Rozmyślam ostatnio, jak się to wszystko zaczęło. Jak wytłumaczyć to, że stałem się niemalże skośnookim białasem? Pamiętam tylko, że z wypiekami na twarzy dorwałem się do jakiegoś anime i ocknąłem, kiedy zegar wybijał już późną godzinę nocną. I że po tym zdarzeniu, kolejne odcinki i serie zaczęły przelatywać przez mój ekran jak sakura fubuki – wiśniowa śnieżyca.
Fenomen. Tak bez wątpienia można nazwać gromadzącą coraz to większe rzesze fanów kulturę narodową Japonii wraz z jej produktami, stylami i dziwactwami. Bo gdzie się ostatnio nie obejrzę czy z kim nie pogadam, to widzę i słyszę jak nas ona woła i hipnotyzuje. Jeżdżąc codziennie rano na uczelnię, zdarzało mi się widzieć w autobusie dziewczynę czytającą mangę. Widocznie jakąś komedię, gdyż co na nią trafiałem to banan z jej twarzy nie schodził przez całe 20 minut podróży. Ok. Nie ma w tym nic dziwnego. Na samej uczelni z kolei, przy dłużysz okienkach chodziliśmy z kumplem na miejscówki, w których dało się złapać darmowe WiFi. Koleś chciał sobie poczytać premierowe odcinki szkicowanek ,,Naruto''. Dobra, luz. Wpadłem też kiedyś do znajomych na nocną imprezę. Odpaliliśmy sobie pleja. Największą furorę zrobiło jakieś mordobicie – też zdaję się z pod znaku ,,Naruto''. Jasne. Czemu nie. Mam nawet w domu drewniany miecz półtora ręczny: suburito. Za szczenięcych lat, chodziło się do puszczy na pojedynki i inne wojny. Samuraje, honor i zafascynowanie roninami. Chłopcy to chłopcy. W porządku. Ale tego, że odpoczywając sobie na którychś tam kiedyś wakacjach, zadzwoni do mnie ojciec z pytaniem czy ,,Katanagatari'' jest dramatem bo już jest na przedostatnim odcinku i czy nie mam tam czasem jakiejś innej fajnej animki – to się naprawdę, szczerze nie spodziewałem.
Wszędzie wokół nas możemy odczuć coraz to inne, subtelne wpływy zza dalekiego wschodu. Nippon jest jak dawka N2O - tlenku azotu. Rozwesela na różne sposoby i wypełnia całą niezajętą przestrzeń. Internet nim żyje. Powstaje coraz to więcej stron poświęcanych tej tematyce. Samo tylko wpisanie w wyszukiwarkę słowa Japan, skutkuje znalezieniem 724 milionów wyników w niecałą jedną piątą sekundy. Zahacza on o każdą tematykę i dziedzinę w życiu. O praktyczne każde hobby czy rozrywkę - łącznie z pornografią i erotyzmem (dla niektórych te 4 wymienione słowa to synonimy. Hmm, no w sumie... ;) ). Zdaje się, że Nippon jest również jak Au – złoto. Przyciąga do siebie miliony turystów i poszukiwaczy przygód żądnych odkrycia niesamowitych sekretów tego wspaniałego miejsca. Sam bym pozwiedzał, zresztą tak samo jak co druga osoba, którą pytam o to w jakie miejsce na ziemi chciałaby się wybrać. Przypadek? Nie sądzę. Cesarstwo z Pacyfiku zachowuje również cechy U – Uranu. Promieniuje i zaraża sobą postronne osoby. Wystarczy, że delikwent tylko lekko wystawi się na jego działanie, a już za rok zobaczymy go na jakimś cosplay convencie, przebranego za białowłosego shounena trzymającego osiem razy większy od siebie topór. Ah, no co innego panie. One przebierając się nawet za wspomniany topór, wyglądałyby pięknie. Ale dość już o tym. Najważniejsze jest dla mnie to, że kraina wschodzącego słońca jest jak O – tlen. Potrafi wejść w wiązanie z niemal każdym materiałem. Obserwujemy ją w muzyce, kinie, rozrywce elektronicznej, modzie, wszelkiej gastronomii czy w końcu przy codziennej, mniej lub bardziej potocznej mowie.
No dobrze, ale o co mi tak naprawdę chodzi? Ano o to, że Japonia jest jedynym takim państwem na naszym świecie, które jako główny towar eksportowy, używa swojej własnej kultury i mentalności – rzekłbym nawet – swej duszy. Jest ona jak taki nieuchwytny, eteryczny super pierwiastek o nieskończonych pokładach i właściwościach, a my eksploatując jego złoża sprawiamy, że zamiast się on zużywać to rozrasta się jeszcze bardziej. Powiedzielibyście, że trochę przesadzam. Zgoda. Są przecież Chiny szerzące ścieżkę oświecenia i Dalajlamę, jest Ameryka i jej Hollywood z wybuchającymi od strzału z pistoletu beczkami z benzyną, mamy Wielką Brytanię wraz z jej krzywymi przepisami i Jamesem Bondem oraz jeszcze wiele innych, silnych i intrygujących cywilizacji. Tylko, że nic z tego co wymieniłem nie jest tak uzależniające, uniwersalne i miłe w odbiorze jak japonizm. Potrafi on dotrzeć do naprawdę szerokiego spektrum społeczeństwa, niezależnie od narodowości, płci czy wieku. Nawet w ,,kraju kwitnącej lipy''(czytaj – w Polsce).
Kończąc myśl, użyje dewizy jaką to ponoć posługuje się sam cesarz: Pokój i Postęp.
I niech to właśnie postęp będzie z Tobą, droga Japonio. Bo dzięki niemu, dajesz mi całe tony dobrej zabawy.
Fenomen. Tak bez wątpienia można nazwać gromadzącą coraz to większe rzesze fanów kulturę narodową Japonii wraz z jej produktami, stylami i dziwactwami. Bo gdzie się ostatnio nie obejrzę czy z kim nie pogadam, to widzę i słyszę jak nas ona woła i hipnotyzuje. Jeżdżąc codziennie rano na uczelnię, zdarzało mi się widzieć w autobusie dziewczynę czytającą mangę. Widocznie jakąś komedię, gdyż co na nią trafiałem to banan z jej twarzy nie schodził przez całe 20 minut podróży. Ok. Nie ma w tym nic dziwnego. Na samej uczelni z kolei, przy dłużysz okienkach chodziliśmy z kumplem na miejscówki, w których dało się złapać darmowe WiFi. Koleś chciał sobie poczytać premierowe odcinki szkicowanek ,,Naruto''. Dobra, luz. Wpadłem też kiedyś do znajomych na nocną imprezę. Odpaliliśmy sobie pleja. Największą furorę zrobiło jakieś mordobicie – też zdaję się z pod znaku ,,Naruto''. Jasne. Czemu nie. Mam nawet w domu drewniany miecz półtora ręczny: suburito. Za szczenięcych lat, chodziło się do puszczy na pojedynki i inne wojny. Samuraje, honor i zafascynowanie roninami. Chłopcy to chłopcy. W porządku. Ale tego, że odpoczywając sobie na którychś tam kiedyś wakacjach, zadzwoni do mnie ojciec z pytaniem czy ,,Katanagatari'' jest dramatem bo już jest na przedostatnim odcinku i czy nie mam tam czasem jakiejś innej fajnej animki – to się naprawdę, szczerze nie spodziewałem.
Wszędzie wokół nas możemy odczuć coraz to inne, subtelne wpływy zza dalekiego wschodu. Nippon jest jak dawka N2O - tlenku azotu. Rozwesela na różne sposoby i wypełnia całą niezajętą przestrzeń. Internet nim żyje. Powstaje coraz to więcej stron poświęcanych tej tematyce. Samo tylko wpisanie w wyszukiwarkę słowa Japan, skutkuje znalezieniem 724 milionów wyników w niecałą jedną piątą sekundy. Zahacza on o każdą tematykę i dziedzinę w życiu. O praktyczne każde hobby czy rozrywkę - łącznie z pornografią i erotyzmem (dla niektórych te 4 wymienione słowa to synonimy. Hmm, no w sumie... ;) ). Zdaje się, że Nippon jest również jak Au – złoto. Przyciąga do siebie miliony turystów i poszukiwaczy przygód żądnych odkrycia niesamowitych sekretów tego wspaniałego miejsca. Sam bym pozwiedzał, zresztą tak samo jak co druga osoba, którą pytam o to w jakie miejsce na ziemi chciałaby się wybrać. Przypadek? Nie sądzę. Cesarstwo z Pacyfiku zachowuje również cechy U – Uranu. Promieniuje i zaraża sobą postronne osoby. Wystarczy, że delikwent tylko lekko wystawi się na jego działanie, a już za rok zobaczymy go na jakimś cosplay convencie, przebranego za białowłosego shounena trzymającego osiem razy większy od siebie topór. Ah, no co innego panie. One przebierając się nawet za wspomniany topór, wyglądałyby pięknie. Ale dość już o tym. Najważniejsze jest dla mnie to, że kraina wschodzącego słońca jest jak O – tlen. Potrafi wejść w wiązanie z niemal każdym materiałem. Obserwujemy ją w muzyce, kinie, rozrywce elektronicznej, modzie, wszelkiej gastronomii czy w końcu przy codziennej, mniej lub bardziej potocznej mowie.
No dobrze, ale o co mi tak naprawdę chodzi? Ano o to, że Japonia jest jedynym takim państwem na naszym świecie, które jako główny towar eksportowy, używa swojej własnej kultury i mentalności – rzekłbym nawet – swej duszy. Jest ona jak taki nieuchwytny, eteryczny super pierwiastek o nieskończonych pokładach i właściwościach, a my eksploatując jego złoża sprawiamy, że zamiast się on zużywać to rozrasta się jeszcze bardziej. Powiedzielibyście, że trochę przesadzam. Zgoda. Są przecież Chiny szerzące ścieżkę oświecenia i Dalajlamę, jest Ameryka i jej Hollywood z wybuchającymi od strzału z pistoletu beczkami z benzyną, mamy Wielką Brytanię wraz z jej krzywymi przepisami i Jamesem Bondem oraz jeszcze wiele innych, silnych i intrygujących cywilizacji. Tylko, że nic z tego co wymieniłem nie jest tak uzależniające, uniwersalne i miłe w odbiorze jak japonizm. Potrafi on dotrzeć do naprawdę szerokiego spektrum społeczeństwa, niezależnie od narodowości, płci czy wieku. Nawet w ,,kraju kwitnącej lipy''(czytaj – w Polsce).
Kończąc myśl, użyje dewizy jaką to ponoć posługuje się sam cesarz: Pokój i Postęp.
I niech to właśnie postęp będzie z Tobą, droga Japonio. Bo dzięki niemu, dajesz mi całe tony dobrej zabawy.