Nawigacja
Czytelnia » Recenzje » Great Teacher Onizuka - Recenzja anime
Recenzje
Great Teacher Onizuka - Recenzja anime
Tytuł serii nie kłamie. Onizuka to faktycznie świetny nauczyciel. Choć niestety sama seria - już niekoniecznie


Tytuł: Great Teacher Onizuka; GTO
Rodzaj: Seria TV (43 x 22 min.)
Gatunek: Komedia, Dramat, Okruchy życia,
Premiera: 1999
Wiek: +12




Przede wszystkim, zanim zacznę cokolwiek pisać i być może narażę się na lincz ze strony (sentymentalnych) fanów – zacznę od małego wyjaśnienia. Odbiór GTO oraz jego subiektywna ocena, zależy tutaj przede wszystkim od wieku potencjalnego odbiorcy, jak i tego czy dana osoba odnajduję się w szkolnych komediach. Krótko ujmując - tytuł zdecydowanie skierowany jest do nastoletniej widowni i to ona wyciągnie z tego anime najwięcej treści jak i dobrej zabawy. Widzom nieco już starszym, może się on jawić jako przydługi, komediowy tasiemiec, którego najważniejsza esencja i przekaz mogą być już dawno nieaktualne. Pragnę również zaznaczyć, że sam osobiście bawiłem się podczas seansów naprawdę nieźle. Nie każdy jednak – tak jak to było w moim przypadku – będzie w stanie przedłożyć humor serialu nad jego całkowitą strukturę (z wszelkimi plusami i minusami włączanie). Tak więc, mając na uwadze cały powyższy akapit, najlepiej będzie jeśli potraktuję tę recenzję w sposób jak najbardziej obiektywny.





Eikichi Onizuka, Lat 22, kawaler


Właśnie tak, jak zostało napisane w śródtytule powyżej, zwykł się przedstawiać Onizuka pięknym, młodym dziewczętom. Można by pomyśleć, że ten atletycznie zbudowany blondyn i były członek siejącego postrach gangu motocyklowego, to przebierający w ustawionych do niego kolejkami białogłowych – twardziel. Faktycznie, charakteru i odwagi odmówić mu nie można, ale gdy przychodzi do relacji z płcią przeciwną, okazuję się, iż biedny Eikichi ma nie lada problem ze znalezieniem jakiejkolwiek partnerki (może dlatego, że najbardziej podobają mu się nieletnie uczennice w krótkich spódniczkach?), a do tego jest... prawiczkiem (co sam uważa za lekki wstyd w jego wieku). Aby odmienić coś w swym rozmarzonym i wypełnionym chuligaństwem życiu, postanawia zostać nauczycielem klas akademickich. Niestety jednak, zamiast spełnienia wyobrażeń o umawianiu się z wdzięcznymi studentkami, dostaje on pracę w prywatnym zespole szkół Kichijōji, a pod opiekę zostaje mu przydzielona owiana złą reputacją klasa gimnazjalna 3-4. W tym momencie odcinki pilotowe się kończą, a my dostajemy szansę na udział w kilku mocno niekonwencjonalnych lekcjach, prowadzonych pod patronatem najlepszego szkolnego wychowawcy jaki chodził po tej ziemi

Lekcja Organizacyjna


Anime zostało rozpisane na czterdzieści trzy odcinki - po około dwadzieścia minut każdy. W czasie tym, widz ma okazję do zapoznania się nie tylko z samym Onizuką, ale i resztą pracującej w szkole kadry. Młoda i urodziwa Azusa Fuyutsuki, wicedyrektor Hiroshi Uchiyamada (robiący za pewnego rodzaju czarny charakter) czy zawsze przychylna w stosunku do głównego protagonisty, dyrektorka Sakurai – to tylko nieliczni z szeregu występujących tu osobistości. Najważniejsi w tym wszystkim, są jednak uczniowie z klasy Eikichiego - to tak naprawdę wokół nich skupiona jest główna oś fabularna tejże serii. Praktycznie za każdym z podopiecznych Onizuki stoją jakieś mniejsze lub większe problemy natury społeczno - psychologicznej, z których rozwiązaniem jego młodociani wychowankowie nie potrafią sobie do końca poradzić. A są to między innymi: trudne sytuacje rodzinne, traumatyczne przeżycia, pierwsza, szkolna miłość czy nawet wyalienowanie albo mobing - a i to nie koniec problemów. Trzeba wam wiedzieć, że osławiona klasa 3-4 ma nie lada powód do tego, aby nauczycielom nie ufać i szczerze ich nienawidzić (jaki to powód – tego zdradzić oczywiście nie mogę). Tak więc nie dość, że nowo mianowany belfer będzie musiał pracować z trudną do utrzymania w ryzach młodzieżą, to jeszcze zmagać się z wszelkiego typu próbami sabotażu jego stanowiska i nauczycielskiego autorytetu. Całe szczęście Onizuka - czego trudno nie zgadnąć - z typowym nauczycielem ma tyle wspólnego, co nauka z dobrą zabawą. Sam jest kompletnie niedouczony, a na dodatek jego uliczne, bezpośrednie zachowanie w stosunku do innych ludzi - nie raz i nie dwa - ściągnie na niego uwagę całej rady pedagogicznej. Jak w takim razie odnajdzie się on w szkolnym środowisku i poradzi z tyloma kłopotami? Jakie będą jego relacje z innymi pracownikami szkoły? I wreszcie – czy uda mu się porozumieć ze swoimi uczniami? Tego dowiecie się, jeśli razem z nim, dotrwacie do ostatniej lekcji.

Klasowy żartowniś

Troll face'y w GTO - lepszych w anime jeszcze nie widziałem.

Napomknąłem na wstępie recenzji, iż tytuł urzekł mnie oferowanym przez autorów poczuciem humoru. Otóż jest on absolutnie przerysowany, a niekiedy - wręcz absurdalny. Niemal przez cały czas, atakowani jesteśmy komicznymi scenkami i zachowaniami czy rozbrajająco szczerymi i uszczypliwymi dialogami. Twórcy nie hamują się w wyolbrzymianiu pewnych reakcji bohaterów, a także nie boją się przekraczać (tutaj oczywiście w granicach zdrowego rozsądku) tematów, stanowiących dla większości ludzi tabu. Nie jest więc niczym dziwnym sytuacja, w której ktoś zbiega po ścianie budynku albo też dostaje ciężkim, rozpędzonym przedmiotem w głowę i wychodzi z tego bez szwanku. Dodatkowo, wszystko to jest zmieszane z niemal dramatyczną w co niektórych momentach powagą i dla niektórych osób, może być nieco ogłupiające. Kluczem do uporania się z taką konwencją jest całkowite nastawienie się na umowność i nie czepianie się na siłę. Taki już jest klimat tego utworu.

Wypadałoby również wspomnieć o całej gamie niezwykle zabawnych ,,troll-faceów'', stanowiących w serialu ciekawy zabieg komediowy, a którymi to hojnie obdarzono sporą część przewijających się przez ekran postaci. Ilekroć widziałem Onizukę przybierającego minę rodem z internetowego panteonu memów – szeroki, szczery uśmiech mimowolnie pojawiał się na moich ustach. Poza tym, bardzo duża część serialowego humoru oparta jest na auto-dialogach i innych ,,grymasach myślowych'', skrycie wypowiadanych przez niemal wszystkich istotniejszych tu bohaterów (prym wiedzie wicedyrektor). Najważniejsze, że nie wypychają one bezsensownie czasu antenowego tylko autentycznie – bawią.
Jak widać, humor potrafi być zupełnie odrealniony.


Chciałbym się również odnieść do istoty samego fanserwisu. Zdecydowanie widać, że jest on oparty na modnych czy kontrowersyjnych tematach, będących na tapecie jakieś piętnaście lat temu - czyli jednym słowem - w czasach powstawania serialu. I choć pewnie Ameryki tym stwierdzeniem na nowo nie odkryłem, chciałem tylko dodać, że miło jest pośmiać się z bardziej przyziemnych i prozaicznych spraw, w klimacie nie skażonym jeszcze tak bardzo wszędobylską cyfryzacją czy satyrycznymi odniesieniami do mediów i globalnej polityki jakimi to zalewa nas wiele wypuszczanych w dzisiejszych czasach produkcji.

Podsumowując ten krótki rozdział recenzji, można stwierdzić dwie rzeczy. Po pierwsze - tutejsza komediowość zdaję się być mocno już archaiczna i bazująca w głównej mierze na dość trywialnych aspektach życia. Po drugie - ani odrobinę nie przekracza ona dopuszczalnych w komediach granic banału i przyzwoitości.


Uwagi do dzienniczka


Jest kilka błędów, które zdecydowanie obniżają produkcji ocenę za całokształt. Najpoważniejszy z nich i jednocześnie najgorsze co mogło się tej serii przytrafić, to nierówny poziom jakości poszczególnych epizodów. Gdzieś od połowy – aż do samego końca – zbyt często zdarzają się odcinki zwyczajnie nudne i naciągane jak i takie, których finał okazuję się być nie do końca zrozumiały, lub bardzo oszczędnie wyjaśniony. Pozostawia to spore uczucie niedosytu i rozczarowania. Tym bardziej, że początek jest naprawdę udany i zachęca do dalszego oglądania.
Czasami naprawdę można załamać ręce, widząc banał lejący się z niektórych odcinków.

Kolejna bolączka kryje się w zbyt dużej schematyczność serialu. Poza wspomnianym chwilę temu początkiem i naprawdę niezłą końcówką, każdy jedno lub dwuodcinek robiony jest pod niemal ten sam, identyczny wzór: ktoś ma problem - robi się niebezpiecznie - Eikichi wszystkich ratuje / wszystkim pomaga. Wyjątek stanowi główna oś fabularna, która to z resztą mogłaby być bardziej rozbudowana i poruszana z większą częstotliwością. Nadałoby to całej bajce zdecydowanie więcej dramatyzmu oraz świeżości.

Dość problematyczną może okazać się także długość całej serii. Chociaż same odcinki, w gruncie rzeczy ogląda się bardzo płynnie i bez utraty spójności nawet po dłuższej przerwie - to mimo wszystko przerwy te w przypadku zaliczania GTO, są jak najbardziej wskazane. Nie oszukujmy się – to nie seria shounen czy trzymający w napięciu kryminał. Fabuła niby jest – i nie jest zła - ale istnieje tutaj tylko po to, by dawać jakikolwiek powód do przedstawiania puent na koniec poszczególnych epizodów. Scenariusz również nie przyprawia o szybsze bicie serca. Wszystko toczy się w dość leniwym tempie, a jak na tak spory okres trwania całości oraz wyeksploatowaną do granic możliwości tematykę – niektórym, może się na dłuższą metę wydać zbyt monotonnym (nie mówiąc już o zaliczaniu wszystkiego na jedno, lub dwa podejścia).


Lekcja sztuki


Opisując grafikę i animację tytułu, dałoby radę zmieścić się w dwóch słowach podsumowania i całkowicie zamknąć temat. Słowa te, to: prostota i budżetowość. Jednakże ocenę za oprawę wizualną podciągają niezwykle kluczowe detale, takie jak wymienione parę akapitów temu ,,troll-face'y'' czy wysokiej klasy openingi. Przy tych drugich, wykorzystano z resztą wpadające w ucho kawałki zespołów L'Arc~en~Ciel i Porno Graffitti. Poza tym, muzyka w GTO to w ogóle dość ciekawa i jakże trafna kombinacja utworów, która bardzo dobrze komponuje się z tym, co aktualnie dzieje się na ekranie. Przeważają oczywiście melodie dość lekkie, o mało rozbudowanej lini melodycznej, ale za to mocno charakterystyczne i podkreślające ogólny charakter serii.

Wracając jeszcze na moment do grafiki. Odniosłem na tym polu wrażenie, jakoby twórcy przesadzili z jasnymi kolorami (zwłaszcza z żółtym), czego skutkiem jest dość mocno bijąca po oczach jaskrawość. Niezwykle często łapałem się na tym, że zamiast patrzeć w telewizor – spoglądam na znajdującą się za nim ścianę. Takie rozjaśnienie palety barw, potrafi być dla wzroku bardzo męczące.


Świadectwo bez paska


Great Teacher Onizuka w wykonaniu animowanym to moralizatorska komedia, opowiadającą o perypetiach nauczyciela łamiącego wszelkie szkolne konwenanse. Nie uświadczymy tutaj niezwykle intrygujących postaci pierwszo czy drugoplanowych, dynamicznych zwrotów akcji, ani też przesadnie błyskotliwego poczucia humoru. Ale to całkowicie nieistotne. Dostajemy bowiem niesamowicie charyzmatycznego Eikichiego Onizukę, dzięki któremu każdy aspekt gatunku schodzi na dalszy plan, lub nabiera zupełnie nowego znaczenia. Jednak, gdyby tak poświęcić więcej uwagi tym wszystkim niedomagającym elementom – to kto wie, może zamiast z dziełem ,,tylko kultowym'' mielibyśmy dziś do czynienia z dziełem ,,wybitnym''.

Oceń artykuł:
Przeczytaj więcej o:
Komentarze
Nie posiadasz zezwoleń do pisania komentarzy.
Od najstarszych Strzałka w dół Od najnowszych Strzałka w górę
0
kondzik33 4 Października 2015r. 11:33
Jak coś to bardzo polecam to anime fajne
Nie posiadasz zezwoleń do pisania komentarzy.
Strona fanów japońskiej popkultury On-Anime 2009 - 2024
Napędzana przez autorski skrypt On-Anime 4, wykonany przez jednego z największych leni na świecie.