Nawigacja
Czytelnia » Recenzje » Naruto - Recenzja anime
Recenzje
Naruto - Recenzja anime
Życie shinobi jest okrutne i nieprzewidywalne. Zaskoczenie może nadejść zewsząd - nawet ze strony nastoletniego, niepozornie wyglądającego chłopca. Recenzja jednej z najsłynniejszych w historii adaptacji mang dla dzieci. Zaraz... Dla kogo?
Tytuł: Naruto
Rodzaj: Seria TV (220x22min.)
Gatunek: Przygodowy, Sztuki walki, Fantasy
Premiera: 2002
Wiek: +12




Zawsze zastanawiałem się o co tyle szumu. Jakie jest źródło tego fenomenu? Przecież to tylko przydługi, animowany serial pokroju Dragon Balla czy innych Pokemonów, skierowany dla dzieci i młodzieży. Tak do tej pory wnioskowałem z przypadkowych screenów, lecących gdzieś i ,,wyhaczonych kątem oka'' odcinków w telewizji, albo też mocnego akcentu wskazującego na tych wszystkich niepoważnych ninja i ich tanie, efektowne walki. Ale zaryzykowałem – z ciekawości obejrzałem cały pierwszy sezon. I moje przypuszczenia okazały się słuszne. Istotnie, jest to ze wszech miar telewizyjna masówka. Lecz za to jak cholernie wciągająca. I na pewno nie dla dzieci.

Jednak zanim przejdę dalej - jeszcze kilka słów wstępu. Seria jest ekranizacją mangi autorstwa Masashiego Kishimoto mającej ten sam tytuł. To praktycznie stu procentowa konwersja historii przedstawionej na kartach szkicowanki. Decydując się więc na to anime nie stracicie niczego z treści zawartej w pierwowzorze. Tym bardziej, że studio odpowiedzialne za przeniesienie tytułu na ekrany telewizorów ma oficjalne błogosławieństwo samego Kishimoty.

Nazywam się Uzumaki Naruto. I to jest moja droga ninja!


Naruto, czyli główny bohater tej rozbudowanej serii, to młody, świeżo upieczony adept akademii ninja położonej w Wiosce Ukrytego Liścia. Poza wybitnym talentem do nieprzyswajania wiedzy, wyróżnia go dodatkowo jeden ważny fakt. Jego ciało stało się więzieniem dla Dziewięcioogoniastego Lisiego Demona - Kuramy. Nie ma on też nikogo bliskiego - cała jego rodzina zginęła podczas ataku wyżej wymienionego dziewięcioogoniastego na jego ojczystą ziemię. To właśnie wtedy czwarty Hokage (przywódca wioski), zapieczętował zwierzęcego demona w jego niemowlęcym ciele, ratując tym samym osadę przed totalną zagładą. Pomimo tak tragicznej przeszłości i całkowitego odrzucenia przez większą cześć lokalnej społeczności, Naruto to młodzieniec zachowujący się zupełnie odwrotnie, aniżeli wypadałoby osobie znajdującej się w jego sytuacji. Autor stworzył tutaj niesamowicie sympatyczną, pełną niespożytej energii postać, która to jest niekończącym się symbolem nadziei oraz wielkich marzeń. Budowanie fundamentu swojej twórczości na tak skrajnie wręcz radosnym materiale, jest – uważam - o wiele bardziej ciekawe niż jakikolwiek super udany pomysł na przygodówkę z kolejnym smutnym jegomościem, narzekającym na to, jaki świat jest zły, nieprzyjazny i jak bardzo go skrzywdził. Walczący z przeciwnościami losu młody chłopiec już po pierwszych kilku odcinkach zdobył moją ogromną sympatię, stając się zarazem jednym z moich ulubionych fikcyjnych bohaterów w ogóle.

Co w liściach piszczy


Fabularnie mamy do czynienia z typowymi przygodami w stylu shōnen. Wymieszano w nich wszystkie podstawowe składniki występujące w tego rodzaju epopei. A więc: akcję, smutek, epickość oraz emocjonalność. Jako, że jest to bardzo długo seria również i mnogość rozmaitych wątków nie powinna być dla nikogo zaskoczeniem. A te - poza główną osią napędową skupioną wokół Uzumakiego i jego najbliższych przyjaciół (Sakury i Sasuke) – są naprawdę udane i w większości nie nudzą.

Najjaśniejszym punktem tego dzieła są wykreowane tutaj postacie. Oprócz tych odgrywających najważniejsze role, poprzez serię przewija się jeszcze cała gama dalszoplanowych osobistości. Oczywiście, przy takiej ilości treści, część z nich skonstruowano lepiej - inną część odrobinę gorzej. Tym niemniej jednak, nawet te mniej udane trzymają pewien poziom, będąc jednocześnie całkowicie wiarygodnymi. Wszystkie zaś łączy pewne magiczne spoiwo. Coś, co sprawia że autentycznie przejmujemy się ich losami. Na pewno nie jest to oklepany i do bólu powtarzający się tutaj (niestety) - schematyczny scenariusz. To coś znacznie bardziej wyrafinowanego. Myślę, że to perypetie z jakimi mierzą się poszczególni bohaterowie. Ich problemy i historie, które są bardzo ludzkie oraz namacalne – zachaczające o tematy naszego codziennego życia, a więc takie jak np. pochodzenie, ambicja, zemsta czy samotność. Samo ich przedstawienie jest zresztą zrobione z wyczuciem pozbawionym przerysowanego dramatyzmu.

Masashi Kishimoto wie jak zaciekawić odbiorcę wydarzeniami, przemycając w przystępnej i nienachalnej formie ciekawą zawartość, a wraz z nią interesujące osobowości. Wartkość akcji mogą jedynie psuć występujące tu zapychacze w postaci przydługich retrospekcji czy streszczeń tego, co działo się w poprzednich odcinkach. Mam wrażenie, że zespół od ekranizacji czasami naprawdę nie wiedział w jaki sposób rozciągnąć te kilka kartek mangi na dwudziestominutowym odcinku. I rozumiem, że tak to jest kiedy anime wychodzi równolegle z mangą, ale skoro już trzeba... to naprawdę można było wymyślić coś odrobinę ciekawszego.

Shinobi piasku kontra shinobi dźwięku


Oprawa audiowizualna tytułu budzi dzisiaj skrajne różne uczucia. Jako, że emisję anime zaczęto w 2002 roku, a twórcy nie dysponowali zapewne odpowiednio drogimi programami do renderowania animacji, przy pierwszych kilkudziesięciu odcinkach nasze oczy są katowane paskudnie rozmytymi tłami jak też dość płaskimi modelami poszczególnych osób/kreatur. Nie oznacza to jednak, że jest źle. Bo nie jest. To po prostu oldschool, a z odcinka na odcinek kreska staję się coraz lepsza (pod koniec jest zdecydowanie ostrzej tudzież bardziej szczegółowo, a kolorystyka staję się żywsza). W sumie największą wadą są chyba niedzisiejsze proporcje ekranu w powoli zapomniananym już dzisiaj trybie 4:3.

Zupełnie inaczej rzecz ma się do muzyki i udźwiękowienia. Na tym polu jest absolutnie genialnie. OST z serii jest wyśmienity – łączy tradycyjne japońskie melodie z bardziej współczesnym brzmieniem elektronicznym. Miód. Głosy podstawione pod postacie również nie zawodzą. Jedyną szpilą jaką mogę wbić w tym temacie wyceluję w większą część openingówi i endingów. Nie trawię utworów popowo-rockowych w wykonaniu naszych skośnookich braci. Żeby to przynajmniej jakoś wpadało w ucho. A tu proszę. Większość to coś jak disco połączone z punkiem. Moim zdaniem zupełnie nie pasuje to do klimatu tej serii. Muszę jednak się przyznać, kładąc jednocześnie mały ciężarek na tej przeważonej w tym aspekcie szali, że pierwszy ending pt. ,,Wind'' sprawił, iż całkowicie wybaczyłem tym pozostałym – muzykopodobnym - tworom. Jest absolutnie świetny. Jako osobny kawałek oraz jako świetnie wkomponowany element historii bajki.

Zboczony pustelnik


Naruto miało byc na początku historyjką o ramen (całe szczęście, że do tego nie doszło...chociaż? ) tak więc nie mogło zabraknąć fanserwisu. Jest go tyle ile trzeba i potrafi być naprawdę nieprzyzwoicie śmieszny. Zwłaszcza, kiedy dochodzi do rozmów Naruto z Jirayią – legendarnym sanninem ninja. Ten i jeszcze kilka innych prześmiewczych wątków są naprawdę udane. Niestety jednak, znakomita większość to tak koszmarnie nieśmieszne gagi czy zachowania bohaterów, że czasami miałem ochotę wyłączyć ten serial i już nigdy do niego nie wrócić... Może dzieci mogłoby to rozbawić, ale... właśnie. Przecież Naruto ma odbiorców w rozmaitym rozdziale wiekowym i ten najniższy jest chyba najmniej liczny, więc - dlaczego? Dlaczego mój mózg musiał czasami robić się fioletowy ze wstydu od oglądania takich drastycznych bzdur? Do tego jeszcze te najbardziej żałosne, pojawiają się w najbardziej nieodpowiednich momentach. Na szczęście manga jest pozbawiona tego typu słabowitego ,,humoru''.

Chidori – Śpiew tysiąca ptaków


Całkowita długość odcinków to robiący wrażenie wzór 220x22 min. Całkiem sporo. Jednak nie dajcie się zwieść – ponad połowa z nich to tzw. fillery, a więc dosłownie – wypełniacze. Ich fabuły w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach nie mają kompletnie nic wspólnego z tym co się dzieje w mandze, a same zdania na ich temat są pośród fanów mocno podzielone. Dla niektórych jest to po prostu więcej przygód z ich ulubionymi bohaterami – dla innych - zwyczajna strata czasu. Obiektywnie patrząc nie są one w sumie aż takie złe. Można je obejrzeć bez większych bólów, lecz gdyby je pominąć to wcale nie bylibyśmy ubożsi w wiedzę o jakichś wyjątkowo sekretnych intrygach czy wybitnie emocjonujących przygodach.

Na zakończenie


Czas na podsumowanie. Naruto w wersji animowanej to zdecydowanie godny polecenia kawałek naprawdę niezłej, wypełnionej chakrą i wszelkiego rodzaju jutsu, opowieści. Zawiera fajnie wykonane sceny walk, spójne i wiarygodne uniwersum oprawione w naprawdę niepowtarzalny klimat, a także dobrze poprowadzoną opowieść. Przytrafiające się gdzieniegdzie drobne błędy techniczne w obrębie oprawy lub zdarzające się fabularne głupotki, nie są w stanie przyćmić mojej rekomendacji. To urocze widowisko, które chce się oglądać. Jeśli tego nie widzieliście albo wahacie się zacząć – dajcie Naruto szansę. Ja tak zrobiłem i nie żałuję.

Oceń artykuł:
Komentarze
Nie posiadasz zezwoleń do pisania komentarzy.
Od najstarszych Strzałka w dół Od najnowszych Strzałka w górę
0
tylkoanime 6 Marca 2016r. 23:57
Jedno z lepszych jakie widzialem :D <3
0
Lenalee Lee 2 Października 2014r. 15:47
Styl pisania jest świetny, ale jedna uwaga - sam początek zawiera dość istotne informacje, które tak szybko w anime się nie pojawiły.(Jeżeli dobrze pamiętam, jezeli nie to mozna mnie poprawic :P) Umieściłabym informacje o spoilerach, albo ten fragment tekstu wrzuciła w spoiler.
0
Lilith 2 Października 2014r. 14:23
Kocham Cię, moje dzieciństwo i nastoletnie życie powraca.♥
Może bardzo popularne i bardzo nabluzgane przez innych ale i tak jestem wierna foreva :v ♥
0
Hanabi 2 Października 2014r. 10:54
Uwielbiam zarowno Mange jak i Anime, pierwsze rozdzialy byly najlepsze!
Nie posiadasz zezwoleń do pisania komentarzy.
Strona fanów japońskiej popkultury On-Anime 2009 - 2024
Napędzana przez autorski skrypt On-Anime 4, wykonany przez jednego z największych leni na świecie.