Nawigacja
Czytelnia » Artykuły » Code Geass R1 - Z perspektywy czasu
Artykuły
Code Geass R1 - Z perspektywy czasu
Analiza jednej z ciekawszych na przestrzeni lat serii. Dość subiektywnie.
W każdej branży zajmującej się wydawaniem tworów kulturowo-rozrywkowych zdarzają się momenty, kiedy to na świat wypuszczone zostają dzieła, które z miejsca zdobywają status megahitów i bestsellerów. Jeżeli chodzi o szeroko pojętą japońską filmografię, to czasem takim okazała się bez wątpienia końcówka roku 2006. Był to okres istnie wybuchowy. W szranki o miano najlepszej serii animowanej stanęły takie tytuły jak ,,Death Note'' czy ,,Ouran High School Host Club''. Ciężko jest wytypować bezwarunkowego zwycięzce, tym nie mniej, podium zawsze składa się z trzech kluczowych miejsc. Czy historia o >młodym gniewnym< ma szansę zająć jedno z nich? Moim zdaniem jak najbardziej tak.

The Day a New Demon Was Born*

Świat wykreowany przez studio Sunrise nie jest miejscem dla mięczaków. Tutaj zgodnie z główną ideologią światowego dyktatora i postaci grającej pierwszej skrzypce tego złego - Imperatora Charlesa zi Britannia - przetrwać mogą tylko najsilniejsi.Podczas pierwszego odcinka sposobem przypominającym dokument telewizyjny, narratorka informuje nas, że dnia 10. sierpnia 2010 roku, Nowe Imperium Brytyjskie wypowiedziało wojnę Japonii, która to nie zgodziła się na wygórowane warunki dyplomatyczne nowo powstałego supermocarstwa. Do walk lądowych użyte zostały nowoczesne maszyny bojowe :Rycerze mroku. Wyspa japońska uległa przewadze technologicznej i stała się pozbawionym praw autonomicznych terytorium Brytanii - Strefą 11.Tło fabularne zostaje zarysowane. Przychodzi moment, w którym odbiorcy zapoznają się z głównymi bohaterami serii. Mowa o Lelouchu Lamperougu oraz Suazkim Kururugi.Poznajemy ich w dość niezwykłych okolicznościach, kiedy obaj z nich zostają zamieszani w pościg za okolicznymi rebeliantami. Pierwszy z nich, uczeń prestiżowej akademii Ashford, widząc rozbitą ciężarówkę ściganą przez siły porządkowe, postanawia bez większego namysłu pomóc rannym pasażerom. Niestety jednak w wyniku kolejnych zdarzeń i parunastu wybuchów później, kierowca tegoż pojazdu ginie.Odbezpiecza przy okazji transportowany przez siebie ładunek – tajemniczą, ściśle tajną broń, prawdopodobnie nowoczesny gaz bojowy. Na scenę wkracza drugi z głównych bohaterów historii, Suzaku. Przebrany w uniform jednostki specjalnej zakrada się do wozu z zamiarem obezwładnia młodzieńca. Po ostrej wymianie zdań rozpoznaje w Lelouchu swojego przyjaciela z odległych lat. Sytuacja zaczyna się niestety zaogniać, a na dodatek kapsuła, w której mieści się broń, zaczyna się otwierać. Lulu(dla przyjaciół) i szeregowy Kururgi zamknięci w naczepie razem z tąże bronią zginęliby niechybnie, gdyby nie to, że okazała się ona być piękną kobietą o długich, zielonych włosach. Piękną i martwą. Dość powiedzieć, że gdy na miejsce przybyli imperialni (z rozkazem zabicia postronnych świadków) ta postanowiła zasłonić Leloucha swoim ciałem. Ranny zostaje także Suzaku. Kiedy studenta od śmierci zaczynają dzielić już tylko nerwowe sekundy, między nim, a wydawałoby się martwą dziewczyną zawarty zostaje pakt, dzięki któremu bohater obdarzony zostaje niezwykłą mocą zwaną Geass. Używając jej, może on wydać dowolnemu człowiekowi bezwzględny rozkaz. W tym podbramkowym położeniu, brzmi on oczywiście - rozkazuje wam zginąć.

His Name Is Zero

Właśnie w taki sposób zaczyna rodzić się legenda. W miarę trwania kolejnych odcinków Lamperouge zaczyna poznawać i uczyć się wykorzystywania swojej nowo nabytej zdolności. Postanawia do tego zniszczyć całe brytyjskie imperium oraz zbudować świat, w którym jego niewidoma siostra Nanally mogłaby żyć w spokoju i bez obaw o własne życie. Nie zrobi tego jednak samodzielnie. Pomogą mu w tym niepokorni bojownicy o wolność swojego kraju, z którymi to Brytyjczyk dość szybko zawiąże przymierze i równie szybko zostanie ich charyzmatycznym przywódcą. Najlepsze jest to, że nikt nie zna tożsamości Leloucha. Z oczywistych względów, postanawia on zakryć swoją twarz maską i przybrać pseudonim ZERO. Cóż, brzmi to troszkę naiwnie prawda? Ale takie nie jest. Motywacja bohatera jest silnie uzasadniona i bynajmniej nie banalna. Lulu jest 17 w kolejce do tronu imperium księciem, a jego prawdziwe imię brzmi: Lelouch vi Britannia. Los jednak sprawił, że był naocznym świadkiem, politycznie ukartowanego morderstwa swojej własnej matki. Wydawać by się więc mogło, że mamy tutaj do czynienia z klasycznym wątkiem zemsty. Unika on jednak bycia oklepanym, dzięki niesamowicie zdecydowanej i jednocześnie spokojnej postawie Lulu oraz jego walki ewoluującej w coś znacznie bardziej złożonego, aniżeli tylko chęć czystego odwetu. Należałoby również zaznaczyć, bardzo ludzkie podejście bohatera do postrzegania dobra i przyziemnych spraw, w sytuacjach kiedy nie nosi on maski i jest zwykłym, normalnym człowiekiem - bratem i przyjacielem. Jest to osoba która czuje, myśli, doznaje miłości, na swój sposób kocha oraz odczuwa ból i zaznaje upokorzeń. Ujawnia nam to, że pod uszytym z pragmatyczności i chłodnego analityzmu strojem Zero, tli się iskra człowieczeństwa. Jest to bohater nie wpadający w sztampę, bardzo niejednoznaczny i strasznie ciężko go zaszufladkować do jakiejkolwiek kategorii wśród klasycznych schematów bohatera. Twórcom udało się stworzyć bardzo wiarygodną i budzącą silne kontrowersje postać. Środki i droga jaką obiera on w dążeniu do swojego celu są drastyczne i tak śmiałe, że śmierć jednostek czy postronne ofiary, stają się tylko suchymi kalkulacjami i koniecznym ryzykiem w realizacji celu. Rzetelności postaci dodaje również fakt, że młodzik jako swoje hobby i zarazem sposób na dorywczy zarobek, od zawsze traktował grę w szachy z zamożnymi szlachcicami. Ćwiczył swój przenikliwy umysł i wszelkie możliwe strategie przez całe swoje dzieciństwo, co estetycznie tłumaczy jego szybkie odnajdywanie się na polu bitwy i błyskawiczną adaptację warunków bojowych, nie biorąc się z przysłowiowego ,,powietrza''.

The White Knight Awakens

Całkowitym przeciwieństwem Vi Britanni jest Suzaku. Stanowi on dla nieprzebierającego w działaniach Zero, niesamowitą przeciwwagę. Wyszkolony od najmłodszych lat na żołnierza idealnego, przyjaciel Leloucha jest bohaterem, o którym widz może mieć dużo bardziej sprecyzowane wyobrażenie. Jest on wzorowany na typ człowieka idealisty, dla którego życie innych ludzi jest ważniejsze od swojego własnego. Tak samo jak jego zamaskowany przyjaciel, Kururgi także postanawia zakończyć dyktatorski rządy wyspiarskiego najeźdźcy. Pragnie on tego jednak dokonać, zmieniając imperium od środka. Przypomnijmy, że jest jedenastostrefowcem wyniesionym do statusu ,,Honorowego Brytyjczyka'', co mu sprawy nie ułatwia. Mimo to, jego zmagania i trwanie przy swoim w pewnym czasie zaczyna przynosić efekty. Do tego nie zostaje on osamotniony w swych marzeniach i w miarę pojawiania się w bajce nowych osobowości, zaczyna od nich uzyskiwać pomocną dłoń oraz duchowe wsparcie. Jakoś w połowie serii jednak (za co ogromny szacun), w głowie zaczynają kłębić się wątpliwości – czy wszystko to, co oni wyprawiają nie jest tylko lawirowaniem między większym, a mniejszym złem? Która ścieżka jest okupiona mniejszym rozlewem krwi? I czy w ogóle jest w tym wszystkim jakakolwiek słuszność? Serial tak zręcznie manipuluje wydarzeniami i skutkami działań protagonistów, że nierzadko podczas oglądania zastanawiałem się, czy może aby źle nie oceniłem charakterów, każdej z poszczególnych tutaj postaci. Decyzje z jakimi idzie im się mierzyć wraz z idącymi z nimi w parze konsekwencjami, zaczynają mocno oddziaływać na ich psychikę, wystawiając na próbę ich silną wolą i obarczają ogromną odpowiedzialnością. Seria ta naprawdę zmusza do przemyśleń i nie wyobrażam sobie nikogo, kto to by ją oglądając nie zaczął zastanawiać się nad sensem prowadzenia wojen (to tak w skrócie-z tego anime można naprawdę wyciągnąć wiele innych, przygnębiających, wielowymiarowych refleksji). Przykład chociażby na samym Kururgim i jednej z ciekawszej wymiany zdań między nim, a Doylem (ekspertem od spraw technologi):
K:-It is justice?!
D:-Hey, hey i hope you are not going to start spouting some embarassing theory, about the nature of justice.
We are soldiers after all...


Mistrzowska riposta rzekłbym.Bo nie ma to jak zabijający na rozkaz żołnierz z pobudzonym sumieniem.

The Princess and The Witch

Code Geass to nie tylko peryferie dwóch młodych przyjaciół o jakże odmiennym zdaniu. To również cała plejada przewijających się postaci drugo i trzecioplanowych gdzie co najmniej połowa z nich, zasłużyłaby na osobny akapit opisu. Wspomnę tylko o tych najbardziej istotnych: zielonowłosa C.C – tajemnicza kobieta i swego rodzaju strażnik Leloucha, ukrywająca coś znacznie więcej niż tylko historię koloru swoich egzotycznych włosów; Kallen – niesamowicie zahartowana, prowadząca podwójne życie rebeliantka; prostolinijny uczony - Doyle; główny antagonista serii - Charles zi Britannia czy imperialne księżniczki Euphemia i Cornelia. Zresztą te dwie ostatnie wyjątkowo przypadły mi do gustu. Euphie, troszkę naiwna ale o wielkim sercu, pragnie dyplomatycznych, pokojowych rozwiązań i zmierza do tego, aby ludzie w strefie 11 nie byli zastraszonymi niewolnikami w swoim własnym kraju. Jej dużo starsza siostra, imponuje z kolei swoją dojrzałością, zdecydowaniem oraz zaradnością co nie raz i nie dwa udowadnia, siedząc za sterami wielkiego robota i spuszczając łomot co bardziej narwanym rebeliantom. Jest ona też pierwszym, poważniejszym i inteligentniejszym przeciwnikiem z jakim mierzy się Zero. Scenarzyści wprowadzili również szereg osobników, a także istot, (no, po prostu kota – Artura) których rolą jest wprowadzenie lekkiego spokoju pomiędzy kolejnymi scenami wraz z daniem odbiorcy chwili czasu do namysłu i poukładania wątków. Jeżeli chodzi o sam fanserwis – jest i występuje w dość doraźnych dawkach, co wychodzi całej twórczości na dobre. Ważniejsze jednak, że nie jest on nachalny, przegięty i głupawy. Dlatego też czas jemu poświęcony, nie irytuje. W animacji takiej jak ta - o dość poważnym wydźwięku, mógłby on zwyczajnie zrujnować klimat opowiadanej tu historii. Oczywiście, jak to w każdej dobrej opowiastce bywa nie mogło zabraknąć i wątku miłosnego, a przynajmniej jego namiastki. Tym niemniej, nie jest on tutaj jakoś niesamowicie rozdmuchany i stanowi raczej narzędzie podsycające szereg różnego rodzaju uczuć, które seria wywołuje w innych, bardziej drastycznych wydarzeniach. Jeśli mowa już o uczuciach oglądającego. Lelouch of the rebellion potrafi naprawdę zatrząść główką, powodując co u wrażliwszych nawet i podejrzewam - potok łez. Jest to dramat, nie oszukujmy się. Praktycznie każda ze stworzonych tutaj person nie była mi obojętna i kiedy ktoś ginął lub doznawał ciężkich przeżyć – autentycznie było mi go żal. Tym bardziej, że bardzo trudno osądzać tutaj bohaterów za ich uczynki. Niemalże każdy balansuje gdzieś w szarej strefie moralności popełniając ludzkie błędy, albo też po prostu ugina się pod ciężarem dylematów i własnych problemów. Uniknięto na szczęście przejścia dramatyzowania w tragizm. Kiedy już jednak dramat przychodzi to jest celny, precyzyjny i uderza z mocą pędzącego pociągu. Następnie zostawia cię na pewien czas, byś mógł(mogła) odbudować nadszarpnięte (a czasem i totalnie zniszczone) bariery emocjonalne, aż do momentu gdy zawróci i znów nadjedzie z niespodziewanego kierunku.

Guren Dances

Biorąc na warsztat oprawę audiowizualną oraz inne czynniki czysto techniczne można zmieścić się w jednym stwierdzeniu – jest bardzo dobrze. Patrząc na stworzonych bohaterów, widać od razu, że dużą wagę przyłożono do wyjątkowości i niepowtarzalności, każdego z nich. Nie ma tutaj ataku klonów czy sytuacji, w których sporo czasu antenowego zajmowałyby torsy przebrane w ten sam kombinezon (albo inny mundurek szkolny) z wyróżniającą się tylko i wyłącznie buźką. Postarano się nawet o to, by każdy miał w miarę inne i różniące się proporcje anatomiczne. A co z mechami i innymi pojazdami opancerzonymi? Odnoszę wrażenie, że sceny w których toczą się ich batalie, czy po prostu kadry, kiedy one występują, zostały przez grafików specjalnie stonowane i wyciszone. Paleta barw i malowania wielkich robotów (w tym samych wybuchów) są niejako przyciemnione i pozbawione kontrastu, dosłownie jak gdyby twórcy nie chcieli by spektakl przerodził się w pstrokatą, noworoczną imprezę sylwestrową. Osobiście, bardzo mi się ten zabieg podoba ponieważ (choć no mówię- nie wiem czy był zamierzony) sprawia, że maszyny odgrywają tutaj rolę do której zostały tak naprawdę stworzone, czyli do wdrażania praktycznej strony planów swoich pilotów. Uniknięto do tego przydługich monologów wprost z kokpitów i transformerowej gestykulacji – w końcu z robotów są marni aktorzy. Ale bez obaw. Mechy nie zostały potraktowane po macoszemu i w dalszym ciągu są szczegółowe, odpowiednio ,,kosmiczne'' oraz posiadają namacalny ciężar ruchu z pewną dozą bezwładności. Wrażenie robią zwłaszcza pilotowany przez Kallen Guren mk.2 do pary z Suzakowym Lancelotem. Starcia z ich udziałem naprawdę cieszą oko, zaspokajając rządzę sensacji i adrenaliny. A tak w ogóle. Nazwanie tego tytułu zwyczajną serią o mechach byłoby przejawem sporego hejtu lub braku wyobraźni. To tak jakby powiedzieć, że Rocky jest filmem o boksie. Ot taka mała dygresja.
Idąc dalej. Naprawdę piękną i wybijającą się z tego morza skarbów perełką jest muzyka i wszelkie występujące tutaj efekty dźwiękowe, łącznie ze świetnie dopasowanymi głosami. W końcu poszczególny z sezonów doczekał się swojego osobno sprzedawanego soundtracka. Samemu czasem wrzucam go na kartę pamięci, odpalając wieczorem na dobrych słuchawkach. Mamy tutaj niesamowite zróżnicowanie muzyczne – zaczynając od jrockowych i jpopowych openingów i troszkę spokojniejszych endingów, poprzez przewijające się w tle utwory symfoniczne o niesamowicie pompatycznych, ale jednocześnie skromnych chórkach towarzyszących co bardziej podniosłym momentom na ekranie, aż po klimatyczne aranżacje, specjalnie dopasowane do stałych składowych tematycznych. Na przykład: zawsze, gdy pojawia się ród książęcy w tle zaczyna wybrzmiewać ,,zadufana'', wzorowana na radzieckie hymny, melodia.


Refrain**

Dochodząc aż tutaj okazało się, że jestem totalnie kupionym fanem tego anime. Same komplementy, brak narzekań. Ale tak szczerze powiedziawszy dlaczego miałoby być inaczej? Faktycznie, można by się przyczepić do zbyt rozpędzonej w pewnym momencie fabuły albo licznej jak odcinki dragonballa obsadzie. Tylko czy to w ogóle przeszkadza w odbiorze? Ostatecznie jakby tego nie ująć jest to naprawdę świetna animka, która może bez kompleksów zająć wysokie miejsce w ekstraklasie japońskiej kinematografii. Jasne, pewnie znajdą się domorośli krytycy filmowi, którym wiecznie coś nie pasuje lub po prostu ludzie, którym nie odpowiada sajensfikszynowa otoczka i wykorzystanie mechów jako jednego z nośników materiału. Mają prawo do swojego zdania – tak samo jak Ci, którzy sądzą, że Metallica skończyła się na Nothing else matters i Black album, albo o zgrozo, Kill'em all. Jednym słowem – ich strata. ;)
Podsumowując. Jest to bardzo dobrze wyreżyserowana seria rozrywkowa, zachaczającą momentami o trudną i ciężką problematykę, ale co najważniejsze jednak, podająca w przystępnej formie ogrom treści, zabawy i wzruszeń. Jak dla mnie 10/10.



* Śródtytuły są nazwami poszczególnych odcinków CG
**Śródtytuł użyty przy ostatnim akapicie, a więc Refren – jest motywem dziewiątego odcinka w tym sezonie. Jest to nazwa silnego narkotyku, wprowadzającego człowieka w stan, gdzie może przeżywać od nowa, najwspanialsze chwile swojego życia. Tak poniekąd właśnie działa Code Geass: Lelouch of the Rebellion. Zostaje w twoich myślach jeszcze przez długi, długi czas.
Oceń artykuł:
Przeczytaj więcej o:
Komentarze
Nie posiadasz zezwoleń do pisania komentarzy.
Od najstarszych Strzałka w dół Od najnowszych Strzałka w górę
1
Hajmidal 9 Grudnia 2013r. 19:47
No widać sporo pracy w tym i tak nie przeczytam Witam w gronie nic nierobów ciężko pracującej redakcji.
0
Dziabeł 9 Grudnia 2013r. 19:16
Witamy nowego Lenia - Obiboka członka Redakcji :)
0
Lilith 9 Grudnia 2013r. 19:36
No nie wierzę! Jakie powitanie, żeś mu dała :D
0
Desfaq 9 Grudnia 2013r. 15:59
No muszę przyznać, że to jest obszerna prezentacja i Twoja analiza, czy też recenzja.
Moje odniesienie do strony technicznej, to muszę przyznać, że masz do tego dryg, w miarę uporządkowane. Przełknę nawet angielskie nazwy, ale nie przełknę jeżeli nie opiszesz R2.

Niewiele gdzie mam się wcinać, w paru miejscach tylko powinieneś w odpowiednich miejscach spacje, ale to są tylko missclicki, więc rozumiem.

Co do Metallici, to są jeszcze ludzie, którzy twierdzą, że się skończyła na Master of Puppets, osobiście mogę tylko dodać, że do dzisiaj nie przepadam za Load i St. Anger :).


Swoją drogą jak już o CG mówimy to w końcu wyszły kolejne odcinki tej dziwnej serii, która miała wyjść jakoś niedawno?
0
Bardu 13 Grudnia 2013r. 14:40
Seria zakończyła się na drugim sezonie. W 2012 wyszedł miniserial - Code Geass R3 Gaiden Bōkoku no Akito. Ale nie jest to już opowieść z tymi samymi bohaterami.
0
Lilith 9 Grudnia 2013r. 15:25
Bardzo ciekawa, obszerna, interesująca, dokładna praca :)
Czekam na więcej.
Nie posiadasz zezwoleń do pisania komentarzy.
Strona fanów japońskiej popkultury On-Anime 2009 - 2024
Napędzana przez autorski skrypt On-Anime 4, wykonany przez jednego z największych leni na świecie.