//Odkąd pamiętał, w piekle nie miał nikogo. Zawsze był tylko on, jego kruki i błąkający się potępieńcy
//szedł, nucąc cicho jakąś melodię, a skłębione dusze rozstępowały się przed nim
//nagle wyczuł czyjąś obecność. Obcą, ale czuł, jakby to był ktoś podobny jemu. Jakby ten ktoś też tu bywał, ale w czasach tak dawnych, że nie potrafił przywołać ich w pamięci
//rozpostarł skrzydła i bezszelestnie poszybował nad Polami Kar
//Gdy zobaczył nieznajomą postać, zanurkował ku ziemi i miękko wylądował niewiele dalej od sylwetki
//niepewnie przyglądał się obcemu
//desperacko usiłował sobie przypomnieć, czy go zna, jednak żadne obrazy nie pojawiły się w jego umyśle