Gdyby zapytać na wpół wtajemniczonego we wschodnią kulturę o wymienienie nazwiska choćby jednego japońskiego pisarza, w większości przypadków padnie to jedno nazwisko: Murakami.
Oczywiście Haruki Murakami, którego nazwisko niektórzy tłumaczą jako ,,Ten, który nie ma szczęścia do literackiej nagrody Nobla". Jest to jeden z tych twórców, który z każdym dziełem stara się wprowadzić do literatury coś nowego, przy okazji zachowując mocno odczuwalny japoński klimat. Jego utwory czyta się lekko, a zarazem ze sporym zaangażowaniem szarych komórek i z pewnością w przyszłości będziemy omawiać jeszcze jego dzieła, dziś jednak zamierzam nakreślić wydaną w 2007 roku powieść pt. ,,Po zmierzchu", na wstępie zaznaczam, że nie ma ona nic wspólnego z sagą autorstwa Stephanie Meyer.
Sama opowieść nie jest porywająca, traktuje ona o śpiącej dziewczynie, Eri, oraz jej siostrze Mari, błądzącej po mieście, jak mówi tytuł - o zmroku, kiedy to nie do końca z własnej woli wplątuje się ona w rozwiązanie niecodziennego problemu, a cała akcja rozgrywa się na przestrzeni jednej nocy.
To, co od razu rzuca się w oczy to nietypowy sposób narracji, jest w pewien sposób pierwszoosobowy, a sam narrator unifikuje się z nami zamieniając tę naszą jedność w coś, co autor nazwał ,,punktem widzenia", bardzo dokładnie i szczegółowo wnikając w scenerie i szczegóły. Pod tą postacią przemierzymy między innymi bardzo klimatyczne nocne Tokio w pełni czując spokojne, jednostajne pulsowanie miasta; zwiedzimy puste ulice, nocny bar, czy nawet lovehotel. I choćby dla samego tego klimatu warto sięgnąć po ten tytuł.
A oferuje on znacznie więcej niż sam klimat, w utworze nic nie dzieje się bez przyczyny, wątki są całkiem logicznie ze sobą połączone, będziemy zaintrygowani lekką nutą metafizycznej niepewności, czując w bardzo przyjemny i zastanawiający sposób upływ czasu, zaznaczany regularnie co rozdział w postaci zegara.
Coś, co może nie przemawiać do sposobu opowiadania historii, to jej natura precyzyjnego wizualizowania, która dla jednych będzie ciekawym i nowatorskim zabiegiem literackim, dla drugich wręcz sugestią przeniesienia powieści na ekran, o czym może mówić chociażby metafora naszego punktu widzenia jako oka kamery. Innym spornym aspektem jest zakończenie i sama wymowa książki, która jest jedną z tych nie podających nam gotowego rozwiązania na tacy, a bardziej wręczenia nam zestawu klocków, z którego jeden zbuduje sobie domek, a drugi statek kosmiczny.
Jednakże utwór ten mogę polecić Wam z czystym sumieniem, choćby z tego względu, iż przez chwilę możemy wręcz dotknąć nocnego Tokio w skali 1:1, mając jednocześnie poczucie Tego Czegoś - charakterystycznego dla japońskiej sztuki, co sprawia, że miasto jest czymś więcej niż miastem, ludzie kimś więcej niż ludźmi, a życie czymś więcej niż życiem. Pozycja ta ma to do siebie, że nie jest obszerna, w sam raz na rozpoczęcie przygody w literaturą Japonii, niewiele powinno się o niej mówić, a większość samemu doświadczyć, ze względu na dość specyficzny sposób opowiadania historii. Sama książka jest krótka, mająca około dwustu stron, idealna na dłuższy wieczór, bowiem nie widzę innej możliwości, jak czytać tę powieść właśnie "po zmierzchu".
Oczywiście Haruki Murakami, którego nazwisko niektórzy tłumaczą jako ,,Ten, który nie ma szczęścia do literackiej nagrody Nobla". Jest to jeden z tych twórców, który z każdym dziełem stara się wprowadzić do literatury coś nowego, przy okazji zachowując mocno odczuwalny japoński klimat. Jego utwory czyta się lekko, a zarazem ze sporym zaangażowaniem szarych komórek i z pewnością w przyszłości będziemy omawiać jeszcze jego dzieła, dziś jednak zamierzam nakreślić wydaną w 2007 roku powieść pt. ,,Po zmierzchu", na wstępie zaznaczam, że nie ma ona nic wspólnego z sagą autorstwa Stephanie Meyer.
Sama opowieść nie jest porywająca, traktuje ona o śpiącej dziewczynie, Eri, oraz jej siostrze Mari, błądzącej po mieście, jak mówi tytuł - o zmroku, kiedy to nie do końca z własnej woli wplątuje się ona w rozwiązanie niecodziennego problemu, a cała akcja rozgrywa się na przestrzeni jednej nocy.
To, co od razu rzuca się w oczy to nietypowy sposób narracji, jest w pewien sposób pierwszoosobowy, a sam narrator unifikuje się z nami zamieniając tę naszą jedność w coś, co autor nazwał ,,punktem widzenia", bardzo dokładnie i szczegółowo wnikając w scenerie i szczegóły. Pod tą postacią przemierzymy między innymi bardzo klimatyczne nocne Tokio w pełni czując spokojne, jednostajne pulsowanie miasta; zwiedzimy puste ulice, nocny bar, czy nawet lovehotel. I choćby dla samego tego klimatu warto sięgnąć po ten tytuł.
A oferuje on znacznie więcej niż sam klimat, w utworze nic nie dzieje się bez przyczyny, wątki są całkiem logicznie ze sobą połączone, będziemy zaintrygowani lekką nutą metafizycznej niepewności, czując w bardzo przyjemny i zastanawiający sposób upływ czasu, zaznaczany regularnie co rozdział w postaci zegara.
Coś, co może nie przemawiać do sposobu opowiadania historii, to jej natura precyzyjnego wizualizowania, która dla jednych będzie ciekawym i nowatorskim zabiegiem literackim, dla drugich wręcz sugestią przeniesienia powieści na ekran, o czym może mówić chociażby metafora naszego punktu widzenia jako oka kamery. Innym spornym aspektem jest zakończenie i sama wymowa książki, która jest jedną z tych nie podających nam gotowego rozwiązania na tacy, a bardziej wręczenia nam zestawu klocków, z którego jeden zbuduje sobie domek, a drugi statek kosmiczny.
Jednakże utwór ten mogę polecić Wam z czystym sumieniem, choćby z tego względu, iż przez chwilę możemy wręcz dotknąć nocnego Tokio w skali 1:1, mając jednocześnie poczucie Tego Czegoś - charakterystycznego dla japońskiej sztuki, co sprawia, że miasto jest czymś więcej niż miastem, ludzie kimś więcej niż ludźmi, a życie czymś więcej niż życiem. Pozycja ta ma to do siebie, że nie jest obszerna, w sam raz na rozpoczęcie przygody w literaturą Japonii, niewiele powinno się o niej mówić, a większość samemu doświadczyć, ze względu na dość specyficzny sposób opowiadania historii. Sama książka jest krótka, mająca około dwustu stron, idealna na dłuższy wieczór, bowiem nie widzę innej możliwości, jak czytać tę powieść właśnie "po zmierzchu".