Wampiry były naprawdę pięknym tłem do horrorów - te straszne stwory jednak musiały przeszły pewną nieszczęśliwą renowację... Romansidło pani Mayer i fala książek, filmów i wszystkiego innego ze sparklaniem w roli głównej zalała mój mózg doszczętnie. "Chcę krwi!" pomyślałam sięgając po Hellsinga. Krew dostałam, ale na tym się kończy. Po Vampire Kinght pozostało tylko zapalić świeczkę na trumnie Draculi. Byłam więc kompletnie wyniszczona sięgając po Shiki. I muszę końcowo stwierdzić, że Shiki okazało się całkiem niezłym lekarstwem. W dodatku smacznym.
Za górami za lasami była sobie wioska. Dosłownie "za górami..." gdyż dana wioska był odosobnionym miejscem, gdzie ludzie w większości szczycili się mało zacnym fachem. Wyrobem trumien. Tematycznie, prawda...? Rzecz jasna osoby żyjące w takim o to otoczeniu musiały przeżyć mały szok, iż ktoś nowy się wprowadza. Z pewnością zwiększył się, gdy dotarły nowe informacje: ta rodzina wykupiła okoliczne zamczysko. Szok jednak zmienił się w strach, gdy w wiosce zapanowała dziwna epidemia, posiadająca pewne objawy anemii. Akcja Anie zaczyna się jednak jakby prologiem do serii shoujo. Główna bohaterka (z pozoru…) panna Megumi Shimizu wylewa mentalne łzy z powodu pewnego niezwykle wdzięcznego chłopaka, a próbująca wesprzeć rozkapryszoną dziewczynę Karoi zostaje odesłana z kwitkiem. Powiązania z shoujo kończą się, gdy dziewczyna postanawia odwiedzić zamek nowo przybyłych. Niestety długo nie wraca z zaszczytnego domostwa, więc okoliczna ludność wszczyna poszukiwania. Dziewczyna znajduje się na wpółżywa, blada jak papier, (dosłownie) z workami pod oczami w lesie. Umiera na drugi dzień. Zapoczątkowała ona (razem z parą dziadków) tajemniczą chorobę, powoli ogarniającą zrozpaczonych ludzi.
„Wampiry” – pomyślicie. Można domyślić się tego faktu w okolicach pierwszego odcinka. Jesteście blisko, bo mieszkańcy wolą używać określenia „Shiki”. A przynajmniej ci bardziej domyślni.
To jednak nie wystarczy na fabułę, pomyślałam. Ale chwilę potem (tak – chwilę) zaskoczyła mnie mnogość wątków. Właściwie nie „wątków” a wydarzeń. Bo o ile w większości anime wątek określa się jako historię poboczną, tak tutaj to wszystko ma takie samo znaczenie, dokładając się do zakończenia w równej mierze. A więc będą tu przyjaźnie, mniej lub bardziej tragiczne, szaleństwo, okultyzm i cała reszta elementów tej stonowanej układanki.
Horror to bardzo mocne słowo określające produkcje które wywierają na nas strach. Shiki nomen omen strachu nie wywołuje, (przynajmniej u mnie) a mimo to jest pełnoprawnym horrorem. Dlaczego? Seans ten bowiem, wywołuje u nas nieprzyjemne uczucie, które dusi, pożera i depcze naszą psychikę. Mimo to strachu przed włączeniem kolejnego odcinka raczej nie będzie.
Masakra, jako element horroru była… Hm… Nie zadowoliła mnie. Twórcy najwyraźniej dopiero pod koniec zdali sobie sprawę „Horror to przecie, mości panowie, nie mierzymy do The Ringa, więc trzeba dać flaki, krew i najlepiej trupy, żeby się dzieci ucieszyły!”. Nie wiem po co to było, ale skojarzyło mi się z Higurashi. Z elementów „grozy” będziemy raczej płakać ze śmiechu, aniżeliby strachu..
Następna sprawa to bohaterowie, a właściwie ich zachowania.. Najpierw wydawały mi się komiczne, ich wykreowanie przedstawiało mi się okropnie, dopóki, dopóty reżyser pozwolił zajrzeć mi do nich „głębiej”. Po jakimś czasie zważając na ich charakter można odgadnąć co zrobią i jakiego wyboru dokonają. A w jaki sposób to „głębiej” daje o sobie znać? Przez gesty, mimikę, uśmiech, sposób wymawiania poszczególnych słów i tego typu drobiazgi. Takie właśnie drobnostki zbudowały w moich oczach przekonujący obraz prawie wszystkich bohaterów
Zauważyliście zapewne, że w większości horrorów pojawia się dziewczynka „nie do odgadnięcia”? Taka Enma z JS, Rena z „Higurashi…”, Bernkastel z „Umineko…”, czy długowłosa pani zamieszkała w studni…Takowe dziewoje są integralną częścią horroru, (ostatnio, niestety, nie tyle co straszną, a śmieszną) a tą rolę w Shiki pełni Sunako Kirishiki. Sunako jest wręcz kanonem tego typu dziewoj. I to w jakiś dziwny sposób stuprocentowo się sprawdza. Bez niej to Anime byłoby w swój sposób niepełne.
Oprawa wizualna jest średnia. Jasne tła nie przyciągają uwagi, a ją odstraszają, projekty postaci są zwyczajnie brzydkie. Pomysł z tęczą barw zamiast włosów nie sprawdza się u ludzi, ale dodaje powabu wampirom Ciemne tła są nawet-nawet, a i projekty postaci na dalszą metę nie rażą. Muzyka nie jest wyszukana, chórów nie będzie, ale będą smyczki, fortepian, które inteligentnie budują klimat, nie odciągając od fabuły. Nie potrzeba tu „Alleluja” i organów.
Historia tej animacji miała swoje korzenie u Króla horroru – Stephena Kinga. Fani dobrych dreszczowców po tym nazwisku dawno już powinni wziąć się za oglądanie tego anime. Znawcy prawdziwie znamienitych wampirów też. Odbiorcy kryminałów nie powinni pozostać obojętni. Ale czy ktoś zechce kliknąć przycisk „play” przy pierwszym odcinku Shiki w tych trudnych dla Internetu czasach pozostawiam tylko w jego gestii.
Za górami za lasami była sobie wioska. Dosłownie "za górami..." gdyż dana wioska był odosobnionym miejscem, gdzie ludzie w większości szczycili się mało zacnym fachem. Wyrobem trumien. Tematycznie, prawda...? Rzecz jasna osoby żyjące w takim o to otoczeniu musiały przeżyć mały szok, iż ktoś nowy się wprowadza. Z pewnością zwiększył się, gdy dotarły nowe informacje: ta rodzina wykupiła okoliczne zamczysko. Szok jednak zmienił się w strach, gdy w wiosce zapanowała dziwna epidemia, posiadająca pewne objawy anemii. Akcja Anie zaczyna się jednak jakby prologiem do serii shoujo. Główna bohaterka (z pozoru…) panna Megumi Shimizu wylewa mentalne łzy z powodu pewnego niezwykle wdzięcznego chłopaka, a próbująca wesprzeć rozkapryszoną dziewczynę Karoi zostaje odesłana z kwitkiem. Powiązania z shoujo kończą się, gdy dziewczyna postanawia odwiedzić zamek nowo przybyłych. Niestety długo nie wraca z zaszczytnego domostwa, więc okoliczna ludność wszczyna poszukiwania. Dziewczyna znajduje się na wpółżywa, blada jak papier, (dosłownie) z workami pod oczami w lesie. Umiera na drugi dzień. Zapoczątkowała ona (razem z parą dziadków) tajemniczą chorobę, powoli ogarniającą zrozpaczonych ludzi.
„Wampiry” – pomyślicie. Można domyślić się tego faktu w okolicach pierwszego odcinka. Jesteście blisko, bo mieszkańcy wolą używać określenia „Shiki”. A przynajmniej ci bardziej domyślni.
To jednak nie wystarczy na fabułę, pomyślałam. Ale chwilę potem (tak – chwilę) zaskoczyła mnie mnogość wątków. Właściwie nie „wątków” a wydarzeń. Bo o ile w większości anime wątek określa się jako historię poboczną, tak tutaj to wszystko ma takie samo znaczenie, dokładając się do zakończenia w równej mierze. A więc będą tu przyjaźnie, mniej lub bardziej tragiczne, szaleństwo, okultyzm i cała reszta elementów tej stonowanej układanki.
Horror to bardzo mocne słowo określające produkcje które wywierają na nas strach. Shiki nomen omen strachu nie wywołuje, (przynajmniej u mnie) a mimo to jest pełnoprawnym horrorem. Dlaczego? Seans ten bowiem, wywołuje u nas nieprzyjemne uczucie, które dusi, pożera i depcze naszą psychikę. Mimo to strachu przed włączeniem kolejnego odcinka raczej nie będzie.
Masakra, jako element horroru była… Hm… Nie zadowoliła mnie. Twórcy najwyraźniej dopiero pod koniec zdali sobie sprawę „Horror to przecie, mości panowie, nie mierzymy do The Ringa, więc trzeba dać flaki, krew i najlepiej trupy, żeby się dzieci ucieszyły!”. Nie wiem po co to było, ale skojarzyło mi się z Higurashi. Z elementów „grozy” będziemy raczej płakać ze śmiechu, aniżeliby strachu..
Następna sprawa to bohaterowie, a właściwie ich zachowania.. Najpierw wydawały mi się komiczne, ich wykreowanie przedstawiało mi się okropnie, dopóki, dopóty reżyser pozwolił zajrzeć mi do nich „głębiej”. Po jakimś czasie zważając na ich charakter można odgadnąć co zrobią i jakiego wyboru dokonają. A w jaki sposób to „głębiej” daje o sobie znać? Przez gesty, mimikę, uśmiech, sposób wymawiania poszczególnych słów i tego typu drobiazgi. Takie właśnie drobnostki zbudowały w moich oczach przekonujący obraz prawie wszystkich bohaterów
Zauważyliście zapewne, że w większości horrorów pojawia się dziewczynka „nie do odgadnięcia”? Taka Enma z JS, Rena z „Higurashi…”, Bernkastel z „Umineko…”, czy długowłosa pani zamieszkała w studni…Takowe dziewoje są integralną częścią horroru, (ostatnio, niestety, nie tyle co straszną, a śmieszną) a tą rolę w Shiki pełni Sunako Kirishiki. Sunako jest wręcz kanonem tego typu dziewoj. I to w jakiś dziwny sposób stuprocentowo się sprawdza. Bez niej to Anime byłoby w swój sposób niepełne.
Oprawa wizualna jest średnia. Jasne tła nie przyciągają uwagi, a ją odstraszają, projekty postaci są zwyczajnie brzydkie. Pomysł z tęczą barw zamiast włosów nie sprawdza się u ludzi, ale dodaje powabu wampirom Ciemne tła są nawet-nawet, a i projekty postaci na dalszą metę nie rażą. Muzyka nie jest wyszukana, chórów nie będzie, ale będą smyczki, fortepian, które inteligentnie budują klimat, nie odciągając od fabuły. Nie potrzeba tu „Alleluja” i organów.
Historia tej animacji miała swoje korzenie u Króla horroru – Stephena Kinga. Fani dobrych dreszczowców po tym nazwisku dawno już powinni wziąć się za oglądanie tego anime. Znawcy prawdziwie znamienitych wampirów też. Odbiorcy kryminałów nie powinni pozostać obojętni. Ale czy ktoś zechce kliknąć przycisk „play” przy pierwszym odcinku Shiki w tych trudnych dla Internetu czasach pozostawiam tylko w jego gestii.