Opowiadanie zostało oryginalnie napisane na konkurs w moim mieście, którego tematem miał być kot, ale niestety nie zajęło ono żadnego miejsca.
Niestety było ograniczenie stron bo 5 kartek A4 więc może być mało satysfakcjonujące. Kiedyś w bardzo dalekiej przyszłości na podstawie tego napiszę coś długiego.
Planeta Kotów
W klasie panowała atmosfera nudy. Wpadające przez okno sztuczne światło tworzyło smugi w unoszącym się kurzu. Wszyscy„koci” uczniowie siedzieli ciężko zapatrzeni w starego posiwiałego kocura siedzącego przed tablicą.
-Gattoni, jak zapewne wiecie, drogie kocięta, jest to planeta umieszczona w układzie Mao. Mieszkamy na niej stosunkowo od niedawna. Dopiero w roku 7600 kalendarza dimetir zyskaliśmy wysoką inteligencję i zdołaliśmy się wyrwać z zanieczyszczonej planety Ziemi w Układzie Słonecznym. Do Gattoni dotarliśmy w roku 7890. Przez ten cały czas nasza arka, którą zbudowaliśmy w tajemnicy przed ludzkością płynęła samotnie w zimnej przestrzeni z naszytymi uśpionymi prapradziadkami i praprababkami. To oni zapoczątkowali początek naszej cywilizacji. Wracając do czasów dzisiejszych, nasza planeta wciąż kryje przed nami wiele tajemnic. Ostatnio w holograwizorach głośno było o nowo odkrytej rasie w naszych ogromnych lasach. Na szczęście nie ma co się martwić są oni stosunkowo na takim samym poziomie jak my w odległych czasach, lecz wciąż mogą stanowić zagrożenie, więc ani się ważcie wychodzić z miasta - mówił żmudnie kocur pełniący funkcję nauczyciela. Szary kot Pyrek podniósł łapę.
-Tak?- spytał nauczyciel
-Proszę pana, a opowie nam pan o magicznej mocy?- spytał – Byłoby ciekawie dowiedzieć się, skąd pochodzi.
Reszta klasy podmiauknęła twierdząco.
-Ech… -westchnął- Niestety jeszcze nie odkryto źródła tej niezwykłej mocy, ale na daną chwilę możemy używać tylko słabych zaklęć, takich jak przenoszenie małych przedmiotów i tylko nieliczni mają ten talent. W końcu jesteście pierwszym pokoleniem, które przejawia takie moce.
Nagle z tyłu klasy powoli nadleciał emitujący zielonym światłem zwinięty papierek i przyspieszył, uderzając nauczyciela w ucho.
- Teryn! – krzyknął poirytowany na czarnego kota z białymi łatkami na mordce.
Teryn i jego paczka zaczęła się śmiać.
- No skaranie boskie z tymi dzisiejszymi kociętami – burknął nauczyciel i dokładnie w tym samym momencie rozbrzmiał dźwięczny głos syreny sygnalizujący koniec lekcji. Pyrek spakował książki do plecaka i zarzucił go na grzbiet. Paski automatycznie zamocowały się pod brzuchem i utrzymywały plecak.Jako ostatni ruszył ku drzwiom. Ledwo co wyszedł z klasy i oberwał błyszczącym ołówkiem.
-Ej! Pyrciu! – krzyknął Teryn - jak tam twoja magia lewitowania?
-Świetnie- burknął i starał się jak najszybciej odejść. Chwilę później poczuł charakterystyczne pazury Teryna na kłębie. Szli tak przez chwilę.
- Pyrciu, Pyrciu widzisz jednak zawsze będę od ciebie lepszy.- rozbrzmiał szyderczo.
Zza rogu wyszedł nauczyciel.
-Teryn! Masz to skończyć, albo wezwę twoich rodziców.
Teryn i jego paczka oddalili się w ciszy i w oddali zaczęli się śmiać.
-Proszę pana, nie musiał pan tego robić-powiedział- oni tak od zawsze.
- Takie jest moje zadanie jako nauczyciela, ale czy jesteś pewien, że nie chcesz nic z tym zrobić?
- I tak by mi spokoju nie dali – mruknął i ruszył ku skanerom przed wyjściem. Skanery wydały z siebie głośny skrzyp, po czym rozbrzmiał odgłos dzwoneczka oznaczającego przejście. Wyszedł ze szkoły i ujrzał swojego przyjaciela Morriego.
-Coś trochę długo ci zeszło… - powiedział, próbując udawać poważnego- znowu ci dokuczali?
-Cóż, tak jak zawsze.
-To nie twoja wina, kiedyś na pewno uda ci się opanować lewitację- Morri zatrzymał się- idziemy do lasu?
-Świetny pomysł- odpowiedział Pyrek po chwili namysłu. Zmierzali ku trawistemu brzegu ogromnej szarej przestarzałej kolonii, której niebo było zakryte czymś w rodzaju brzydkiej tapety. A następnie ruszyli stronę tunelu prowadzącemu na zewnątrz bańki, w której kolonia była odizolowana od lasu. W tunelu dostrzegli coś, co normalnie nie powinno mieć miejsca.
-Ej, dlaczego nie ma strażnika?- zaniepokoił się Pyrek.
- Może poszedł na przerwę-odpowiedział Morri- cóż w każdym razie do tunelu!
-Pójdziemy dzisiaj w drugą stronę? Nigdy jeszcze tam nie byliśmy.
Przeszli przez bramki i wkroczyli do lasu. Niebo tam było miętowe i pokryte zielonymi obłokami, o wiele piękniejsze niż to w kolonii. Lasy na Gattoni były inne niż te na Ziemi. Temperatura była trochę poniżej 24 stopni. Drzewa były tam ogromne, a z ich koron opadały okazałe różnokolorowe liście przez, które przebijał się ich imponujący barwisty cień na ziemi. Z gałęzi zwisały wspaniałe liany i porosty, od których odbijała się urodna rosa. Wśród drzew latały ogromne ptaki. Było ich nie do zliczenia, a po całym lesie roznosił się ich śpiew. Na ziemi rosły krzaki i rośliny o różnych wielkościach, a na nich różnorodne owoce bogate w kształty i kolory. Nad nimi latały przedziwne owady wielkością przypominały pięść, a ich majestatyczne,ospale machające skrzydła odbijały się od promieni Słońca Dende. W powietrzu unosił się słodki zapach kwiatów. Niespodziewanie cały spokój zakłócił dziwny świst i wszystko ucichło. Piękne niebo przecięła smuga burego dymu, a po chwili nie daleko od Morriego i Pyrka rozległ się przeraźliwy huk. Rzucili się na ziemię, masa ciepłego powietrza ciągnęła się od strony huku, szeleszcząc liśćmi wszystkich drzew i krzaków unosząc ze sobą pyłki i cząsteczki piasku. Po chwili wiatr ustał, a las wrócił do swojego normalnego życia.
-C..c..co to było?- zająknął się Pyrek
-Nie mam pojęcia, ale na pewno trzeba to sprawdzić!- Morri wstał i ruszył szybkim biegiem zostawiając Pyrka w tyle.
-Czekaj! – krzyknął Pyrek,próbując złapać równowagę, ale Morri był już zbyt daleko. Złapał równowagę i zrównał bieg z Morrim. Biegli co chwila przeskakiwali korzenie, skrzydlate jaszczurki i inne stworzenia. Po chwili spośród poprzewracanych drzew zaczęła wyłaniać się pusta przestrzeń. Wybiegli i ujrzeli ogromny krater, lecz przedmiot, który go stworzył był niedostrzegalny.
-To nie możliwe… co mogło stworzyć tak wielką dziurę?! - odezwał się zdumiony Pyrek. Morri ruszył ku centrum krateru.
-Co ty robisz!? Dopiero co tu coś przywaliło, ziemia na pewno jest gorąca- ostrzegał Pyrek.
-No w sumie masz rację. Lepiej będzie trochę poczekać, aż się ostudzi.
Po tych słowach, jak na zawołanie, spadł chłodny deszcz. Woda wokół centrum krateru zaczęła parować i po chwili przestała.
-Zobacz, woda już nie paruje. Chyba możemy się rozejrzeć- powiedział lekko podekscytowany Pyrek, wskazując łapą na centrum. Wstał i ruszył powoli po ciepłej wilgotnej ziemi. Morri został z tyłu i grzebał coś przy swoim zegarku holograficznym.
-Ej, nie mamy zasięgu- rzekł trochę zawiedziony- i trochę ekran mi szwankuje.
Pyrek zbliżając się do centrum, słyszał powolne pikanie, z każdą chwilą gdy był bliżej pykanie się nasilało.
-Morri chodź tutaj- krzyknął Pyrek. Nie minęło pięć sekund, a Morri już był na miejscu
-Słyszysz?- spytał Pyrek
-Ale co?- odpowiedział lekko zdezorientowany
-Takie dziwne pikanie- powiedział- przecież my koty mamy najlepszy słuch, jakim cudem tego nie słyszysz?
Pyrek stanął tuż przy źródle dźwięku. Wydawało mu się, jakby dźwięk pochodził spod jego kończyn. Przybliżył ucho do wilgotnej ziemi i zaczął kopać. Z gleby zaczęła wyłaniać się mała rzecz wyglądająca, jak jakiś smolisty kamień połyskujący zimnym turkusowym blaskiem diamentów.
-Wow!- Morri wydał odgłos zachwytu.
Pyrek zbliżył łapę do krawędzi blasku. Kamień zaczął drżeć, drżał tak przez chwilę i nagle wystrzelił pomiędzy przyjaciół. Zaczął wibrować, a z jego wnętrza wydobywały się o wiele większemieniące szmaragdowe sześciany. Multum sześcianów otoczyło i oślepiło bohaterów swym jaskrawym blaskiem.
-Co się dzieje!?- krzyknął przerażony Morri. Nagle ich sierść zaczęła falować, a oni sami unosić przez lśniącą bańkę. Sześciany obracały się coraz bardziej i bardziej, aż w końcu było widać jedynie rozmazaną plamę. Ziemia wokoło nich zaczęła się unosić. Niespodziewanie kolor zmienił się na oślepiający neonowy niebieski i zaczęła się trząść. Bańka wydała z siebie donośny trzask- pękła.
Pyrek otworzył swe żółte oczy. Ujrzał bezkresny biały pokój. Po chwili zorientował się, że nie ma z nim jego przyjaciela.
-Morri!- krzyknął, ale nie uzyskał odpowiedzi. Usłyszał stukot tuż obok niego. Poderwał się zaniepokojony i spojrzał. Siedział tam stary łysy kocur. Nie wyglądał jak normalny kot, jego uszy były o wiele większe, a jego skóra emanowała barwą jasnej zieleni. Na jego skórze dało się dostrzec wystające lśniące czerwone łuski. Jego tylna łapa była cała w różnokolorowych piórach, a przednia prawie przezroczysta. Posiadał on 9 ogonów, każdy wyglądał inaczej, jakby został oderwany od innego zwierzęcia. Raptownie otworzył swoje błyszczące jasne kremowe oczy.
-Pyrku- odezwał się donośnym głosem- Pyrku musisz nam pomóc, źródło mocy Gattoni jest zagrożone. Nasze istnienie jest zagrożone, musisz ich powstrzymać.
-Pyrek!- rozbrzmiał przytłumiony głos Morriego, a cały obraz po woli się rozmazywał.
-Co? Dlaczego? Kogo!?
Nagle za Pyrkiem powstała ogromna atramentowa brama. Rozpostarła ona swe drzwi i wciągały go niczym dziura w dryfującym statku kosmicznym.
-Zobaczymy się później – dokończył starzec. Pyrka otoczyła ciemność.
-Pyrek!- rozbrzmiewał wyraźniej głos przyjaciela- Pyrek obudź się!
Pyrek czuł potrząsanie.
-C..co jest?- wymamrotał
-O nareszcie się obudziłeś!- przerwał- już się bałem, że coś ci się stało.
-Gdzie kamień?
-Zniknął
Byli oni w zupełnie innym miejscu. Również był to środek krateru, ale lasu który go otaczał nie było. Wokoło leżało mnóstwo wyblakłych kostek Pyrek wstał i chwiejnym krokiem podszedł do krawędzi. Ujrzał pustynię z pousychanymi drzewami i krzakami, a w oddali las. Morri podszedł do Pyrka.
-Gdzie my jesteśmy?- odezwał się pyrek
-Nie mam pojęcia. Kiedy to coś nas otoczyło i nagle pękło to tutaj, obudziłem się.
-Myślisz, że powinniśmy pójść do tamtego lasu?
-Tak to na pewno bezpieczniejsze niż wystawianie się na tej pustyni, mimo iż nikogo tu nie widać.
Ruszyli w stronę lasu. Łapy zapadały im się w rozgrzanym piasku. Biegli tak nieprzerwanie przez dłuższy czas. Gdy dobiegli, ujrzeli rzadki las z powycinanymi drzewami. Nad koronami nielicznych drzew można było ujrzeć ogromną górę.
-O ile dobrze pamiętam, to kolonia nigdy nie wycinała drzew z poza terenu bańki- zaniepokoił się Morri.
-Z tej góry powinniśmy mieć idealny widok na miejsce, w którym się znaleźliśmy- rzekł Pyrek
Ruszyli w głąb lasu. Nagle zatrzymała ich gromada kotów wyglądających jak starzec, którego spotkał Pyrek, lecz brakowało im piór i przezroczystych łap, a ich ogony były normalne. Mieli oni do boków przywiązane włócznie.
-Pyrypuku- odezwał się niespodziewanie jeden z nich.
-Pyrek czy to jest ta rasa, o której mówił nauczyciel?- szeptał Morri.
-Undudypyry ty- powiedział jeden z kotów, wskazując na kogoś w tłumie. Po chwili przerażony kot został wypchnięty na środek.
-O..o… oni mówić, że ty wybraniec. T..ty iść z nami-odezwał się- my być Katu
-Katu?- odezwał się Morri. Katu zignorowali Morriego i popędzali ich, przybliżając włócznie na niebezpiecznie bliską odległość. Prowadzili ich przez wycięte lasy, aż doszli do skały tuż przy górze. Jeden z kotów wystukał jakiś rytm na jednym głazie, po czym zrobił to samo na drugim. Kamień zaczął się świecić żółtym blaskiem i przesunął na bok odsłaniając tunel. Weszli do wąskiego ciemnego tunelu. Z grupy wystąpił Kolejny Katu i tym razem zastukał tylnymi łapami o mniejsze kamyczki zamykając przejście. Szli przez tunel pod górą dość długo. Z każdą minutą na suficie dało się zauważyć coraz więcej lśniących białym blaskiem kryształów połączonych złotymi żyłami.
-Piękne- zachwycił się Pyrek. Tunel zaczął się rozszerzać,zza zakrętu zaczęło ukazywać się ogromne pomieszczenie. Sufit był pełen kamyczków połączonych żyłami, a na samym środku pokoju był jeden ogromny kryształ. Wokół kryształu stało mnóstwo szarych domków wykutych w kamieniu.
-To być nasza wioska- odezwał się kot z wcześniej- ja być Kronta. Ja was zaprowadzić do medium.
Szli przez miasto Kato obserwowali ich złowrogo. Stanęli przed ogromnym kryształem.
-Wy poczekać, ja porozmawiać- powiedział Kronta i stuknął w kryształ. Po chwili kawałek kryształu się rozpadł i zmienił w szmaragdowe sześciany. Kronta przez nie przeniknął i natychmiast wrócił. Pyrek był lekko zdziwiony.
-Multum powiedzieć, że was zapraszać
Morri i Pyrek udali się do pomieszczenia. Podczas przenikania przez sześcianytowarzyszyło uczucie orzeźwienia. Pyrek natychmiast rozpoznał to bezkresne białe pomieszczenie. Po chwili nastąpił stukot i pojawił się stary kocur.
-T..to ty!- zszokował się Pyrek
-Ty go znasz?- przeraził się Morri
- Pyrku, mówiłem, że się jeszcze spotkamy. Naszej egzystencji grozi apokalipsa, przeniosłem was w przyszłość. Jesteście jedynymi, którzy mogą nam pomóc. W tej przyszłości wasza rasa odkryła źródło mocy. Niestety, nawet jak im zaproponowaliśmy naukę magii, oni postanowili ich użyć do własnych celów. Ich magia dalej nie jest rozwinięta, ale maszyny już tak, używają naszych kryształów duchowych z dusz naszych przodków do napędzania cyborgów i ogromnych maszyn bojowych. Niestety wielu z naszej rasy poległo w obronie dusz, dlatego sprowadziłem was. Pyrku, Morri jesteście jedynymi, którzy mogą nas uratować i odziedziczyć moją moc.
-My? Ale dlaczego?- odezwał się Pyrek
- Pokażę wam- odparł starzec. W umyśle Morriego i Pyrka przewijały się obrazy ewolucji kolonii, technologii, brutalności kolonii wobec Kato i bólu dusz uwięzionych w maszynach, które są zmuszone do wykonywania rozkazów, oraz przeobrażenie kolonii w mocarstwo.
-Jeśli zniszczą oni kryształ, w którym aktualnie przebywamy to zniszczą nie tylko naszą linie przyszłości, alei wszystkie inne. Na zewnątrz czas płynie szybciej, więc mamy chwilę zanim zjawią się wrogowie. Dobra, ale natychmiast zaczynajmy - Powstał na swe kościste łapy.
-Jesteście gotowi?- spytał i bez oczekiwania na odpowiedz zaczął mamrotać coś niezrozumiałego. Nagle z jego grzbietu wyskoczyły dwa podłużne niebieskie kryształy, a z nich inne i utworzyły kształt skrzydeł. Jego oczy zalśniły żółtym blaskiem. Niespodziewanie z grzbietów Pyrka i Morriego również wystrzeliły kryształy i zalśniły im oczy. Otoczyły ich szybko obracające się sześciany. A za nimi było widać mgliste postacie. Huknęło, Skrzydła i blask w oczach starca zaczęły zanikać. Upadli na podłogę. Morriego i Pyrka olśniło, czuli się jakby znali wszystkie czary, jakie kiedykolwiek powstały.
-Dobrze, o mnie się nie martwcie, a terać idźcie- rozkazał starzec. Ruszyli, a gdy tylko wyłonili się z kryształu było jasne, że wojna już trwa.W oddali było widać cyborgi wmaszerowujące bez oporu do miasta. Całe miasto lśniło od różnorodnych iskier i błysków towarzyszącym zaklęciom bojowym. Z tuneli było słychać powolny, ale potężny krok. Z sufitu opadały małe kamyczki. Szybko stało się jasne, że to co wyłoniło się z tunelu jest potężniejsze niż cokolwiek, co brało wcześniej udział w walce. Po ilości błysków było widać, że Kato nie odpiera ataku. Po chwili przerwy ziemia zaczęła drgać bardzo wyraźnie. Z sufitu opadły ogromne płaty pokruszonego kamienia, a zaraz za nimi wpadła wielka maszyna w kształcie larwy, która z ogromnym hukiem uderzyła w ziemię, miażdżąc okoliczne domy. Po chwili ciszy mozolnie ruszyła w stronę kryształu. Morri i Pyrek wiedzieli, że jeśli nie zareagują to przegrają, a wszystkie przyszłości zostaną stracone. Morri jako pierwszy ruszył do ataku wzleciał swymi kryształowymi skrzydłami pozostawiając niebieską poświatę. Z pomiędzy jego łap wydobywały się niebieskie płomienie, które kumulowały się w kulę i po chwili wystrzeliły z potężnym świstem. Rozerwała gruby pancerz maszyny, ale to jej nie spowolniło, a nawet zaczęła przeć szybciej. Pyrek wkroczył do akcji jego skrzydła zmieniły barwę na czerwony ruszył z gwizdem w stronę larwy przed jego łapami zaczęła się formować kula czerwonego ognia, a wokół niego czerwony zarys smoka. Uderzył w pancerz przesuwając larwę lekko na bok, lecz wyglądało to jakby większość uderzenia została zaabsorbowana. Morripowtórzył atak, wiązka uderzyła w pancerz, lecz nie było tego samego efektu co wcześniej. Larwa rozbłysła brudnym brązowym światłem, a jej pancerz zmienił kolor na brunatny. Powtarzali swe ataki, lecz bez skutku. Pyrek uformował z czerwonego ognia i kamieni uformował miecz, który momentalnie stał się gigantyczny i bez namysłu ruszył na larwę . Poszybował w stronę larwy i jednym skinięciem łapy ogromny lewitujący miecz wbił się w pancerz tworząc głęboką rysę. Pyrka olśniło
-Morri! Strzel swoją wiązką w wyrwę!- krzyknął
-Zrozumiano!- odpowiedział. Morri natychmiastowo wycelował w to miejsce najpotężniejszą wiązkę, jaką mógł stworzyć. Gdy tylko wiązka uderzyła w szczelinę, nastał wielki ogłuszający pisk. Maszyna rozwarła się na dwie części, a z jej środka wystrzeliły race, które zaczęły pochłaniać kamienie z sufitu. Pyrek i Morri utworzyli sieć i starali się łapać jak najwięcej kamieni, lecz maszyna pochłonęła ich już mnóstwo i zaczęła się regenerować. Przyjaciele opadali już z sił.
-Nie! To się nie może dziać, jeszcze chwila i dojdzie do głównego kryształu i wtedy wszystko stracone!- krzyknął histerycznie Morri.
- Nie martwcie się- rozbrzmiały zmieszane głosy- udowodniliście swoją wytrwałość.
Morri i Pyrek opadli z sił. Podczas spadania ujrzeli, że maszynę rozrywa cała chmara jaskrawych motyli. Po chwili wielka grupa rozbiła się w kilka i zniszczyła cyborgi. Z głównego kryształu wyleciała niebieska chmara i złapała Morriego oraz Pyrka. Białe motyle unosiły wszystkie koty z Kato, tuż obok głównego kryształu.
-Wygraliśmy?- wymamrotał półprzytomny Morri. Wszystko zalała ciemność. Obudzili się tuż przy tunelu prowadzącemu do kolonii.
-Dziękuję- rozbrzmiał głos starca- a teraz nie dopuście, aby ta historia powtórzyła się w waszej przyszłości.
Esspiⓒ
Ostatnio edytowany przez Esspi 19 Marca 2017r. 0:04, W całości zmieniany: 1
_________________
DOŁĄCZ DO MEJ JEDZENIOLIGII!