Może to was zaskoczy, ale Kami-sama Hajimemashita to anime, które podobało mi się najbardziej z sezonu jesiennego.
Lekkie, jajcarskie i jednocześnie ciepłe. Prawdopodobnie nie ma co go porównywać do Sukitte czy Tonari, a jednak uważam, że koniec końców było lepsze.
O ile tamte, jako szablonowy lub troszkę mniej, obraz związku były dosyć mało zaskakujące, to Kami-sama odbiega od tej formy:3
Anime obejrzałam na 2x i to tylko dlatego, że na 13 ep musiałam czekać ^^.
Nie wiem dlaczego akurat ta seria przeszła tak cicho w swoim sezonie.
Kreska ładna, dowcip trafiony, przerysowany idol nastolatek- jest.
Wredny demon o gołębim sercu i kompleksie porzucenia- jest.
Słodka, gapowata główna bohaterka z zapałem większym niż ona sama- jest.
Fabuła z rozmaitymi zwrotami akcji i pozbawiona monotonii- jest.
Wątek miłosny, który większość z was tak lubi- jest.
No więc w czym problem? Nie wspomnę już o wpadającym w ucho zarówno openingu, jak i endingu.
Nawet oceny ma całkiem spore. A tu cisza ^^
Historia zaczyna się, kiedy nasza bohaterka Nanami, z powodu swojego nieodpowiedzialnego ojca, traci dach nad głową. Z kłopotu wybawia ją nieznajomy, w podzięce za ratunek przed "groźną bestią" zwaną psem.. (Cóż każdy ma jakieś fobie, aye?).
No właśnie, czy aby wybawia ją z kłopotu, a nie pcha w dużo większe..
Tak czy inaczej, w ten właśnie sposób Nanami staje w progu starej, walącej się, zakurzonej rudery zwanej górnolotnie świątynią...
A potem jest już tylko śmieszniej.
Najbardziej wyrazistą postacią serii jest lisi demon - Tomoe, o wyjątkowo złośliwym usposobieniu. Nie powiem, polubiłam go od pierwszego momentu ^^
Podobnie jak Nanami, co jest o tyle dziwne, że na ogól serie o gapowatych dziewczynkach, które chcą dobrze, a im nie wychodzi, doprowadzają mnie do szału.
Krótko mówiąc polecam wam serię o przygodach bóstwa, zwłaszcza teraz, kiedy obecny sezon jest przepełniony anime raczej wątpliwej jakości :)
Lekkie, jajcarskie i jednocześnie ciepłe. Prawdopodobnie nie ma co go porównywać do Sukitte czy Tonari, a jednak uważam, że koniec końców było lepsze.
O ile tamte, jako szablonowy lub troszkę mniej, obraz związku były dosyć mało zaskakujące, to Kami-sama odbiega od tej formy:3
Anime obejrzałam na 2x i to tylko dlatego, że na 13 ep musiałam czekać ^^.
Nie wiem dlaczego akurat ta seria przeszła tak cicho w swoim sezonie.
Kreska ładna, dowcip trafiony, przerysowany idol nastolatek- jest.
Wredny demon o gołębim sercu i kompleksie porzucenia- jest.
Słodka, gapowata główna bohaterka z zapałem większym niż ona sama- jest.
Fabuła z rozmaitymi zwrotami akcji i pozbawiona monotonii- jest.
Wątek miłosny, który większość z was tak lubi- jest.
No więc w czym problem? Nie wspomnę już o wpadającym w ucho zarówno openingu, jak i endingu.
Nawet oceny ma całkiem spore. A tu cisza ^^
Historia zaczyna się, kiedy nasza bohaterka Nanami, z powodu swojego nieodpowiedzialnego ojca, traci dach nad głową. Z kłopotu wybawia ją nieznajomy, w podzięce za ratunek przed "groźną bestią" zwaną psem.. (Cóż każdy ma jakieś fobie, aye?).
No właśnie, czy aby wybawia ją z kłopotu, a nie pcha w dużo większe..
Tak czy inaczej, w ten właśnie sposób Nanami staje w progu starej, walącej się, zakurzonej rudery zwanej górnolotnie świątynią...
A potem jest już tylko śmieszniej.
Najbardziej wyrazistą postacią serii jest lisi demon - Tomoe, o wyjątkowo złośliwym usposobieniu. Nie powiem, polubiłam go od pierwszego momentu ^^
Podobnie jak Nanami, co jest o tyle dziwne, że na ogól serie o gapowatych dziewczynkach, które chcą dobrze, a im nie wychodzi, doprowadzają mnie do szału.
Krótko mówiąc polecam wam serię o przygodach bóstwa, zwłaszcza teraz, kiedy obecny sezon jest przepełniony anime raczej wątpliwej jakości :)