... gdy zniknął za wzgórzem, oni puścili się dzikim pędem w las.
Uciekali przed siebie niemal gubiąc majtki.
Niestety na nic się to zdało, bo na patrolu był akurat piąty krasnoludek Marysi, straszny skurwysyn.
Siedział okrakiem na tęczowej jaszczurce i patrzył jak zmykają leśną ścieżką.
A potem znudziło mu się patrzenie i uruchomił swoje pułapki.
Ledwo zipiąca banda uciekinierów...
_________________
– A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. – Co wtedy?
– Nic wielkiego. – zapewnił go Puchatek. – Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.