„If for argument sake you were to write a story with me in the lead role, it would certainly be… a tragedy…”
Główny bohater Kaneki Ken, zwyczajny chłopiec, zdolny, pracowity i pełen kompleksów, którego skrytym marzeniem było umówienie się z uroczą dziewczyną, którą zauważył już jakiś czas temu w swojej ulubionej kafejce. Wydawałoby się, że ktoś taki jak on nigdy nie zdobył się na odwagę, by zaprosić Rize, uroczą kobietę czytającą jego ulubioną książkę, na szczęście za namową swojego najlepszego, (i jedynego ) przyjaciela, Hide , udało mu się zagadać i zaprosić ją na spacer.
Tytuł tego akapitu idealnie podsumowuje w jaki sposób zakończył się spacer Kanekiego i Rize. Otóż okazało się, iż jest ona ghoulem, istotą karmiącą się ludzkim mięsem. Szczęście w nieszczęściu- gdyby główny bohater miał umrzeć w pierwszym odcinku, z serii byłyby nici, dlatego też „dziwnym trafem” na Rize spadło mnóstwo metalowych, ciężkich prętów, dzięki czemu Kaneki mógł przeżyć.
W trakcie „randki” na opuszczonym placu budowy główny bohater został zmasakrowany na tyle, że w ostateczności lekarze zdecydowali się na przeszczepienie organów ghoula do ciała Kena.
...here the tragedy begins…
Cała seria- zarówno mangi jak i anime opowiada historie z perspektywy CCG oraz ghouli. Już tłumaczę, w uniwersum Tokyo Ghoul CCG (Comission of Counter Ghoul) była organizacją zajmującą się walką przeciwko ghoulom w imię obrony ludzkości.
Ghoule różnią się od ludzi również swoimi specjalnymi umiejętnościami. Posiadają one „organ” zwany kagune, którego mogą używać zarówno w ataku jak i obronie. Są one przeróżnych kolorów, potrafią być elastyczne lub też twarde jak pancerz, w dużej mierze zależy to od typu kagune (jest ich cztery). Poniżej przedstawione są rysunki z mangi w skrócie opisujące każdy z tych typów.
Zapytacie w takim razie- jak człowiek ma walczyć z ghoulem? Otóż potrzeba matką wynalazków, inwestygatorzy z CCG zaczęli walczyć przeciwko nim używając quinque, broni stworzonej z kagune ghouli. Czyli w skrócie ludzie po zabiciu któregoś z „potworów” mogli używać jego broni w walce. To sprytne rozwiązanie sprawiło, że szanse człowieka i ghoula częściowo się wyrównały.
Autor TG, Ishida, opisując przebieg zdarzeń ludzi jak i ghouli doprowadził do tego, że ciężko było wybrać jedną ze stron. Zazwyczaj wybór jest łatwy- „lubię tego bohatera, za to tamten mnie irytuje, będę po stronie dobrych”. Niestety tym razem wybór nie jest tak łatwy. Gdy człowiek już myśli, że w końcu udało mu się określić, wie komu kibicować, akcja obraca się o 180 stopni i człowiek ponownie zdezorientowany musi przechodzić przez to samo- „którą stronę wybrać?!?”.
Otóż siła tej serii tkwi w bohaterach. W obu obozach- ludzi i ghouli poznajemy tyle osobowości, że ostatecznie ciężko zliczyć. Oczywiście pojawiają się wyróżniające się wyglądem postaci, ale myślę że to w relacjach między bohaterami oraz niebagatelność każdego z nich sprawia, że człowiek zaczyna lubić bohaterów tego anime. W tych czasach, kiedy w sezonie wychodzi po kilkadziesiąt nowych tytułów ciężko stworzyć coś co mogłoby zainteresować widza, tym samym nie przekraczając granicy kiczu. Autor staranną kreacją każdego bohatera naprawdę zasłużył sobie na tak szerokie uznanie wśród widzów.
Na szczęście Ishida świata nie uczynił po prostu czarno-białym. Z biegiem czasu poznajemy ludzi, którzy akceptują naturę ghoulów, ba nie chodzi tu tylko o akceptacją a nawet o miłość między tymi dwoma gatunkami. Zostaje nam również przedstawiony podział między ghoulami. Jedni chcą wieść normalne życie wśród ludzi, nie narażając się i próbując współistnieć z resztą społeczeństwa, z drugiej zaś strony poznajemy gangi krwiożerczych istot, buntujących się przeciwko ludzkim regułom i próbom eliminacji ghouli. Tego typu zachowania sprawiają, że nawet neutralne i próbujące nie mieszać się w żadne awantury ghoule są szufladkowane wraz z tymi polującymi, przez co wiodą mimo wszystko niebezpieczny tryb życia.
Nasz główny bohater , po tragicznym wypadku zostaje przygarnięty i zaakceptowany w rodzinnej, domowej kafejce prowadzonej przez zaprzyjaźnionych ghouli. Stają się oni jego rodziną i pomagają mu zaakceptować to, co się z nim stało. Niestety ze względu na to, że Ken jest jedyny w swoim rodzaju- jednooki ghoul to rzadka w ich społeczeństwie atrakcja- często interesują się nim dziwni i niebezpieczni „gangsterzy”.
Pod koniec pierwszego sezonu Kaneki zostaje porwany a następnie torturowany przez Yamoriego, zwyrodnialca, powiedzmy, nie z wyboru. Następujące wydarzenie powodują przemianę głównego bohatera. Zostają ukazane momenty z jego dzieciństwa, dlaczego jest taki a nie inny. Jeśli porzuciliście oglądanie Tokyo Ghoul bo irytowała was postawa Kanekiego (słyszałam wiele narzekania na jego tchórzliwą postawę, na flegmatyczność), uwierzcie mi, powinniście się wstydzić. Oczywiście napisałam to tylko żartobliwie, lecz jeśli nie wiecie co w przeszłości spotkało Kanekiego, nie zrozumiecie dlaczego jego charakter został tak uformowany a tym bardziej nie zrozumiecie jego postawy i światopoglądu. W skrócie tego chłopaka spotkało w życiu tyle, że niewiele osób mogłoby to znieść. Ojciec umarł gdy on był tak mały, że go nie mógł zapamiętać, a matka aby móc utrzymać swojego jedynego synka zaharowywała się, próbując przy tym wspomóc finansowo swoją leniwą i cwaną siostrę. Matka szczerze kochała Kanekiego i próbowała poświęcać mu tyle czasu ile tylko mogła. Ken rozumiał, że mama robi to dla niego i próbował jej pomagać jak tylko mógł i nie sprawiać kłopotów. Ostatecznie jego matka umarła w młodym wieku z przepracowania i nasz główny bohater pozostał sam. Oczywiście opiekę nad nim przejęła ciotka, wcześniej wspominana siostra jego matki, ale zarówno ona jak i jej syn- kuzyn Kanekiego- nie darzyli go pozytywnymi uczuciami, przez co Kaneki nie zaznał u nich szczęścia i miłości. To tak „w skrócie” (bo w rzeczywistości trochę się rozpisałam) o przeszłości głównego bohatera.
Do samego końca nie mogłam się zdecydować czy pisać o mandze czy o anime, dlatego też ostatecznie piszę ogólnie o Tokyo Ghoul. Niestety sprawa nie jest taka prosta jak się wydaje, otóż Ishida wykorzystał anime do tego, żeby opowiedzieć trochę inną historię niż w mandze. Ktoś mógłby się zapytać „ale jak to, przecież anime powinno być na podstawie mangi”. Otóż jak widzimy nie musi. Sama pamiętam jak zareagowałam, gdy w pierwszym odcinku drugiego sezonu pewna sytuacja zakończyła się w całkowicie inny sposób niż jak było to narysowane w mandze. Po późniejszych sprostowaniach okazało się, że rzeczywiście anime będzie przedstawiać drogę głównego bohatera, który poszedł trochę innymi ścieżkami. Pomysł na takie rozwiązanie jest naprawdę bardzo dobry. Dla autora często ciężko jest wybrać spośród swoich pomysłów najlepszy, najsensowniejszy- dlatego też anime pozwoliło autorowi na zrealizowanie swojej innej wizji Tokyo Ghoula. Dzięki temu mógł nas również ponownie zaskoczyć, utrzymywać w niepewności. Sami przecież wiecie jak to jest- przeczytasz mangę i później oglądanie anime nie jest już takie zachwycające. Myślę, że podobnie gdybym najpierw przeczytała mangę Shingeki no Kyojin, później anime o tym samym tytule nie zaskoczyło by mnie aż w takim stopniu (a że nie przeczytałam wcześniej mangi, to siedziałam z wybałuszonymi oczami i powtarzałam w kółko „ale jak to możliwe”).
Lecz cóż z tego, że Ishida starał się nas na każdym kroku dopieścić nowym chapterem mangi, nowym pomysłem na fabule w anime, gdy za animację odpowiadało studio Pierrot. (Do pewnego czasu ) szanujące się studio animacji takich tytułów jak CLAMP, Bleach, Great Teacher Onizuka oraz dobrze nam znanego anime jakim jest Naruto, że tak brzydko powiem „zeszło na psy”. Nigdy nie wnikałam co sprawiło, że jakość animacji i detali zmalała w takim stopniu- czy cięcia w budżecie czy może chęć oszczędzenia na dobrych tytułach „bo fani i tak będą oglądać”. Uwierzcie mi, ja, zapalona fanka Naruto, oglądająca od kilku lat tę serię, skończyłam oglądanie kilka miesięcy temu bo po prostu tego nie da się oglądać. Przykłady podane są poniżej- jak widzicie zniekształcone twarze, niedopracowany wygląd postaci, człowiek nie wie czy się śmiać czy płakać. Dlatego też słysząc wieść, że Pierrot będzie animowało Tokyo Ghoula, wręcz posmutniałam. Czemu właśnie to anime miało zostać zmasakrowane przez to studio? Szczęście w nieszczęściu Tokyo Ghoul zakończyło się na dwóch sezonach po 12 odcinków przez co widz nie zdążył się zrazić do oglądania tego tytułu.
Ostatecznie w Tokyo Ghoul nie było wielu takich momentów (deformacji twarzy czy dziwna anatomia), co najwyżej niedopracowane tła czy słabo rozrysowane postacie widziane z daleka.
Na szczęście dla nas, widzów, ścieżkę dźwiękową nazwałabym muzycznym arcydziełem. Pasuje do klimatu utrzymywanego w anime i pozwala widzowi wczuć się w akcję. Co więcej sprawia, że przez resztę dnia nie można o niej zapomnieć i nuci się ją tak długo, aż nie znajdzie się czegoś lepszego do roboty. Nie jest zbyt głośna, tworzy idealne tło dla fabuły. Polecam każdemu, nawet jeśli anime nie jest w twoim typie, przesłuchaj sobie kilku piosenek z soundtracku TG, na pewno nie pożałujesz.
Szczerze mówiąc manga wypada o wiele lepiej od anime, lecz w tym przypadku było to nader oczywiste. Byłam pod ogromnym wrażeniem podczas czytania mangi. Ekspresje, fokus na detale, anatomia bohaterów- według mnie doskonałe w każdym calu. Żadnych „yaoi rączek”, ogromnych oczu czy fanserwisu, każdy panel każdego chaptera jest po prostu idealny (w moim skromnym mniemaniu). Pod tym akapitem przedstawiam kilka ulubionych momentów z mangi TG.
Ostatecznie autora serii Tokyo Ghoula porównałabym do Georga RR Martina, autora kultowej sagi „Gry o tron”. Dlaczego? Ze względu jak wiele huśtawek emocjonalnych widzowie przeszli przez obu tych panów. Ja sama podpisuję się pod tym stwierdzeniem, mija drugi tydzień a ja nadal nie mogę się pogodzić z zakończeniem ostatniego odcinka oraz co w nim zaszło. To za wcześnie jak dla mnie *siada w kąciku i cicho płacze*.
A tak na serio- to szczerze polecam i anime, i mangę. Niestety wybór jednego z dwóch ostatecznie może was nie usatysfakcjonować, uwierzcie mi, będziecie chcieć więcej. Wasze szczęście- od kilkunastu tygodni autor kontynuuje publikowanie kontynuacji mangi, wprowadzeni zostają nowi bohaterowie, lecz tych którzy się uchowali z poprzedniej serii też również spotkamy. Uwierzcie mi, mogłabym pisać o tym anime jeszcze i jeszcze, lecz z każdym dodatkowym słowem zwiększa się prawdopodobieństwo, że nie będzie się wam chciało tej recenzji przeczytać. Mam nadzieję, że artykuł wam się podoba oraz że znajdę trochę czasu na pisanie kolejnych recenzji. Gdyby ktoś chciał podyskutować o Tokyo Ghoul, byłby zainteresowany jakimiś fajnymi linkami z informacjami o tytule czy coś, zawsze można do mnie napisać prywatną wiadomość!