
Sezon: Wiosna 2016
Gatunek: Dramat, Fantasy, Psychologiczne, Thriller
Liczba odcinków: 25
Re:Zero kara Hajimeru Isekai Seikatsu powstało na podstawie ciągle publikowanej light novel autorstwa Tappei Nagatsuki'ego i Shinichirou Ootsuki. Już po samych gatunkach widać, że bajka zapowiada się na mieszankę iście wybuchową. Osobiście dodałabym do tego zestawu romans. Sztampowy romans, który poprowadził to anime w złym kierunku, ale o tym za chwilkę… Z powyższych informacji możemy jeszcze wywnioskować, że seria powinna być na względnie wysokim poziomie od strony technicznej. W końcu to White Fox (Steins;Gate, Akame ga Kill), więc nie w kij dmuchał. Kilka tych hipotez wysunęłam na samym początku, sprawdźmy jak to się ma do rzeczywistości.
O czym to ta popularna seria (z oceną 8,72/10 na MAL, sic!) jest? Proszę Was - o wszystkim, co w anime można spotkać (nawet trapa tutaj mamy)... Księżniczki, czarodziejki, elfy, pętle czasowe, wiedźmy, sekty, magiczne przedmioty, walki o tron, rycerze, panienki do ratowania, miłość, przyjaźń, poddaństwo, smoki, potwory – uwierzcie mi, do jutra mogę wymieniać elementy, które to anime zawiera. Jak sami widzicie, od wyboru do koloru. Świat przedstawiony w serii naprawdę cieszy oko.

Już od samego początku historia leci szaleńczym tempem - miliony zwrotów akcji, cała masa zaskoczeń i sporo krwi. Z pewnością nie da się usiedzieć przy ekranie spokojnie. Ta nieobliczalność Re:Zero to największa zaleta. Aż do ostatnich chwil nie mogłam przewidzieć jak to się skończy. A skończyło się - w mojej ocenie - beznadziejnie kiepsko, ale nie będę drążyć, sami sobie zobaczcie. Oprócz przeciętnego zakończenia, fabuła ma sporo dziur. Tyle szczęścia, że twórcy całkiem zręcznie zakrywają te dziury drewnianymi kładkami (czyt. ogromnymi dawkami wydarzeń) i ostatecznie da się przejść przez całą serię. Zawrotne tempo bardzo dobrze zatuszowało wszystkie niedomówienia, niestety zaraz po końcówce wracają ze zdwojoną siłą. Pytań została cała masa, bo ostatnie minuty czasu antenowego poświęcono na bzdury (to tylko moje zdanie, wielu ludzi chwali te rozwiązanie).


Na ekranie dzieje się naprawdę sporo, mimo tego twórcy świetnie sobie poradzili z grafiką. Bardzo trudno się do czegokolwiek przyczepić. Kreska jest wyjątkowo estetyczna, a tła przepiękne. Bohaterowie są charakterystyczni i perfekcyjnie zaprojektowani. Jeśli chodzi o muzykę, to nie można powiedzieć, że Jin Aketagawa (AnoHana, High School DxD, Shigatsu wa Kimi no Uso) zawalił sprawę, jednak z pewnością nie jest to jego popisowy numer. Ścieżka dźwiękowa jest odpowiednia i dograna, ale brakuje jej czegoś charakterystycznego, tego „pazura”. Wartym uwagi elementem jest pierwszy opening - animacja piekielnie mi się podoba, a utwór Konomi Suzuki pt. Redo to coś wspaniałego. Ten opening jak na razie plasuje się u mnie na trzecim miejscu wśród tegorocznych (zaraz po wejściówkach z Boku Dake ga Inai Machi i Joker Game). Drugi opening i dwa endingi są na przyzwoitym poziome – da się popatrzeć i posłuchać, ale wychwalać już nie zamierzam.
TL;DR
Re:Zero można kilka rzeczy zarzucić - w szczególności daleką od ideału fabułę i bohatera osła. Co więcej, niektóre postacie, mimo sporego wpływu na wydarzenia, nie dostały zbyt wiele czasu, nie pozwolono nam ich lepiej poznać. I to mnie w tej serii najbardziej boli. Poza tym fabuła leci jak szalona i jeśli się cofa, to tylko po to, aby nabrać jeszcze większego rozpędu. Być może drugi sezon rozwiałby moje wątpliwości co do wydarzeń, ale na razie nie mamy oficjalnych zapowiedzi, więc nie będę gdybać. Świat fantasy przedstawiony w anime to zbiór dosłownie wszystkiego i wspaniale się na to patrzy. Oprawa graficzna zachwyca, a muzyka nie przeszkadza niczemu i nikomu. Overrated chłam czy rzeczywiście dobra bajka? No cóż, oceny są zawyżone (osobiście daję 7,5/10), jednak z pewnością żaden chłam. Szczerze polecam wszystkim, którzy są choć w najmniejszym stopniu zainteresowani. A poza tym wystarczy spojrzeć na zapowiedzi nowych serii sezonu jesiennego… I od razu w Re:Zero zobaczycie jedno z ciekawszych animców ostatnich sezonów.