsko i krew… Ty to masz fetysze – usłyszałem kobiecy głos z rogu pokoju.
Moja głowa leżała na ziemi, połowa mojego ciała była strasznie zdrętwiała, tak jakby ktoś jednym ruchem ją odciął od reszty. Nie miałem sił obrócić się.
- Kim jesteś, co się ze mną stało?
Jedyne co usłyszałem co cichy śmiech. W głowie miałem kompletną pustkę. Wiedziałem tylko, że jestem na Parterze i kupiłem zielsko, ale co się ze mną działo dalej?
- Ale ty naiwny jesteś! Myślałeś, że Cię nie zobaczę w krzakach? Swoja drogą, niezły towar.
Dopiero teraz zauważyłem że paliła. Dym unosił się delikatnie po całym pomieszczeniu i drażnił mój nos. To zdecydowanie nie była przyjemna osoba, chyba mój los był przesądzony.
-Możesz mnie rozwiązać?
Nie liczyłem nawet na to, zapytałem jakby trochę rozpaczy, skoro byłem świadkiem morderstwa mogłem liczyć jedynie na zgon. Miałem tylko nadzieję, że zrobi to szybko i bez bólu. Śmierć na Parterze nie była niczym niezwykłym i nikt nigdy nie został ukarany za tego typu występek przez Policję. Postać podeszła do mnie bliżej i solidnym kopniakiem obróciła mnie na plecy. Zająknąłem z bólu. Stała dokładnie nade mną jednak było tak ciemno, że nie byłem w stanie dostrzec niczego poza załamanym światłem na obszernym biuście. Przyklękła nade mną i dmuchnęła dymem z ust. Dopiero teraz ujrzałem połowę twarzy pokrytą kropelkami krwi oraz zbroczoną krwią koszulę. Delikatnie opadające na moja twarz włosy oraz zapach który zapamiętałem z zajęć utwierdził mnie w przekonaniu.
- Mia…
Nade mną stała osoba tak dobrze mi znana, a jednocześnie tak obca. To nie była ta sama Mia którą znałem z normalnego świata. To była zupełnie inna osoba, żywsza, dziksza… nieokiełznana. Złowrogi uśmiech i przekrwione oczy pełne furii. Biła z niej dzikość a jednocześnie pewien rodzaj spokoju i pewność siebie. Zakrwawiona jasna skóra i drobne dłonie kompletnie nie pasowały do mojego obrazu spokojnej dziewczyny.
- Widzisz. W cale nie jestem taka niewinna, na jaką wyglądam.
Końcówki jej włosów delikatnie łaskotały moją twarz. Będąc pochylona nade mną miała w sobie coś czego nie da się opisać, biła od niej aura mroczności.
-Chcesz mnie zabić? – zapytałem po chwili milczenia.
-Heh – parsknęła - ty już nie żyjesz!
Zbladłem. W tym momencie jej twarz była przesycona radością. Nie miałem pojęcia co chce przez to powiedzieć.
- Ale jak to… nie rozumiem o co Ci chodzi. W ogóle co tu robisz. Wisz że Korpo nie mogą tu się zaszywać? Nie wiesz co za to grozi?
W jednej chwili napłynęło mi do głowy milion pytań. Nie wiedziałem co się dzieje, oprzytomniałem.
-Od dawna jestem trupem. Tak naprawdę nie istnieję. Podobnie jak ty - nic nie rozumiałem ale ciągnęła dalej – dusisz się w tamtym świecie, od dłuższego czasu widzę to po Tobie. Cały Twój sens istnienia to spanie, jedzenie, nauka. Świat w którym żyjesz niszczy Cię od środka, dlatego tu jesteś prawda? Jednak cichy krzyk który wydajesz dotarł do niewłaściwych osób.
Jej mina stała się poważna, zupełnie jakby wróciła stara Mia. Kim do cholery ona jest.
- Jak to, jakich osób, nic nie rozumiem. Jaki ty masz w tym udział!
- Wczorajsza wiadomość od przełożonego nie była przypadkowa. Sam zauważyłeś że wszystko dawno było załatwione, mimo to z czystego obowiązku zostałeś. Wszyscy dobrze wiedzieli, że w deszczową pogodę nie jesteś sobą, stajesz się powolny i odrętwiały. Oglądałeś wczoraj wiadomości po powrocie, prawda? Zawsze to robisz. Słyszałeś pewnie o mordzie…
Obleciał mnie blady strach, po raz pierwszy w życiu przeszył mnie paniczny strach. Na jej twarzy malował się ociekający psychozą uśmiech. Skąd ona tyle o mnie wiedziała.
- To byłaś ty.
-To miałeś być Ty. Jesteś idiotą! Te twoje reklamy hologramy i lipne windy na Parter. Dałeś się podejść? Już nie żyjesz! Ktoś Cię wsypał. Widziałeś do kiedy nauczycielka dała Ci termin pracy karnej? Chciała byś wyszedł od razu z grupą do domu.
Słyszałem wcześniej, że były jakieś przypadki zaginięć po przyłapaniu przez służby Korpo ale zdarzało się to niezwykle rzadko. Poza tym nikt mnie nigdy nie śledził, a przynajmniej tak mi się wydawało.
- Dlatego zostałaś ze mną? Ale jak mogłaś o tym wszystkim wiedzieć ?
Uśmiechnęła się głupio. Nie mogłem przywyknąć do drugiej natury Mii. Nie uzyskałem odpowiedzi, ale czułem, że koniec jest bliski. Byłem już spokojny, przynajmniej dowiedziałem się jaka była moja rola.
- Zabijesz mnie, prawda? Widziałem jak mordujesz, widziałem, że zaszyłaś się na Parter, mogę Cie zdradzić. Widziałem zbyt wiele, dlatego musze umrzeć, prawda?
Znowu ten głupi uśmiech przepełniony sadystyczną radością. Ponownie nachyliła się nade mną ścisnęła mnie swymi kształtnymi udami i okryła twarz włosami. Zupełnie jak wtedy poczułem delikatny ciepły oddech blisko ucha.
- Uwolnij się! – Wyszeptała, po czym poczułem przeszywający ból w prawym przedramieniu i otaczającą mnie ciemność.
Krople krwi delikatnie rozbryzgiwały się o posadzkę. Wiszące na sznurku kawałki elektroniki wraz z zakończeniami nerwowymi wyglądały niczym małe ośmiornice. Plusk krwi zdawał się nie do wytrzymania. Oczy piekły z suchości, gardło niczym pustynia. Gdzie ja znowu jestem, ciągle żyję? Już myślałem że wylądowałem na jakimś śmietniku, gdy wtem wyczułem znany zapach palonego zielska.
-Widzisz to? – pokazała mi kawałek egzopłytki.
Wzięło mnie na mdłości na sam widok. Nie wiem czy to z głodu czy obrzydzenia. Nawet gdybym chciał nie miałbym czego zwrócić.
-Właśnie umarłeś. Nie istniejesz, zostałeś wymazany. To twój hotpoint.
Moja prawa ręka była owinięta czymś, co przypominało kawałek firany. Gdzieniegdzie zabarwiona na ciemnoczerwono.
- Dlaczego… dlaczego mnie nie zabiłaś?
- Bo jesteś trupem! - Skwitowała tym samym złowrogim uśmiechem.
Bez hotpointa byłem stracony, nie miałem tożsamości, uliczne skanery od razu mnie wykryją. Wycięcie hotpointa było ściśle zabronione pod groźbą kary śmierci. Nieoznaczeni byli traktowani jako buntownicy i rewolucjoniści. Nagle pokazała mi drugą egzopłytkę.
- To mój hotpoint.
Płytka była jakby odrobinę starsza, zakończenia nerwowe już dawno wysuszyły się i pokruszyły. Nie rozumiałem z tego niczego. Ale wynikało, że bez tego też można żyć.
- Witaj w nowym świecie – wyciągnęła do mnie dłoń – jestem Mia.
Przez chwilę wahałem się. W końcu i tak byłem trupem więc, co miałem do stracenia.
- Kinji… Tohyama Kinji.
***
Uliczkom nie było końca, coraz to węższe i mroczniejsze, nie dochodziło tu już nawet światło hologramów zawieszonych 50 pięter wyżej. W przedramieniu czułem jeszcze ból, ale ustępował z każdą chwilą. Komórki samoodnawialne były jednym z największych osiągnięć genetyki, mimo że znane od wieków, to dopiero niespełna 30 lat temu udało się nad nimi zapanować. Dzięki jednemu osiągnięciu opieka zdrowotna ograniczała się już tylko do ratowania ludzi bez głów. Wąskie uliczki sprawiały, że Mia wyglądała jeszcze bardziej tajemniczo. Nadal nie wierzyłem w to co zaszło, jak to możliwe że dziewczyna z Korpo żyje na Parterze. Najwyższa klasa ludzi, mogła mieć wszystko, a siedzi w zdegenerowanym świecie. Nagle stanęła jak wryta.
- Padnij - szepnęła.
Jednym gestem dała mi znak bym przykląkł. Naszym oczom ukazał się człowiek z szyderczym uśmiechem i wielkim łańcuchem na klacie. Prawdopodobnie tutejszy kinol albo lokalny dieler. Na pewno nie było to pokojowe spotkanie. W dłoni trzymał długi na 50cm pręt ostro zakończony. Na twarzy pozostały ślady dawnych bitw, niechlujnie poszyte skronia i wybite zęby. Nos wykrzywiony w jedna stronę, nienaturalnie wielkie łuki brwiowe. Na ramieniu dało mi się zauważyć ten sam tatuaż jak u faceta zabitego poprzednio. W jednej chwili zrobił zamach i cisnął prętem w stronę Mii. Ta jakimś cudem odskoczyła i wydobyła z kieszeni dwa ostrza przypominające sztylety. Wielki łysol ciskał prętem we wszystkie strony jednak nie nadążał za sprawnymi ruchami przeciwniczki. No co ona czekała, zamiast uciekać skakała jak oparzona. Nagle poczułem uderzenie powietrza na twarzy. Mia wyskoczyła w powietrze i zgrabnym ruchem przecięła ramie Łysola, jednak nie zrobiło to na nim większego wrażenia. Krew trysnęła we wszystkie strony. Poczułem smak metalicznej krwi, jednak był on zupełnie inny, jakby bardziej delikatny. Oblizałem usta raz jeszcze, zlizując krew wraz z kroplami własnego potu. Smak wyostrzył się, dochodziłem do wewnętrznej ekstazy podczas gdy Mia podeszła przeciwnika od dołu i zanurzyła sztylety w brzuchu faceta. Wbiła głębiej i dla pewności przekręciła ostrza wyrywając na zewnątrz kawałki wnętrzności. Krew tryskała pulsacyjnie jednak z każdą chwila słabiej. Facet osunął się na kolana i padł bez ruchu. Mia przyklękła nad jego twarzą i szepnęła mu coś do ucha po czym szybkim ruchem poderżnęła gardło. Siedziała jeszcze chwilę bez ruchu po czym starła krople krwi z twarzy i odwróciła się w moja stronę. Widok był… pociągający, zalana od góry do dołu krwią i płynami ustrojowymi. Po raz pierwszy poczułem w sobie pożądanie.
- Znowu to samo – powiedziała do siebie z zadziwiającym spokojem.
Kilka chwil później stanęliśmy przed budynkiem przypominającym kamienicę, jednak jej wygląd wskazywał że została wybudowana wiele lat po sławnym rokiem 20-50. Na jej dachu nie było charakterystycznych fundamentów wieżowców do nieba. Wyraźnie było widać normalny świat, holoreklamy, nawet w pogodne dni można było dostrzec błękit nieba.
-Gdzie jesteśmy? – zapytałem zaciekawiony.
Mia udała że nie słyszy i podeszła do drzwi. Wymownym gestem zawołała mnie do środka.
- Jesteśmy w moim domu.
Wnętrze wyglądało nadzwyczaj dobrze. Było dobrze oświetlone, czyste i zadbane. Nie dało się wyczuć stęchlizny panującej na zewnątrz. Pomimo usilnych prób nie znalazłem żadnych skrawków szkła, śladów plądrowania czy innych oznak osób trzecich. W głowie roiło się milion pytań jednak po tym co widziałem wolałem milczeć.
- Rozgość się, ja idę się przebrać – rzuciła Mia - W kuchni jest woda, w lodówce coś do jedzenia, zjedz coś bo słabo wyglądasz.
Miała rację. Słabość miałem wypisaną na twarzy. Jedyne co znalazłem w lodówce to błyskawiczny Udon. Włożyłem do akceleratora i po trzech sekundach miałem gotowy posiłek.
- Jak na trupa dobrze sobie radzisz – zaskoczyła mnie Mia.
-Jeszcze nie zapomniałem jak się przyrządza.
Przysiadła obok mnie i wydobywszy widelec zaczęła podjadać z mojej porcji. Nie miałem odwagi jej odmówić. Z bliska wydawała się jeszcze bardziej niewinna niż zwykle. Ciągle biłem się z myślami jak taka kobieta może być tak okrutna i niebezpieczna. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie rozumiałem dlaczego nie czuję strachu przed nią. Może to dlatego, że pogodziłem się ze śmiercią. Jeszcze wczoraj byłem zwykłym chłopakiem z Normalnego Świata. Dziś przestałem istnieć…
- Czego chcesz ode mnie – w końcu zapytałem. Chcesz nie wykorzystać czy zabić? A może mam być Twoim niewolnikiem? Po co chroniłaś mnie od samego początku. Jaki miałaś w tym cel!
Znowu to milczenie. Miała chyba niesamowity dar samoopanowania, nie potrafiłem wyprowadzić jej z równowagi.
-Niczego od Ciebie nie chcę, możesz sobie iść.
Przez chwilę poczułem się jak uderzony toporem. Na co ja liczyłem? Tyle starań z jej strony i taka odpowiedź, o co jej chodziło w tym wszystkim, czyżbym był tylko jej zabawką? Przecież nie musiała mnie chronić, niczym się nie wyróżniam. Takich ludzi nękanych przez Korpo mogą być setki.
- Jeszcze tu jesteś? – zapytała ze zdziwieniem i cwaniackim uśmieszkiem – to idź się ogarnij bo jutro wykłady.
-Ale jak to! Przecież nie mogę się pokazać w normalnym świecie!
Przeleciał mnie zimny prąd, jeśli pójdę bez hotpointa od razu zgarnie mnie Policja. Chce mnie wystawić? To pewnie kolejna z jej gierek.
- Łazienka jest na prawo - odparła ze spokojem.
Zimny prysznic dobrze mi zrobił, rana na przedramieniu prawie się zabliźniła, miałem już tego wszystkiego dosyć, im dalej szedłem tym mniej wiedziałem. Jeszcze wczoraj znałem ją tylko jako koleżankę z klasy, dziś wiem kim jest naprawdę i co robi. Potrafi zabijać z zimną krwią i jak dotknięciem różdżki odbiera ludziom dusze. Z drugiej strony i tak nikt mi nie uwierzy jeśli powiem kim jest. Przedstawiciele Korpo nie są przecie takimi szaleńcami. Postanowiłem iść na żywioł, mimo że to przeczyło z moimi przekonaniami i praktykami, ale ciągłe liczenie ryzyka sprawiało, że zatracałem prawdziwego siebie.
Pogodziłem się ze swoimi myślami. Wyszedłem odświeżony nie tylko fizycznie. W przedpokoju czekała na mnie Mia. Trzymała w ręku dziwny naszyjnik. Dopiero po zbliżeniu zauważyłem że wisi na nim mój hotpoint.
- Trzymaj. Przeprogramowałam go i usunęłam wszystkie opcje dotyczące śledzenia i raportowania o nieścisłościach. Będziesz teraz całkowicie niewidzialny dla Korpo, skanery uliczne niczego nie zauważą.
- Puszczasz mnie wolno? Mogę zniknąć i donieść o wszystkim.
Mia podeszła do mnie i objęła.
- Zabiłabym Cię, zanim byś o tym pomyślał – wyszeptała.
***
Zapadła już głucha noc. Co jakiś czas z zewnątrz dochodziły głuche pomruki przechodzących ludzi. Cisza była przerażająca. Cichy oddech Mii drażnił skutecznie moje uszy, podobnie jak dotyk jej ciała. Spanie z dziewczyną nie należało do częstych praktyk w moim życiu. Sam fakt spania był tak normalny jak jedzenie czy uczenie się. Związki nie odgrywały ważniejszej roli. Panowało przekonanie że nie rozwijają a blokują rozwój ludzki to też nie przywiązywano do nich większej roli. Rola serca ograniczona została do ciężkiej pracy fizycznej. Włosy spokojnie opadały na jej ramiona. Przez chwilę w półmroku dostrzegłem na szyi krople zaschniętej krwi. Przez chwilę się wahałem jednak pragnienie było silniejsze. Przesunąłem się i delikatnym ruchem języka zasmakowałem. Smak był zupełnie inny, intensywny, zaczął przenikać mnie do szpiku kości.
- Lubisz to, prawda? – wyszeptała Mia.
Byłem kompletnie zaskoczony, myślałem że jest w głębokim śnie. Najwidoczniej też nie mogła zasnąć. Nie dało się ukryć że byłem rozpalony.
- Zależy co masz na myśli – odparłem.
Po chwili milczenia wskoczyła na mnie biorąc mnie miedzy uda, zupełnie jak leżałem wtedy na ziemi. Wydobyła spod poduszki sztylet i oblizała go jednocześnie nacinając sobie delikatnie język. Czerwona krew delikatnie zabarwiła usta. Przysunęła się do moich i nasze usta złączyły się w sadystycznym pocałunku. Usta Mii były delikatne jak jedwab, a nuta smakowa krwi sprawiała że rozpaliłem się do granic. Objąłem ją i obróciłem na plecy. Wpadłem w trans. Delikatnie ssałem język, nie wiedziałem co się ze nadzieje. Nagle podgryzła moje usta i poczułem wymieszany z moją smak naszej krwi. Moje ręce oparły się na zgrabnym biuście. W ułamku sekundy pozbyłem się opinającego ją biustonosza. Rozmiar biustu był odpowiedni, idealnie mieściły się w moich dłoniach. Zszedłem delikatnie niżej całując ciało centymetr po centymetrze. Jeszcze dzień wcześniej nawet się dobrze nie znaliśmy a teraz… jak byśmy znali się od lat. Mia delikatnie odchyliła się ku tyłowi przez to piersi stały się jeszcze twardsze i kształtniejsze. Językiem pieściłem brodawki aż stały się twarde. Rece Mii delikatnie mierzwiły mi włosy, czułem jak zaczyna drżeć. Szybkim ruchem zdjęła moją koszulkę i zaczęła badać moje ciało.
Miłosnym pieszczotom nie było końca. Rozłożeniem nóg dała mi sygnał bym zszedł niżej. Od małego wpajano nam, że kontakt fizyczny nie jest do niczego potrzebnym człowiekowi, jednak natury nie da oszukać nawet najtwardszą doktryną. Delikatnie zacząłem łaskotać językiem czułe punkty Mii. Nie dało się ukryć że sprawiało jej to ogromną przyjemność. Ścisnęła udami moja głowę i przycisnęła dłońmi z całych sił tak, że ledwo mogłem złapać oddech. Jej oddech z każdą chwila sie pogłębiał i ciało zaczęła żywo reagować na bodźce. W jednej chwili uniosłem się i zanurzyłem w nią. Cicho zająknęła i poczułem jak ostre paznokcie wbijają mi się w plecy. Przyjemność i ból sprawiały, że czułem się wyśmienicie. Z karzą chwila napięcie w nas narastało. Mia uniosła i skrzyżowała nogi przyciskając mnie do siebie i odchyliła sie jeszcze bardziej to tyłu sprawiając wrażenie wygiętej struny . Szczupłe ciało z idealnie gładką skórą. Powoli zbliżaliśmy się do euforii, pot mieszał się z krwią, ciało z ciałem, westchnienia przeszywały się nawzajem. Wszystko wokoło zaczęło wirować jak na diabelskim młynie, byliśmy tylko my a cały świat nie miał znaczenia. W końcu padliśmy oboje, zmęczeni, umarli w świecie żywych. Po chwili przyciągnęła mnie do siebie i mocno objęła.
-Zostań przy mnie, chcę czuć że żyje.
Zaskoczyła mnie tymi słowami. Po chwili zrozumiałem o co jej chodziło, a przynajmniej tak mi się wydawało. W tym trudnym świecie wszyscy jesteśmy truchłem. Niczym zaprogramowane roboty, stworzone tylko do pracy i płytkiej egzystencji. Właścicielem naszego bytu jest Korpo. Jedynie robiąc coś dla kogoś jesteśmy w stanie poczuć że żyjemy.
-Zostanę.
Na policzkach poczułem łzy… jednak nie należały one do mnie. Ta sama Mia która wcześniej zabijała z zimną krwią, teraz naga w moich objęciach cicho płakała.
***
Dzień zaczął się szybko, pogoda zapowiadała się dobrze. Z niewielkim bólem głowy, sprawnie zebrałem się z łóżka. Mia wstała wcześniej, sądząc po porozrzucanych po pokoju ciuchach nocnych pewnie była już przebrana. Ciągle nie dochodziło do mnie co wydarzyło się ledwo dzień wcześniej. Musiałem odnaleźć się teraz w zupełnie nowych realiach. Wszedłem do kuchni ale nikogo nie było, na stole czekał stał Udon Błyskawiczny. Jednak moją uwagę bardziej przyciągnęło światło bijacie z pokoju obok. Wziąłem śniadanie i po ciuchu zbliżyłem się do drzwi.
- W końcu! – usłyszałem znajomy głos.
Na magnetycznym fotelu siedziała Mia, ubrana jedynie w rozpiętą koszulę i bieliznę dolną. Przed nią ustawiona w dwóch rzędach po trzy sztuki, ściana monitorów. Obok stało kilka skrzynek poplątanych przez powpinanie w nie kable, wydające różne dźwięki chrobotania. Mia miała na sobie holooksy ale jednocześnie coś pilnie klepała na klawiaturze. Jako przedstawicielka Korpo miałaby portal wszczepiony w mózg a jednak z jakiegoś powodu korzystała z holooksów. No ekranach co chwila przesuwały się informacje. Ich ogrom przytłaczał mnie. Kątem oka dostrzegłem jakieś wzmianki na temat nieznanej mi wcześniej osoby i otwarty portal. Teraz pilnie wpisywała ciągi nieznanych mi komend i poleceń tworząc kod przypominający trochę obliczenia matematyczne. Mia nie była nigdy orłem w szkole to też moje zdziwienie było tym większe.
-Chcesz zapalić? – Odwróciła się do mnie wyciągając paczkę zielska które wczoraj kupiłem. - Pal bo zaraz idziemy na uczelnię.
Przerwała moje obsceniczne wpatrywanie w przebijający się przez koszulkę biust. Prawie zapomniałbym o tym, że miałem zadanie do oddania. Wziąłem skręta a Mia zbliżyła się ze swoim w ustach by dać mi odpalić.
- Dzięki. Mogę wiedzieć czym się zajmujesz? Nic a nic nie rozumiem z tego.
- Widzisz… normalny świat daje sporo możliwości, ale tylko z poziomu Parteru.
Z upiornym uśmiechem puściła mi oczko.
- Wszystkiego się dowiesz. Wszystko w swoim czasie. – Wyszeptała jakby sama do siebie. – Daj mi swojego hotpointa.
Przybliżyła go do czegos co przypominało czytnik i po chwili ujrzałem alert „sending data in progress”.
- Teraz jesteś tyko mój.
- Nie mów że jestem tak cenny- odparłem z dystansem.
- Dla mnie jesteś trupem, ale dla innych? Kto wie…
Tajemnicza, jak zwykle, choćby walił się świat nigdy nie powie wprost. Pół godziny później byliśmy już w drodze na uczelnie. Poznawałem teraz zupełnie inną drogę. Niestety nie była ona tak prosta i oczywista. Wymagała wdrapania się na dziesiąte piętro do windy, dopiero wtedy niczym cywilizowany człowiek mogłem spokojnie wjechać do Normalnego Świata. Mia miała opanowaną ścieżkę do perfekcji i kondycje sportowca, to też wejście na dziesiąte piętro nie stanowiło dla niej wyzwania. Ja z zadyszką ledwo dostrzegałem unoszące się od opływającego powietrza końcówki długich włosów Mii. Kika chwil później stałem już na podniebnym deptaku przed centrum handlowym niedaleko uczelni. Holoreklamy przebijały się ze wszystkich możliwych stron. Znów było mi dane zobaczyć magnetyczną hulajnogę jednak smak tego świata nie był już taki jak kiedyś, czułem się w nim obcy, niczym intruz.
- Dasz radę- szepnęła Mia łapiąc mnie za ramię – ale od teraz znamy się tylko z widzenia.
Miała rację, od teraz udawanie było podstawą przetrwania. Wszak byłem trupem i mimo wszystkich trików z hotpointem, każdy odchył od normy mógł mnie zdradzić. Do sali weszliśmy osobno, zachowując rozsądny dystans. Mia znów była taka jak wcześniej, poważna, trochę przymulona i cierpka. Usiadłem na swoim miejscu nie dając nikomu nic poznać. Jedyne czego się bałem to zauważenia niezabliźnionej rany na przedramieniu. Starałem się trzymać rękę jak najbliżej blatu biurka. Po otwarciu portalu i sprawdzeniu odetchnąłem z ulgą, bak wiadomości to była dobra wiadomość. Po chwili zauważyłem nowe powiadomienie „Mia: Nie patrz tak na mnie na lekcjach. Gdy jeszcze spałeś, pomieszałam ci trochę w portalu. Od teraz będziemy mieli stałe połączenie między sobą. Suma walidacyjna ok. Nie wykryją tego.” Im dłużej z nią przebywałem tym mniej rozumiałem.
W końcu nastała pora na zajęcia z Przełożonym. Ten ani słowem nie wspominał o przedwczorajszym zajściu przy uczelni. Tak jakby nic się nie stało. Przełożony był dużym facetem w wieku ok. 45 lat. Na twarzy roiły się już zmarszczki zupełnie jakby miał 10 lat więcej. Na piersi nosił znak przynależności Korporacyjnej. Tylko najwierniejsi działacze Korpo mogli nosić insygnia władzy.
- Proszę przedstawiciela grupy o pozostanie po zajęciach – głos faceta wyrwał nie z zadumy.
Co on ode mnie chce? A może dowiem się co miałem wczoraj zrobić? Tak czy inaczej musiałem pozostać. W portalu pojawiła się nowa wiadomość: „Mia: będę czekać pod salą”. Spojrzałem na nią katem oka ale udawała niewzruszoną i ślepo zapatrzoną w Podopiecznego. Co chwila słychać było popiskiwanie z wrażenia dziewczyn Korpo na widok rosłego Podopiecznego, chociaż chyba bardziej jarała je odznaka Korpo na piersi i wysoki status społeczny. Zajęcia dobiegły końca i w sali pozostałem tylko ja i Podopieczny. Był czymś strasznie zajęty w Portalu.
- Przepraszam… miałem zostać po zajęciach – zagadałem chcąc szybko odwalić sprawę i wracać do domu.
- Widzę ,że uporządkował pan wszystkie sprawy grypy.
- Oczywiście, zostałem po zajęciach tak jak pan chciał i jeszcze raz wszystko sprawdziłem.
- Znakomicie – odparł.
- Czy to wszystko?
- W zasadzie to tak, z tym że zastanawianie jedno.
- Tak?
- Jakim cudem jest pan dziś na uczelni i co robi ta dziewczyna stojąca pod salą?
Oblał mnie zimny pot jednak powstrzymałem się od okazywania jakichkolwiek emocji.
- Nie wiem o czym pan mówi – odparłem zachowując resztki spokoju.
- A o tym, że wydano na pana rozkaz unicestwienia. Tylko jakimś cudem znikł on z systemu.
Teraz już nie dało się ukryć, krople potu spływały mi po twarzy. Zacząłem rozumieć słowa Mii. Szedłem dalej w zaparte. Na pewno miał wgląd w system więc mógł obserwować swoich uczniów, w końcu był wysokim rangą Korpo, tylko dlaczego go to tak bardzo interesowało.
- Nic o tym nie wiem proszę pana, to musi być pomyłka, przecież sam pan widzi, nawet gdyby był taki rozkaz to już by mnie tu nie było. Musi się pan mylić…
- Hah… problem w tym, że to ja wydałem ten rozkaz! Zamiast pana wczoraj pod uczelnią zginął pański niedoszły kat.
Przeszył mnie ogień. Podłoga zaczęła mi się kołysać a w kolanach czułem budyń. Zaczęła ogarniać mnie ciemność i z trudem utrzymywałem równowagę. W rzeczywistości stałem jak słup soli. Wtem otrzymałem powiadomienie. Nie dając nic po sobie poznać zerknąłem przez holooksy w miejsce gdzie na ekranie wyświetlał się tekst „Mia: spokojnie”. Musiała wszystko słyszeć.
- Ale gwarantuje Panu – ciągnął dalej – że jutro już się nie spotkamy.
Przełożony zamknął portal i wyszedł z sali. Stałem zszokowany. Ledwo udało mi się wrócić do Normalnego Świata a już będę musiał umrzeć. Nagle poczułem pieczenie na twarzy i zauważyłem Mię.
- Długo będziesz tak stał jak pedał?
Poczułem jak pękła mi blizna na wardze z poprzedniego wieczora.
- Albo ty albo on, wybieraj!
Wyciągnęła z kieszeni dwa sztylety i wyciągnęła przede mnie. Krew napływająca mi do ust wybudziła mnie letargu. Nic nie mówiąc chwyciłem sztylety.
- Plan jest taki. Przełożony jest wysokim rangą sługą Korpo. Wychodzi punktualnie do domu, zawsze o 18:00. Jego droga trwa 15 minut i zwykle chodzi głównymi traktmi. Co drugi dzień wybiera się do sklepiku w małej uliczce nieopodal centrum. Tam zrobisz swoje. Zapomnij o konsekwencjach. Idziemy! Musimy być przed nim.
Biegliśmy ulicą ile sił w nogach, nie musieliśmy martwić się ulicznymi skanerami, byliśmy dla nich niewidzialni. Nawet przez głowę nie przeszło mi skąd ona tyle wie o tym facecie. Uliczka była ciemna jak na tą część dzielnicy. Wokoło tylko szklane ściany i zaułki.
- Schowaj się w uliczce po prawej, ja będę udawać, że ktoś mnie napadł w uliczce na lewo – zasugerowała Mia – atakuj w momencie kiedy się nade mną pochyli, tylko nie ubrudź mi koszulki krwią, bo to już będzie trzecia w ciągu dwóch dni.
Kiwnąłem zgodnie głową. Z zadziornym uśmiecham spojrzała na mnie i zajęła pozycje naprzeciwko mnie w lewej uliczce w taki sposób że widziała mnie. Moja pozycja była o tyle lepsza, gdyż w odbiciu szklanej ściany wieżowca widziałem całą uliczkę i pozwalało mi na obserwacje. Wyciągnąłem sztylety i osadziłem wygodnie w dłoni. W końcu zauważyłem postać w odbiciu. Rzeczywiście.. był punktualnie kilka minut po 18:00 zbliżał się wolnym krokiem w moim kierunku. Dałem znak Mii.
- Ratunku, bandyta!!! – zaczęła krzyczeć, a na jej twarzy pojawiły się jakże prawdziwe, udawane łzy. Była mistrzynią udawania.
Nie miałem wątpliwości, to był on. Przyspieszył kroku po czym wpadł w lewą uliczkę i zobaczył leżącą dziewczynę. Podbiegł do niej. Mia była odwrócona plecami do niego i patrzyła ukradkiem na mnie. Gęste włosy okrywały jej twarz a strój Korpo nie budził podejrzeń.
- Nie płacz. Nic ci się nie stało? Dobrze się czujesz? – zapytał z przejęciem.
Błyskawicznie ruszyłem w jego stronę a Mia uniosła swą twarz i wtedy i rozpoznał ją.
- Niebiańsko – odparła z szyderczym uśmiechem – chcesz to poczuć?
Nie zdążył otworzyć ust a zatopiłem sztylety w jego ciele wbijając je w nad miednicą. Prułem ciało z całych sił, długie ostrza zadziwiająco lekko przechodziły przez kolejne tkanki miękkie aż po sam kręgosłup. Fontanny krwi trysnęły na boki zalewając deptak. Mia szybko wstała i zasłoniła twarz Przełożonego.
- Wbij między ósme a dziewiąte żebro – krzyknęła Mia.
Bez większego zastanawiania wbiłem sztylety. Nie wiem czy dobrze trafiłem. Facet tylko zakrztusił się a z ust popłynęła krew. Osunął się na ziemię i skonał.
- Dobra robota. Spadamy! – ze spokojem odparła.
Nie mogłem wypowiedzieć ani słowa. Po raz pierwszy zabiłem człowieka. Bez skrupułów, z taka niebywałą lekkością, z zimną krwią i bez chwili zastanowienia, nie czując oporów. Nie pamiętałem drogi do domu. Jedyne co widziałem, to końcówki włosów Mii i blask hologramów. Po powrocie do domu oprzytomniałem trochę. Krótki prysznic zrobił swoje. Mia włączyła holoekran i usiadła obok mnie.
Nie minęła godzina a pojawiła się informacja „W pobliżu centrum handlowego dokonano bestialskiego mordu. Ofiarą jest Kyon Mahara, jeden z najwyższych przywódców Korporacyjnych, weteran Wojny Światów, wykładowca akademicki. Sprawca pozostaje na wolności. Wszystkich świadków prosimy o kontakt z Wydziałem Obrony”
- Jestem z Ciebie taka dumna – szepnęła Mia.
Siadła na mnie okrakiem i przytuliła do swoich półnagich piersi. Tulała tak długo aż zasnąłem.