Ciemno krwista sztora uchyliła się ukazując podwórze spowite ciemnością, na którym czaiły się niewidzialne bestie. Krople deszczu uderzały w okna, jakby dobijały się przez nie koszmary z moich najgorszych snów. Cienie poruszały się w swym tańcu przyciągając uwagę ciekawskich, którym dane było rozstać się z życiem. Korytarz i pokoje, pozostawały spowite mrokiem, który tylko chwilami ustępował miejsca blaskowi grzmotów. Czułem, jak deski w podłodze skrzypią pod naporem mojego ciężaru. Ostrożnie stąpałem po schodach, chcąc dostać się na wyższe piętro - nie chwytając poręczy, w obawie przed wielkimi pająkami wijącymi na niej swe nici. Ujrzałem Line- na supeł przywiązaną do wilgotnego kawałka drewna wystającego ze ściany. Otworzyłem drzwi. Zobaczyłem, jak otwiera oczy, siada, rozgląda się wokół w przeświadczeniu, że to co widzi musi być snem albo jakimś chorym żartem.
–Gdzie ja jestem?
Zapytała, po chwili dostrzegając : okna, tablice, ławki. Chwyciła w dłonie swą legitymacje – zauważyła, że wystaje z niej kawałek papieru.
–Sachiko. - Rzekłem, stojąc za nią. Piorun ponownie uderzył rozświetlając pomieszczenie. To wtedy, gdy ujrzałem jej emocje, gdy ujrzałem w jej oczach strach, gdy zrozumiałem, że ona już wie – kucnąłem i wyszeptałem do ucha. –Witaj w świecie „ Corpse party”.