Każdy z nas zastanawiał się chociaż raz w życiu jak funkcjonowałoby się w innym świecie, którego fundamentem naszego przychodu byłoby wykonywanie zadań pokroju gier RPG. Konosuba, jak w przypadku innych tytułów anime, wydaje się nie odbiegać od sztampowości. Kazuma – bohater serii - w skutek incydentu z pojazdem, będący uwarunkowany chęcią uratowania dziewczyny przed wypadkiem, zostaje przeniesiony do równoległego świata w celu zmierzenia się z władcą demonów. Zadanie zdaje się być proste – szczególnie, gdy uwzględnimy fakt, iż jest to liniowa forma fabuły, jednakże autor pokusił się połączyć gatunek fantasy z komedią, dzięki czemu stworzył wspaniałą synergię.
Zanim przejdę do dalszej recenzji, pozwolę sobie sparafrazować Giambattiste Marina, który twierdził, że osoba która nie potrafi zaskakiwać swoimi dziełami powinna wrócić do stajni. Akatsuki Natsume, czyli autor omawianej przeze mnie animacji, zdaje się mieć w świadomości tę zasadę i stosuje się do niej ortodoksyjnie, dzięki czemu każdy odcinek ma w sobie nietuzinkowe poczucie humoru. W głównej mierze jest to zasługa reakcji bohaterów na określone wydarzenia. Warto zaznaczyć, iż o ile w nowych produkcjach autorzy starają się wymusić na widzu syndrom: „jeszcze jednego odcinka”, o tyle każdy odcinek „Konosuby” nie wywołuje tego uczucia na siłę (czyt. kończenie odcinka w najciekawszym momencie), a poprzez chęć poznawania kolejnych przygód protagonisty. Akcja rozgrywa się dość dynamicznie – było to szczególnie widoczne w pierwszym sezonie, dzięki czemu nie odczułem ani przez chwilę monotonii serii.
Animacja jest niczego sobie. Świat w którym prosperuje Kazuma jest interesujący, a to za sprawą fauny jak i miejsc, które przyjdzie nam oglądać. Warto również zwrócić uwagę na niewerbalną mowę bohaterów, która jest przedstawiana poprzez hiperbolizowaną mimikę twarzy. Jeżeli spojrzymy na ten element przyjmując za skalę inne japońskie animacje - szybko dojdziemy do wniosku, że jest to tani chwyt stosowany przez twórców, jednakże w tej serii nie mogło go zabraknąć.
Inną kwestią są bohaterowie, a mianowicie ich charaktery, Każdy z nich ma swoją unikatową osobowość, która w żadnym wypadku nie razi, a wzbudza empatię. Ot egoizm i sarkastyczność głównego bohatera, naiwność i raptowność najpotężniejszego członka drużyny jakim jest Aqua, poprzez arcymaga spoglądającego na świat przez pryzmat najpotężniejszej magii eksplozji, na perwersyjnym krzyżowcu kończąc. Można by pomyśleć, że między postaciami będą pojawiać się antagonizmy skutkujące rozpadnięciem drużyny, jednak nic z tych rzeczy. Ich zachowanie przypomina raczej starych, dobrych przyjaciół, którzy – pomimo popełnianych błędów – ostatecznie nie zostawiają reszty. Warto również napomnieć, iż członkowie drużyny Kazumy nie są wykastrowanymi z instynktu samozachowawczego lemingami, co przekłada się na ich intratne dla serii zachowanie.
Zgrzeszyłbym, gdybym zapomniał wspomnieć o muzyce, która była dla omawianego przeze mnie tytułu, tym czym jest sól w wielu potrawach. Piętnowała ona, i tak już wspaniałą, komediową oprawę całej serii. Wspaniale wpisywała się w kluczowych momentach wprowadzając podniosłość, humor lub element relaksu.
Konkluzja może być tylko jedna – anime jest dość odważne i pomimo mojego apoteozowania na jego temat może nie przypaść każdemu do gustu ze względu na prosty humor. Z drugiej jednak strony należy zadać sobie pytanie czy aby na pewno musimy cały czas obcować z materiałem nastawionym na patos? Sądzę, że warto od czasu do czasu pozwolić sobie na tak miłą odskocznie.
Zanim przejdę do dalszej recenzji, pozwolę sobie sparafrazować Giambattiste Marina, który twierdził, że osoba która nie potrafi zaskakiwać swoimi dziełami powinna wrócić do stajni. Akatsuki Natsume, czyli autor omawianej przeze mnie animacji, zdaje się mieć w świadomości tę zasadę i stosuje się do niej ortodoksyjnie, dzięki czemu każdy odcinek ma w sobie nietuzinkowe poczucie humoru. W głównej mierze jest to zasługa reakcji bohaterów na określone wydarzenia. Warto zaznaczyć, iż o ile w nowych produkcjach autorzy starają się wymusić na widzu syndrom: „jeszcze jednego odcinka”, o tyle każdy odcinek „Konosuby” nie wywołuje tego uczucia na siłę (czyt. kończenie odcinka w najciekawszym momencie), a poprzez chęć poznawania kolejnych przygód protagonisty. Akcja rozgrywa się dość dynamicznie – było to szczególnie widoczne w pierwszym sezonie, dzięki czemu nie odczułem ani przez chwilę monotonii serii.
Animacja jest niczego sobie. Świat w którym prosperuje Kazuma jest interesujący, a to za sprawą fauny jak i miejsc, które przyjdzie nam oglądać. Warto również zwrócić uwagę na niewerbalną mowę bohaterów, która jest przedstawiana poprzez hiperbolizowaną mimikę twarzy. Jeżeli spojrzymy na ten element przyjmując za skalę inne japońskie animacje - szybko dojdziemy do wniosku, że jest to tani chwyt stosowany przez twórców, jednakże w tej serii nie mogło go zabraknąć.
Inną kwestią są bohaterowie, a mianowicie ich charaktery, Każdy z nich ma swoją unikatową osobowość, która w żadnym wypadku nie razi, a wzbudza empatię. Ot egoizm i sarkastyczność głównego bohatera, naiwność i raptowność najpotężniejszego członka drużyny jakim jest Aqua, poprzez arcymaga spoglądającego na świat przez pryzmat najpotężniejszej magii eksplozji, na perwersyjnym krzyżowcu kończąc. Można by pomyśleć, że między postaciami będą pojawiać się antagonizmy skutkujące rozpadnięciem drużyny, jednak nic z tych rzeczy. Ich zachowanie przypomina raczej starych, dobrych przyjaciół, którzy – pomimo popełnianych błędów – ostatecznie nie zostawiają reszty. Warto również napomnieć, iż członkowie drużyny Kazumy nie są wykastrowanymi z instynktu samozachowawczego lemingami, co przekłada się na ich intratne dla serii zachowanie.
Zgrzeszyłbym, gdybym zapomniał wspomnieć o muzyce, która była dla omawianego przeze mnie tytułu, tym czym jest sól w wielu potrawach. Piętnowała ona, i tak już wspaniałą, komediową oprawę całej serii. Wspaniale wpisywała się w kluczowych momentach wprowadzając podniosłość, humor lub element relaksu.
Konkluzja może być tylko jedna – anime jest dość odważne i pomimo mojego apoteozowania na jego temat może nie przypaść każdemu do gustu ze względu na prosty humor. Z drugiej jednak strony należy zadać sobie pytanie czy aby na pewno musimy cały czas obcować z materiałem nastawionym na patos? Sądzę, że warto od czasu do czasu pozwolić sobie na tak miłą odskocznie.