Dzisiejsza część jest ze specjalną dedykacją dla naszego Ptysia. 100 lat!
Część dziesiątaCzarodziejka zatrzymała się.
- Nie mam już siły. - Westchnęła, osuwając się na kolana.
Druid przyklęknął obok niej.
- Niedługo wyjdziemy z lasu. Zrobimy sobie postój nad jeziorem.
Muffinka pokręciła głową.
Wilk zawrócił.
- Co jest? - Zbliżył się do klęczących postaci.
- Nie podchodź. - Czarodziejka oparła laskę na piersi demona.
Cofnął się.
- Musimy wyjść z lasu. - Mruknął, unikając jej spojrzenia.
- Ja nie mam siły. - Zaprotestowała Muffinka.
Pieprz przeczesał czujnym spojrzeniem okoliczne krzaki.
- Mogę cię wziąć. - Zrobił krok w jej stronę.
Kij dźgnął go boleśnie.
- Mowy nie ma. - Powiedziała takim tonem, że demon skulił się w sobie.
Rzucił bezradne spojrzenie na druida.
Chłopka wzruszył ramionami.
- Przecież cię nie skrzywdzę. - Wielki wilk położył się na ziemi i podczołgał kawałek.
Oberwał laską po głowie.
Ziemniak złapał kij.
- Powinnaś go posłuchać.
- Jego? Chyba żartujesz. - Wściekła się czarodziejka. - Róbcie sobie co chcecie, ja tu będę spać!
Druid westchnął.
Wilk śmignął między drzewami.
- Śpijcie, będę pilnował. - Warknął z wyraźną irytacją.
Czarodziejka wtuliła się w dryblasa i zasnęła niemal od razu.
Chłopak przykrył ją swoją peleryną.
Sam nie mógł zasnąć, ale wyciągnął się na suchych liściach patrzył na jaśniejące, między koronami drzew, niebo.
Dziwnie czuł się ze świadomością, że ten pogrom wśród driad, to właściwie jego wina.
W końcu musiało do tego dojść.
Wiedział o tym, od dnia, w którym postanowił związać swój los z tą małą, szaloną dziewczynką.
Latami starał się unikać wchodzenia w jawny konflikt z nimfami leśnymi, którym zawdzięczał życie.
W końcu to one go przygarnęły i wychowały.
Nauczyły wszystkiego na temat pułapek.
Nic dziwnego, że przeprowadzenie Gryfów przez Nawiedzony Las odebrały jako zdradę.
Siedząc w jamie miał jeszcze nadzieję, że jakoś się to wszystko rozejdzie po kościach.
No ale teraz było pozamiatane.
Naprawdę nie spodziewał się, że ktoś się o niego upomni.
Przecież nie należał do gildii.
No dobrze, gdzieś tam przemknęło mu przez głowę, że może Muffinka będzie go szukać.
Ale przecież wiedział, że nie miałaby szans.
W życiu nie przypuszczał, że ten obłąkany demon pójdzie razem z nią.
Czego on właściwie od niej chciał?
Przecież nie polubili się od pierwszego wejrzenia.
A potem było już tylko gorzej.
Prawie go zabiła.
I to nie jeden raz.
Tak czy inaczej, nagrabił sobie.
Druid podejrzewał, że demon narobił sobie problemów nie tylko u Ptysia.
Sam nie wiedział, kiedy zasnął.
Obudziło go szturchanie.
Niechętnie otworzył oczy.
Trafił na czekoladowe spojrzenie, a senność przeszła mu jak ręką odjął.
- Ktoś się zbliża. - Warknął wilk. - Ale to nie driady.
Druid połaskotał czarodziejkę po policzku.
Muffinka otworzyła oczy i od razu poczęstowała Pieprza złym spojrzeniem.
Cofnął się zanim zdążyła sięgnąć po laskę.
Dostrzegli ruch między drzewami.
Zbliżali się jeźdźcy.
Czarodziejka pozbierała się z ziemi.
Pieprz przysiadł poza zasięgiem jej laski.
Druid otrzepał pelerynę z liści.
Zza drzew wyjechało dwóch jeźdźców.
Dziewczyna dosiadająca siwej klaczy, miała lekką zbroję, a u boku miecz.
Towarzyszył jej wysuszony, chudziutki i wysoki rycerz z długimi, brązowymi wąsami.
Jego wierzchowiec był do niego bardzo podobny.
Dwie grupy dziwnych podróżnych mierzyły się wzrokiem.
W niebieskozielonych oczach dziewczyny zaigrało rozbawienie.
- Mag, druid i... - Zawahała się przekrzywiając lekko głowę.
Ciemnozłote włosy spłynęły łagodną falą po jej ramieniu.
- wilk?
- No, no. - Przedrzeźniła ją czarodziejka. - Dwójka szanownych rycerzy.
Dziewczyna na koniu roześmiała się serdecznie.
- Moja wina, przecież to my tak bezceremonialnie wjechaliśmy na was, wypada się przedstawić.
Długi rycerz zdjął hełm i skłonił się.
- Sir Seler herbu Zwiędła Pietroszka, uszanowanko.
Muffinka wytrzeszczyła oczy.
Zupełnie nie o to jej chodziło.
Chciała, żeby jeźdźcy pojechali w cholerę.
Ale oni najwyraźniej mieli ochotę na zawarcie znajomości.
Dziewczyna w zbroi zeskoczyła lekko z konia.
- Jestem Czębria. - Wyciągnęła rękę do stojącej sztywno czarodziejki.
Ptysia kusiło, żeby ją olać.
Zacisnęła palce na lasce.
Ale dziewczyna uśmiechała się tak pogodnie, że zdawała się zarażać dobrym humorem.
Uścisnęła wyciągnięta dłoń.
- Muffinkowa czarodziejka.
- Słyszałam o tobie. - Klasnęła w dłonie wojowniczka.
- Feluś. - Druid ocknął się i wyciągnął rękę w stronę Czębri.
Zignorował parsknięcie czarodziejki.
Rycerz zwany Selerem skinął głową.
Najwyraźniej nie miał zamiaru zsiadać ze swojej chudej szkapy.
- Macie pięknego wilka. - Powiedziała dziewczyna przykucając.
Wyciągnęła rękę w stronę Pieprza.
- Szkoda zachodu, ma wściekliznę. - Rzuciła Muffinka. - I pchły.
Demon posłał jej rozbawione spojrzenie, a potem wesołym truchtem pobiegł przed siebie.
- No tak, to my też się zbieramy. - Burknęła czarodziejka.
- A dokąd idziecie? - Zaciekawiła się wojowniczka. - O ile to nie tajemnica. - Dorzuciła
szybko na widok miny Muffinki.
- Do domu.
- Do siedziby Gryfa.
- Jesteście z gildii Złotego Gryfa?
Czarodziejka zgromiła druida spojrzeniem.
Się chłopak rozgadał, jak nigdy.
Usłyszeli ponaglające szczekanie.
- Na nas już pora. Było miło i tak dalej...
- My też jedziemy do Miasta. - Dziewczyna oparła ręce na biodrach.
- Wszystkie... eee... rycerzyce są takie uparte?
- Wolę określenie paladynka. - Dziewczyna ruszyła dziarskim krokiem.
Siwa klacz podążyła za nią.
Czarodziejka westchnęła ciężko.
Drzemkę Karasu przerwało pukanie.
Niechętnie otworzył oczy.
Broda nadal tam była.
- Wynocha. - Poradził komuś za drzwiami.
Jedyną osobą, jak miała tu wstęp w ostatnich dniach był Hajmidal.
Zastępca podrzucał dowódcy jedzenie i dobrą gorzałkę.
Nawet Albert dostał eksmisję.
Niezadowolony gryf snuł się po cały miasteczku.
Dodatkowym nieszczęściem, okazał się brak ciastek.
Nowy kucharz upiekł je tylko raz.
Były twarde, smakowały jak piasek, a wyglądały jeszcze gorzej.
Uparciuch za drzwiami nie odpuszczał.
Z podwórka dobiegł wesoły śpiew zastępcy i healera Orety.
- Karasu, musimy pogadać.
Dowódca przejechał dłonią po twarzy.
Wstał zwinnie z łóżka, zarzucił brodę na ramię i otworzył drzwi.
Elf wytrzeszczył oczy.
A potem parsknął śmiechem.
Chichotał jak głupi, kiedy siadał przy niewielkim stoliku.
- Miło, że dostarczyłem ci takiej rozrywki. - Burknął Karasu. - A teraz gadaj czego chcesz.
- Zastanawiałem się, skąd u ciebie ta nagła potrzeba wakacji.
- Powiesz komuś, to cię zabiję.
Elf posłał mu wesołe spojrzenie.
- Szkoda by ci było najlepszego łucznika.
- Bardziej bym żałował swojej dumy.
- A tak poważniej, to zastanawiałem się, kiedy ruszymy się poza miasto.
Nie zrozum mnie źle, codzienne pijackie uczty w wydaniu Hajmidala są świetne.
- Ale ile można. - Dokończył za niego Karasu.
- Dokładnie. Poza tym gdzie podziewa się Pieprz?
- I tu dochodzimy do sedna sprawy. Wróci demon, skończą się wakacje.
Elf zmrużył oczy.
- Powinienem się martwić?
Dowódca westchnął ciężko i usiadł na drugim krześle.
Odkorkował wąską butelkę, rozlał jej zawartość do dwóch kubków.
- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia. Mówimy o Pieprzu, z nim nigdy nic nie wiadomo.
- Przesadzasz, on jest... naprawdę w porządku.
- Nie twierdzę, że nie. - Dowódca upił zawartość kubka.- Po prostu bywa nieobliczalny.
Zatrzymali się przy jeziorze.
Zmierzchało.
W oddali widać już było miejskie zabudowania.
Koło południa powinni być w domu.
Czarodziejka z rozbawieniem pomyślała, jak szybko udało jej się tu zadomowić.
Zerknęła na brodzącego w wodzie wilka.
Niezaprzeczalnie była to jego zasługa.
Zaakceptował ją z taka łatwością.
Nawet po tym... czego się dowiedział.
Muffinka podłubała kijem w piasku.
Chyba była trochę nie w porządku.
Przestraszył ją.
Ale w końcu nigdy nie zrobił jej krzywdy.
Miał sporo okazji.
Paladynka zdjęła zbroję, zostawiła na brzegu miecz, a potem pozbyła się ubrań i wskoczyła do jeziora.
Wilka zagapił się i nie zauważył czarodziejki, która chlusnęła na niego wodą.
Parsknął i wyskoczył na brzeg.
Muffinka pokazała mu język.
Wyciągnęła się w orzeźwiającej wodzie.
Druid ziewnął.
Podreptał za Sir Selerem pozbierać chrust na ognisko.
Konie pasły się na zielonej trawie.
Wilk wyciągnął się łapiąc ostatnie promienie słońca.
Nie spuszczał pływającej wojowniczki z oka.
Muffinka doskonale widziała jak patrzył, kiedy Czębri wyszła wreszcie z wody.
Czarodziejka prychnęła w wodę.
Zanurkowała i w końcu wyszła, żeby ogrzać się przy płonącym już ognisku.
Obok niej zmaterializowała się wilk.
Przezornie zachował dystans.
Położył przed nią martwego zająca.
- O, jaka mądra bestia. - Paladynka pokiwała z uznaniem głową. - Mogę go sprawić jeśli chcesz.
Pieprz posłał czarodziejce kpiące spojrzenie.
Zamerdał ogonem.
- Chyba czeka na pochwałę. - Uśmiechnęła się wojowniczka podnosząc królika.
Wyciągnęła rękę w stronę wilka, ale demon odskoczył zręcznie.
- Ja mu dam pochwałę. - Burknęła Muffinka zaciskając palce na lasce.
- Nie podrapiesz mnie za uszkiem? - Pieprz wywalił różowy jęzor.
Czarodziejka posłała mu mordercze spojrzenie.
Klapnęła przy ognisku, wtulając się w druida.
Milczący Seler wyciągnął z juków placki chlebowe.
- Częstujcie się. - Zachęciła ich dziewczyna, odkorkowując butelkę gorzałki.
Po posiłku czarodziejka zasnęła wtulona w druida.
Pieprz usiadł na brzegu jeziora i pilnował.
Niedaleko przysiadła paladynka.
Przez dłuższą chwilę patrzyła na ciemną taflę wody.
Potem zerknęła na wilka.
Nie zareagował.
- Idą! - Jasny wpadł na dziedziniec gildii.
Hajmidal poderwał się od stołu.
Zacisnął dłoń na domowej roboty spryskiwaczu.
Nie rozstawał się z nim od wczoraj.
Kiedy demon wejdzie do miasta, wystarczy psiknąć mu prosto w nos i to powinno załatwić sprawę.
Poczuł na sobie czyjeś spojrzenie.
Rozejrzał się.
To Marcelina bacznie obserwowała go spod złotej grzywki.
Oficer zupełnie się nie przejął.
Postanowił wyjść im na przeciw.
Właśnie przekraczali bramę główną.
Czarodziejka z druidem, w ubraniach upapranych ziemią.
Dwóch jeźdźców.
Hajmidal zagapił się na smukła dziewczynę.
Wreszcie jego wzrok padł na leniwie idącego wilka, którego czarna sierść lśniła w słońcu.
- Witajcie, widzę, że wam się udało. - Uśmiechnął się szeroko.
Zanim któreś z nich zdarzyło odpowiedzieć, zastępca doskoczył do Wilka i psiknął mu fioletową cieczą prosto w nos.
- Co ty robisz?! - Zdenerwowała się czarodziejka, kiedy demon zwalił się ciężko na ziemię.
Oficer wpatrywał się w miksturę roziskrzonym spojrzeniem.
- A niech mnie, to działa. Zabierzcie go. - Skinął na Jasnego i Deryla, którzy stali za nim.
- Oszalałeś? - Muffinka zagrodziła im drogę.
- Odsuń się. - Mruknął zastępca. - To nie są twoje sprawy.
- Nie tkniecie go. - Syknęła wyciągając przed siebie laskę.
- Słuchajcie, może... - Zaczął pojednawczo druid, stając obok Muffinki.
Przewało mu wściekłe warczenie.
Hajmidal wyciągnął szyję, żeby zobaczyć, co się dzieje za plecami czarodziejki.
Ona sama cała zesztywniała i obróciła się powoli.
Konie zarżały nerwowo.
Zjeżony, wściekły wilk ominął ich szerokim łukiem.
Jego oczy płonęły fioletem.
- O cholera... - Wydusił oficer.
- Ostrzegałam cię, geniuszu. - Za jego plecami rozległ się drwiący głos wiedźmy.
Wpatrywała się chciwie we wściekłego demona.
Westchnęła.
- Ależ on piękny.
- Dzięki za gorące powitanie, ale może byście się zmyli w cholerę? - Syknęła Muffinka.
Marcelina roześmiała się wesoło.
Ruszyła w stronę gotującego się wilka.
- Zostaw go w spokoju. - Czarodziejka zagrodziła jej drogę kijem.
- On nie jest twoją własnością. - Wiedźma popatrzyła na nią z politowaniem.
- Dobra dość tego. - Zdenerwował się Hajmidal. - Łapcie go, zanim nie będzie co zbierać.
Jasny i Deryl rozprostowali srebrne liny.
Czarodziejka popatrzyła na nich ze złością.
Stuknęła laską w ziemię.
Nic się nie stało.
- W mieście nie można czarować. - Uśmiechnął się złośliwie Hajmidal.
- Brać go.
Wojownicy zarzucili liny, Marcelina posłała siatkę w stronę wilka, który uskoczył zręcznie unikając ataku.
Obnażył zęby i zawarczał wściekle.
Wiedźma rzuciła w jego stronę garść kamieni.
Kiedy uskoczył spadły na niego liny.
Rynek miasta wypełniło wściekłe ujadanie.
Demon szarpał się dziko z zaciskającą się na nim liną.
- Przestańcie! - Krzyknęła jednocześnie paladynka i czarodziejka.
Jasny, który trzymał drugi koniec liny popatrzył niepewnie na oficera.
Lina zacisnęła się wokół czarnego pyska i szyi.
Demon padł.
Charcząc ciężko poddał się.
A potem fiolet z jego oczu zniknął.
Muffinka zobaczyła panikę w czekoladowym spojrzeniu, kiedy Deryl i Jasny z trudem podnieśli go z ziemi.
- Przecież on nic nie zrobił... - Szepnęła i poczuła, że robi jej się słabo.
Jeszcze kilka godzin temu miała ochotę go zamordować, a teraz nie mogła znieść, że dzieje mu się krzywda.
- Nic mu nie będzie. - Wzruszył ramionami Hajmidal.
Karasu patrzył na związanego wilka, który ciężko sapał na jego podłodze.
Przejechał ręką po włosach.
- Co ci w ogóle przyszło do głowy...? - Spojrzał na zastępce.
- Nie można mu ufać! Teraz jak jest...
- Idź. Zejdź mi z oczu. - Syknął lodowato dowódca.
Klęknął obok demona i zaczął ściągać z niego linę.
Skrzywił się widząc wypalone ślady.
- Niech was szlag.
Zastępca zniknął zamykając za sobą drzwi trochę za głośno.
- Pieprz... - westchnął Karasu siadając ciężko na podłodze.
Nie doczekał się reakcji.
Demon leżał oddychając ciężko.
Siedzieli tak do wieczora.
Dowódca widział, jak rany wilka powoli się zasklepiają.
- Porozmawiaj ze mną. - Poprosił w końcu.
Pieprz zebrał się ostrożnie z podłogi.
Na jego gładkiej skórze, paskudne ślady po linie, były jeszcze bardziej widoczne.
Karasu rzucił w jego stronę pled.
Demon zaciskając zęby przewiązał się nim.
- Ładna broda. - Rzucił sięgając po stojącą na stole butelkę.
Dowódca świdrował go uważnym spojrzeniem.
- Zerwałeś więź.
- Chciałeś mnie wykończyć.
- Nieprawda.
Atak był błyskawiczny.
Demon docisnął go do podłogi.
Zacisnął rękę na gardle dowódcy.
Przez chwilę tylko świdrował go spojrzeniem.
- Wiesz jak to jest, kiedy ktoś bez ostrzeżenia wyrywa część ciebie?
- Nie wiedziałem, że...
- Nie wiedziałeś. O tym, że to gówno wypali mi rany do kości, też nie wiedziałeś?
Ani o wyciągu z zioła Rahai?
- Oni się po prostu boją.
Demon zerwał się z podłogi.
- Czy ja kiedykolwiek zrobiłem coś któremuś w naszych?
Karasu usiadł na podłodze rozcierając szyję.
Spojrzał Pieprzowi w oczy.
Czerwony ślad po linie przecinał przystojną twarz sprawiając, że demon wyglądał jeszcze upiorniej.
- Nie zrobiłeś. - Przyznał dowódca.
Miał ochotę zamordować oficera.
Spodziewał się, że Pieprz będzie na niego wściekły.
Nastawił się na to.
Potrafił sobie z tym poradzić.
Jedyne, z czym nie dawał sobie rady, to rezygnacja i przerażający smutek, który czasem dopadał demona.
Kiedy Pieprz wpadał w taki stan, starał się schodzić mu z drogi.
- Może to najwyższa pora, żeby się rozstać.
- Daj spokój. - Dowódca położył mu rękę na ramieniu. - Wiesz, że cię potrzebuję.
- Potrzebujesz mojej mocy, mnie masz w dupie.
- Skończ. - Syknął Karasu popychając demona.
Pieprz wyprostował się i spojrzał mu prosto w oczy.
Paskudne poparzenia przecinały całe jego ciało.
- Może jeszcze powiesz, że ci na mnie zależy? - Uśmiechnął się złośliwie.
Dowódca westchnął.
- Przepraszam, nawaliłem. - Powiedział patrząc w czekoladowe oczy.
- Muszę to wszystko przemyśleć. Niech cię szlag. Dałem ci wszystko. - Pieprz ze złością
rzucił butelką o ścianę.
Szkło z trzaskiem rozsypało się po pokoju.
Wziął głęboki oddech.
- Co mam ci powiedzieć? - Mruknął Karasu.
- Nie wiem. Patrząc na ciebie i tak w nic nie uwierzę. Wyglądasz jak idiota.
- A możesz to zniknąć? - Spytał cicho dowódca.
Pieprz zacisną pięści i krzyknął wściekle.
- Zabiję cię kiedyś.
Karasu ani przez chwilę w to nie wątpił.
- Wiedziałem, że z tobą jest coś nie tak. Już wtedy na moście, wiedziałem.
- To po cholerę pchałeś nos w nie swoje sprawy?
- Bo kocham kłopoty. - Szepnął Pieprz przesuwając palcem po brodzie dowódcy.
Karasu poczuł niewysłowioną ulgę, kiedy ciążący mu zarost zniknął.
Odetchnął głębiej.
- Ale na smycz będziesz musiał poczekać. - Burknął demon.
- Nie wezmę cię bez tego na misję. Jak to sobie wyobrażasz?
- Świadomość, że nie jestem skazany na takiego idiotę jak ty, była całkiem miła. - Oznajmił
Pieprz zrezygnowanym tonem.
- Już nie udawaj, że tak cię to boli.
- Uważaj. - Ostrzegł go rozbawionym tonem demon - bo zostawię ci znak, tam gdzie byś go nie chciał mieć.
Dowódca odskoczył od Pieprza, który roześmiał się paskudnie.
Demon popchnął go na krzesło, a potem nachylił się i zatopił zęby w barku Karasu.
Zawirowała moc.
Pieprz wypadł z gildii.
Nie zwrócił uwagi na wołającego do niego Legglę.
Był wściekły.
Zastępcę znalazł w jego ogrodzie.
Oficer nie zdążył zareagować.
Demon z mściwą satysfakcja zmienił go w ropuchę.
- Ciesz się, złamasie, że mam fantazję. - Zawarczał odwracając się na pięcie.
Po drodze do łaźni wpadł na czarodziejkę.
Zamarł.
Ostatnio nie miał pojęcia, jak się przy niej zachować.
A co gorsze, wiedział, że nie potrafi wyplatać się z tej znajomości.
Muffinka obrzuciła go czujnym spojrzeniem, a potem przytuliła mocno.
Demon zbaraniał.
Nawet nie drgnął.
Ale szalona czarodziejka najwyraźniej nie miała zamiaru tak łatwo odpuścić.
- Myślałam, że cię wykończą. - Burknęła z okolic jego piersi.
- Sądziłem, że masz o mnie lepsze zdanie. - Spojrzał na nią rozbawiony.
Poklepał ją po plecach.
- Nic ci nie będzie? - Spytała patrząc na pręgę na jego twarzy.
Pieprz zmieszał się.
Pierwszy raz ktoś się nim przejmował.
Świdrował Muffinkę spojrzeniem, ale widział jedynie szczery niepokój.
Martwiła się.
O niego.
O pieprzonego demona, którego wszyscy się bali.
Rozbawiło go to.
I zdecydowanie poprawiło humor.
Pomyślał, że jeżeli ktokolwiek zechce skrzywdzić tę szaloną dziewczynkę, będzie się modlił o śmierć.
- Poradzę sobie. - Powiedział miękko. - Pod warunkiem, że załatwisz ciastka.
W gildii nie mają, sprawdziłem.
Roześmiała się i sprzedała demonowi kuksańca w żebra.
Pieprz z przyjemnością wyciągnął się w gorącej wodzie.
Łaźnia była niezaprzeczalnie najlepszym wynalazkiem, w tej piekielnej dziurze.
Można było wygrzać kości, zmyć z siebie trudy misji i utopić wszystkie problemy.
Demon najchętniej wcale by stąd nie wychodził.
W końcu jednak musiał się ruszyć.
Najwyższa pora odespać ostatnie zarwane noce.
Nie wiadomo, czy jutro nie ruszą jakiegoś zadania.
Niechętnie wyszedł z wody i leniwie zaczął się ubierać.
Wracając do kwatery miał zamiar zahaczyć o gospodę.
Był już niedaleko, kiedy wyłapał fragmenty rozmowy.
Bez trudu rozpoznał głos Muffinki i druida.
- Chodźmy spać. - Jęczał Ziemniak. - Jutro możemy tu wrócić.
- Jutro czeka nas depresja. - Burknęła czarodziejka.
Stuknął kufel.
Pieprz ciekawe zajrzał za róg.
Pod gospodą, przy jednym ze stołów, siedzieli jego towarzysze niedoli.
Muffinka ściskała w dłoniach wielki kufel.
Druid patrzył na nią z troską.
- Daj spokój, to tylko twoje urodziny.
- To katastrofa. - Czarodziejka potrząsnęła kuflem, rozlewając trochę gorzałki na drewniany blat.
Ziemniak pokręcił głową i stanowczym gestem zabrał jej nieszczęsne naczynie.
- Idziemy. - Zdecydował biorąc ją pod ramię.
Demon poczekał aż zataczający się duet zniknie w następnej uliczce.
Więc szalona czarodziejka ma jutro urodziny.
Ciekawe.
Na zmęczoną twarz Pieprza wpłynął paskudny uśmiech.
Pchnął drzwi do gospody.
W jego głowie kiełkował plan.
Ziemniak popatrzył nieprzytomnie na stojącego w drzwiach Pieprza.
- Że co? - Ziewnął czochrając się po głowie.
W różowej todze w puchate owieczki wyglądał przekomicznie.
- Potrzebuję jej laski. - Powtórzył demon powoli, tonem jakiego używa się w stosunku do idiotów.
- Oszalałeś? - Zamrugał druid.
- Już dawno. - Rycerz błysnął kłami. - Pospiesz się, bo wszystko zepsujesz.
Normalnie Ziemniak posłałby go do wszystkich diabłów, ale czekało na niego ciepłe łóżko i wyjątkowo przyjemny sen.
Jak w letargu znalazł to, czego chciał ten wariat, budzący ludzi w samym środku nocy.
Wcisnął Pieprzowi drewnianą laskę i ziewając zamknął drzwi.
Jutro będzie się martwił ewentualnymi konsekwencjami, bo że takowe będą, tego akurat był pewny.
Zadowolony z siebie demon pomaszerował w stronę świątyni.
Zwleczony z łóżka mnich zupełnie nie podzielał jego entuzjazmu.
Zmierzył Pieprza lodowatym spojrzeniem.
- Gdyby to był ktoś inny, posłał bym go na Trollowe Bagna. - Burknął wyciągając rękę po laskę.
- Wiem. - Odpowiedział mu demon z chytrym uśmiechem.
- Kiedy byłem młody, takie mendy jak ty siedziały tam, gdzie ich miejsce. - Mnich pogładził swoją siwą brodę. - To nie do pomyślenia, co się ostatnio wyrabia.
- Będę po nią rano. - Rzucił Pieprz, ignorując wywody kapłana. - I przyłóż się, klecho.
Miasto pogrążyło się we śnie.
Dogasające lampiony dawały coraz mniej światła.
- Co knujesz? - Zza gildyjnego muru wyszedł gryf.
- Zobaczysz. - Demon zsunął długie stoły, starając się nie narobić hałasu.
- Nie lubię niespodzianek. - Poinformował go Albert, łypiąc na demona złotym okiem.
- W takim razie, jeśli mi pomożesz, to ci wszystko wyjaśnię.
- Czy ty wiesz, która jest godzina?
- A to ma jakieś znaczenie?
Gryf popatrzył na krzątającego się po dziedzińcu rycerza.
Dawno nie widział, żeby Pieprz robił coś z takim zapałem.
Właściwie, poza misjami, to się po prostu nie zdarzało.
Nie był pewny, czy chce wiedzieć, co ten szaleniec planuje.
Kiedy demon wyczarował lewitujące lampioniki z fioletowym światłem, otworzył szeroko oczy.
- Chodź. - Skinął na niego Pieprz, przemykając przez gildyjną bramę.
Gryf westchnął, jednak ciekawość okazała się silniejsza od snu.
Czarodziejkę obudziły pierwsze promienie słońca, wpadające przez okno.
Przeciągnęła się głośno ziewając.
Sięgnęła ręką po laskę.
Miała zamiar zasłonić cholerne okno i spać dalej.
Ale kiedy jej dłoń trafiła na próżnię, resztki snu błyskawicznie odpłynęły w niebyt.
Wyskoczyła z ciepłej pościeli.
Zajrzała pod łóżko.
Kija nie było.
Omiotła pokój uważnym spojrzeniem, a potem zbiegła na dół, żeby obudzić nieprzytomnego druida.
- Co ty do mnie mówisz? - Popatrzył na nią zamglonym spojrzeniem.
- Gdzie jest, do cholery, moja laska?! - Muffinka potrząsnęła zaspanym Ziemniakiem.
- Laska? - Powtórzył, a w jego pamięci zamajaczył absurdalny obraz demona z magicznym kijem.
Zrobiło mu się słabo.
Na szczęście uratowało go mało subtelne walenie do drzwi.
- Kogo tu niesie o tej godzinie? - Syknęła ze złością czarodziejka.
Widok lekko uśmiechniętego Pieprza zupełnie nie poprawił jej humoru.
Demon bezczelnie zagapił się na jej bladoróżową, lekko prześwitującą koszulę nocną.
Zerwała z wieszaka ubłoconą pelerynę i się nią szczelnie owinęła.
Rzuciła demonowi wyzywające spojrzenie, ale straciła cała moc, trafiając na wesołe błyski w czekoladowych oczach.
- Czego? - Mruknęła dziwnie zmieszana.
- Ubieraj się. - Powiedział bezczelnie ładując się do środka. - Porywam twój chudy tyłek.
- Odwal się od mojego tyłka! - Burknęła patrząc na niego ze złością. - O co ci w ogóle chodzi?
Masz pojęcie, która godzina?
- Odpowiednia. - Demon uśmiechnął się szerzej.
Muffinka pomyślała, że to po prostu jakiś durny sen.
Teraz Pieprz powinien zacząć ją całować i rozbierać.
A no i przydałby się jakieś wyznania miłosne.
Parsknęła.
- Och, mój rycerzu. - Wymruczała zalotnie. - Weźmiesz mnie tu, czy muszę włazić po tych piekielnych schodach?
Pieprz zamrugał.
Czarodziejka pomyślała, że matka natura jest cholernie złośliwą jędzą.
Faceci nie powinni mieć takich rzęs.
Tym bardziej obłąkane demony.
Oparła dłonie na jego piersi.
Peleryna zsunęła się z jej ramion na podłogę.
- To co, przystojniaku?
Pieprz pogłaskał ją po policzku i nachylił się tak, że niemal stykali się nosami.
- Rozczaruję cię, to nie jest banalne marzenie senne, a ja, akurat dzisiaj, nie mam zamiaru spełniać twoich fantazji erotycznych.
Ubieraj się, bo nie mamy czasu.
Muffinka zamrugała, a potem uszczypnęła się.
Otworzyła i zamknęła usta.
A potem Pieprz oberwał tak, że na chwilę go zamroczyło.
Kiedy zgięty w pół łapał oddech, do przedpokoju wyszedł ubrany już druid.
Gwizdnął przeciągle.
- To będzie udany dzień. - Posłał szeroki uśmiech, w ślad za znikająca na schodach czarodziejką.
Karasu stłumił ziewnięcie.
Marzyła mu się kawa.
Schodził po skrzypiących, drewnianych schodach, z mocnym postanowieniem znalezienia nowego kucharza.
Na dworze świeciło słońce, dlatego postanowił przejść się do kuchni dziedzińcem.
Otworzył drzwi i go zamurowało.
Zamrugał, a potem przetarł oczy.
Dziwny obraz nie znikał, więc dowódca na wszelki wypadek uszczypnął się.
Dziedziniec tonął w kwiatach.
Były tu wszystkie możliwe odcienie fioletu i różu z dodatkiem białego bzu i konwalii.
Pachniało nieziemsko.
W powietrzu krążyły małe, świecące fioletowym światłem, lampiony.
Zsunięte stoły nakryto kremowym obrusem i zastawiono kolorowymi talerzami, które ciasno wypełniały najróżniejsze ciastka.
Na samym środku błyszczały trzy ogromne półmiski, przykryte srebrnymi pokrywkami.
Bruk dziedzińca zniknął pod kolorową warstwą płatków.
- Czuję się jak jakaś pieprzona nimfa. - Ziewnął szeroko Deryl.
- To jest niesamowite. - Leggle rozglądał się dookoła z szeroko otwartymi ozami.
- Ktoś tu wie, jak zorganizować imprezę. - Ucieszył się Orety.
- To wy też nie wiecie, o co tu chodzi? - Karasu stanął obok zbaraniałej grupy towarzyszy.
- A niech mnie. - Westchnęła Vanisz wchodząc na dziedziniec.
Idąca za nią Lilith i Róża zagapiły się.
Marcelina z lubością zaciągnęła się aromatycznym powietrzem.
- Wreszcie pachnie tu jakoś przyzwoicie.
- Masz coś do naszego zapachu? - Burknął Rysiek krzyżując owłosione ramiona.
- I nikt nie wie, o co chodzi? - Karasu ponowił pytanie, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, sięgnął przez kuchenne okno i nalał sobie kawy.
Wojownicy pokręcili przecząco głowami.
- Mogę ci tylko powiedzieć, że nie podejrzewałam twojego demona o zdolności artystyczne. - Zadrwiła wiedźma tykając palcem wirujący lampionik.
- Pieprza? - Karasu zakrztusił się kawą. - Chcesz mi powiedzieć, że to robota Pieprza?
Wojownicy wybuchnęli gromkim śmiechem.
Na dziedziniec zajrzał nieśmiało druid, ciągnąć za sobą czarodziejkę.
Muffinkę zatkało.
- On chyba żartuje...
W tym samym momencie przed siedzibę gildii wmaszerował demon.
Trzymał trzypiętrowy tort, na którym iskrzyły filetowe świeczki.
Na dziedzińcu zapadła głucha cisza.
- Pomyślałem, że skoro już się szarpnęliście na maga, to wypadałoby przyjąć ją porządnie w nasze szeregi.
A że żaden z was, matoły, nie wpadł na to, że Ptyś ma dziś urodziny, odwaliłem całą robotę za was. Nie dziękujcie.
Demon położył ostrożnie tort na małym, okrągłym stoliczku.
- Wszystkiego najlepszego! - Ryknął Orety.
Druid posłał zakłopotanej czarodziejce rozbawione spojrzenie.
Okrzyk healera uruchomił resztę wojowników.
Wszyscy rzucili się ściskać Muffinkę.
Stojąca pod różowym bzem Marcelina, nie spuszczała demona z oka.
Najwyraźniej pogłoski o jego szaleństwie wcale nie były przesadzone.
Kto to słyszał, żeby upiorne istoty organizowały przyjęcia niespodzianki?
Róża uścisnęła Ptysia i złożyła jej życzenia, a następnie zręcznie manewrując stanęła koło Pieprza.
Rycerz oparty o kamienny łuk bramy, z satysfakcją obserwował wesołe zamieszanie.
Na dziedziniec zeszła się już cała Piątka, grupa Zadaniowców, właściciel gospody, kowal i kilka healerek.
Brakowało zastępcy, co w tym zamieszaniu, jakoś większości całkiem umknęło.
- Ktoś by pomyślał, że jednak masz jakieś uczucia. - Healerka przejechała palcem po ramieniu Pieprza.
Wzruszył szerokimi ramionami.
Odczekał aż wszyscy skończą ściskać Muffinkę, a potem podszedł do niej powoli.
- Chyba najwyższa pora zdmuchnąć świeczki, co? - Puścił do niej oko. - Tylko nie zapomnij o życzeniu.
- Kiedyś cię zamorduję, szalony demonie. - Uśmiechnęła się słodko.
- W takim razie, to ci się na pewno przyda. - Pieprz wyciągnął zza pleców laskę czarodziejki, przewiązaną czerwoną wstążką.
Muffinka zamrugała.
- Moja laska. - Złapała zaginiony kij, a potem zerknęła na druida.
Ziemniak udawał, że jest niezwykle zafascynowany bzyczącą w kwiatach pszczołą.
- Ty podstępny... - Syknęła dźgając Pieprza kijem w pierś.
Uniósł dłonie do góry i posłał jej rozbrajające spojrzenie.
- Pomyślałem, że dla odmiany przyda ci się lodowy urok.
- Zakląłeś jej laskę? - Zainteresował się Karasu, zerkając na magiczne drzewo.
Czarodziejka w końcu pozbyła się wstążki.
- Nie ja, nasz Przemądrzały mnich.
Dowódca zagwizdał cicho.
- No to cię musiało słono kosztować.
Demon wzruszył ramionami.
- Dmuchaj świeczki! - Zachęcił czarodziejkę Orety.
Wszyscy zaczęli domagać się tego samego.
Czarodziejka przewróciła oczami i dmuchnęła.
W powietrze uniósł się fioletowy dym.
Zawirował i miękko spłynął, na obsypaną kolorowymi płatkami, ziemię.
Z cichym pufnięciem na dziedzińcu pojawił się jednorożec.
Muffinka otworzyła szeroko oczy.
Dowódca spojrzał z niedowierzaniem na demona.
Pieprz posłał mu wyjątkowo złośliwy uśmiech.
- Ja piórkuję, to nie do wiary. - Parsknął śmiechem Leggle.
- Stary, to żeś pojechał . - Jasny klepnął Pieprza w plecy.
Przed gildią znowu zrobiło się zamieszanie, bo każdy chciał pogłaskać jednorożca.
Zwierzę wcale nie protestowało.
Czarodziejka gładziła aksamitne chrapy i nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę.
Zerknęła na Pieprza.
Obserwował ją spod tych swoich postrzępionych, czarnych kosmyków.
- Zaskoczona?
- Pierwszy raz w życiu zabrakło mi słów. - Uśmiechnęła się. - Skąd wiedziałeś?
- My demony, mamy swoje sposoby.
Taak.
Nie mogła uwierzyć, że krwiożercza, pozbawiona skrupułów bestia i facet przystrajający dziedziniec różowymi kwiatkami, to jedna i ta sama istota.
Sięgnęła po różowe niezapominajki i konwalie.
Dodała kilka listków i wyczarowała wianek, który założyła druidowi na głowę.
Ziemniak uśmiechnął się szeroko.
- Tego mi właśnie brakowało.
- Najwyższa pora zjeść tort! I nie tylko. - Pieprz podał Muffince wielki nóż, a sam przecisnął się w stronę stołu.
Pozdejmował pokrywki z półmisków.
Leżały tam, zanurzone w aromatycznym sosie, pieczone kawałki mięsa.
Wojownicy wrzasnęli radośnie i rzucili się do stołu.
- Niech żyje Muffinka! - Deryl zasalutował czarodziejce indyczą nogą.
- Niech żyje! - Odpowiedział mu zgodny wrzask pozostałych.
- I zdrowie pomylonego demona! - Karasu uniósł czekoladowe ciastko.
- Zdrowie.
Czarodziejka skinęła na Pieprza.
Nachylił się, a ona pocałowała go w policzek.
Demon wyprostował się gwałtownie, prawie wpadając na wchodzącego na dziedziniec Alberta.
- Dziękuję. - Uśmiechnęła się czarodziejka.
Pieprz poczuł, że się rumieni.
- Komu tortu? -Krzyknęła Muffinka, wymachując nożem.
- Ja chce bardzo duży kawałek. Pomagałem temu obłąkańcowi. - Kłapnął dziobem Albert.
Na głowie gryfa siedziała ropucha.
- A zastępca też życzy ci wszystkiego najlepszego. - Rzucił od niechcenia gryf.
- A gdzie jest Hajmidal? - Zainteresował się Karasu.
- Unikając niecenzuralnych słów, powiem tylko, że jakiś demon zmienił go w ropuchę.
Jakby dla potwierdzenia słów Alberta, siedząca na jego głowie ropucha zarechotała wściekle.
Pieprz parsknął.
Muffinka nie była na tyle dyskretna.
Wkrótce cały dziedziniec wył ze śmiechu.
- Chłopie, to teraz musisz sobie poszukać jakiejś królewny. - Orety otarł łzy.
- Mar...cysia. - Zarechotała ropucha, co wywołało kolejną salwę śmiechu.