
Bohaterowie i fabuła...
Schemat wydarzeń w większości zdaje się być sensowny jedynie wtedy, gdy wytłumaczymy wstawiając w miejsce pytania "dlaczego?" odpowiedź "bo taka była wola autora". I niestety, nie ma co z tym dyskutować. Ale, od początku. Odkąd męska część bohaterów przybywa do siedziby dziewcząt wiadomo jest już właściwie od razu, że każdy pairing będzie jeden na jeden, tj. każdej będzie przeznaczony tylko jeden wybranek (pomijając fakt, że Hozuki i Bonbori są traktowane raczej jako jedna osoba). Zdaje się być to trochę nudne, ale wcale tak nie jest- przedstawienie wszystkich trzech wątków miłosnych i każdy w odmienny sposób wyszło tutaj nawet ciekawie. Z początku rola Kushimatsu jest trochę na siłę, później dopiero okazuje się mieć jakiś konkretny cel. Co do postaci drugoplanowych- cieszy mnie to, że są mimo wszystko dopracowane oraz rozwinięte na tyle, by móc mówić o tym jako o plusie. Szczególnie cała reszta hanyou, które nie są, by uzupełnić luki w przestrzeni, tylko po to, by coś robić.
Muzyka...
Jedna z lepszych części tego anime. Opening "Moon Signal" wykonany przez Sphere jest dynamiczny, melodyjny, ale przede wszystkim przyjemny dla ucha. Ma w sobie "coś", dzięki czemu nie ma potrzeby przewijania do przodu. Co do endingu, a raczej trzech endingów z rozmachem wykonanych na tak krótką serię- przyznam, że i tu wyszło ponadprzeciętnie. Choć nie są one tak przyciągające jak piosenka rozpoczynająca (a może dlatego, że mało osób ogląda do końca?) to mają swój urok osobisty. Całokształt muzyczny jest naprawdę dobry. Pieśń odwołująca duchy jest wprost genialna i idealnie łączy się ze scenerią- już w pierwszych sekundach pierwszego odcinka można się o tym przekonać. Dobrze wykonane są też fragmenty, w których bohaterki śpiewają solo. Myślę, że muzyka zapewniła 30% sukcesu tego anime.
Wizualnie rzecz biorąc...
Myślę, że tutaj jest co chwalić. Lekkie, pastelowe kolory oprawione ładną kreską nadały uroczy charakter całej serii. Stroje, jakie prezentują na sobie dziewczęta, czyli różowe kimona ozdobione koronką i fartuszkami, oraz szykowne mundury panów świetnie pasują do sytuacji obu stron. Grafika pojawiająca się w openingu i endingach jest również niczego sobie. To po prostu kawał solidnie wykonanej pracy i, choćbym chciała, nie ma się czego przyczepić. Niestety, by nie było aż tak kolorowo trzeba wspomnieć o solidnych wpadkach. Między innymi, uszy naszych bohaterek wyglądają dosłownie jak z papieru i psują trochę efekt ładnych strojów i żywych oczu. Ubolewam również nad wyglądem Kushimatsu, na której wygląd ewidentnie zabrakło konkretnego pomysłu. Jeszcze jedna rzecz, na którą chyba każdy kto oglądał to anime zwrócił uwagę. Scena odwoływania duchów ogranicza się do jednego, dwóch, może trzech machnięć nożem, co załatwia całą sprawę. Nawet, kiedy moc Zakuro zostaje odpieczętowana, gdyby nie zmiana przyrody pewnie nie byłoby widać różnicy.
Podsumowując...
Poleciłabym tę serię każdemu, kto lubi romans z elementami fantasy. Całość utrzymuje się w tym niezwykłym, magicznym klimacie włączonym do normalnego świata, dając przyjemny efekt. Po dużej ilości anime o skomplikowanych wątkach typowych dla telenoweli warto przepić to lekkim Otome Youkai Zakuro. Mimo wad jest przeważająca ilość zalet. Ale nawet niedoskonałości bywają piękne. ^^
Z góry przepraszam za błędy... Te wypociny to moja pierwsza recenzja...