Tytuł:Binary Domain
Rodzaj:Gra (Pc X360 PS3)
Gatunek:Akcja
Premiera:2012
Wiek:+18
Rodzaj:Gra (Pc X360 PS3)
Gatunek:Akcja
Premiera:2012
Wiek:+18
Dziwi mnie, że tak mało osób słyszało o tej niezwykłej produkcji. Winę za to mogą ponosić słaba akcja marketingowa, brak wiary w podbicie amerykańskiego i europejskiego rynku rozrywki elektronicznej albo może zwyczajne machnięcie ręki na promocję swojego tytułu przez gigantycznego wydawcę jakim jest Sega. Co ciekawe, spora część ważnych branżowych portali i czasopism wystawiała grze naprawdę przyzwoite oceny. Faktem jest jednak, że to w Japonii gra sprzedała się najlepiej, co zresztą nie powinno dziwić – głównym projektantem tytułu jest Toshihiro Nagoshi – a więc ojciec bardzo popularnej w kraju kwitnącej wiśni serii ,, Yakuza''. Popularność Binary Domain już raczej drastycznie nie wzrośnie, ale być może dzięki mojej recenzji kilka osób da jej jeszcze szansę i przekona się sama, iż nie ma to jak iście japoński rozmach.
Z deszczu pod rynnę
Akcja gry jest umiejscowiona w Tokio, w roku 2080. Wcielamy się w skórę elitarnego żołnierza Dana Marshalla z grupy Rust Crew, która to została wysłana do Japonii w celu schwytania Yojiego Amady - osoby podejrzanej o złamanie konwencji genewskiej, a mianowicie jednego z jej paragrafów traktujących o zakazie tworzenia robotów posiadających własną świadomość i inteligencję. Jak to zwykle bywa, misja okazuję się odrobinę bardziej skomplikowana, wsparcie nie przybywa i ostatecznie wszystko ląduje na naszych głowach.
Jak widać w kwestii fabuły gra powiela widziane już dziesiątki razy schematy nie zaskakując większą oryginalnością. Nie jest to jednak wada, bo gra może się poszczycić mistrzowsko poprowadzonym scenariuszem. Zwroty akcji następują dosyć często, na scenę wkraczają coraz to bardziej tajemnicze postacie, a od pewnego momentu towarzyszy nam nawet wątek romantyczny (swoją drogą bardzo przejmujący i ogólnie udany). Produkcja ta ma nawet potencjał do bycia czymś bardziej ambitnym, aniżeli tylko kolejnym zarabiającym pieniądze, materiałem rozrywkowym. Jest tak za sprawą wielce ciekawego twistu fabularnego, a także samej tematyki poruszonej w przedstawionej tu opowieści. Zapewne już wiele razy zdarzało wam się zastanawiać nad tym czy androidy (nie, nie chodzi mi o systemy operacyjne z telefonów i tabletów...) naprawdę śnią o elektronicznych owcach? Jeśli tak to zapewniam, że na pewno nigdy w tak osobisty sposób w jaki pozwala ta gra.
Główny bohater oraz jego towarzysze zasługują na osobny akapit. Jednak gdybym zaczął o nich opowiadać, mógłbym niechcący sypnąć spoilerem. Powiem tylko tak - cutscenki, w których ekipa wymienia swoje poglądy i planuje dalsze posunięcia, trąci megaburackimi klimatami filmów pokroju Niezniszczalnych (żeby nie było, jestem ogromnym fanem!). Ma to swój urok i zdecydowanie pasuje do przedstawionego tutaj sposobu narracji. Poza tym, sama gra utrzymana jest w dość poważnym klimacie. Oczywiście na tyle na ile pozwala japońska mentalność twórców...
Mechanika rozgrywki
Najprościej byłoby opisać ten tytuł jako liniowego shootera TPP. Mamy tu bowiem widok zza pleców bohatera, zręcznościowy system celowania z jednym trybem strzału, możliwość wydawania prostych komend towarzyszom broni i prosty lecz bardzo przyjemny system chowania się za przeszkodami. Dochodzą do tego sporadyczne momenty, w których to zasiadamy za sterami jakiejś pomniejszej maszyny lub stacjonarnego działka oraz nienachalne i prościutkie sekwencje QTE (gra robi zresztą autosave'a przed każdą z nich). Samo strzelanie zostało zrealizowane bardzo dobrze – czuć ciężar i moc używanych pukawek.
Jedną z ciekawszych opcji jest system zdobywania zaufania u poszczególnych członków drużyny. Każda z nich ma nader często coś do powiedzenia – ot rzuci jakąś trafną uwagę podczas potyczki czy zwyczajnie podzieli się z naszym protagonistą spostrzeżeniami w jakiejś spokojniejszej chwili. Od tego w jaki sposób odpowiemy na ich kwestię zależeć będzie współczynnik wspomnianej reputacji. Nie występują tu jednak wielce rozbudowane kwestie dialogowe rodem z serii Final Fantasy. Mamy tylko trzy typy odpowiedzi : przytaknąć, sprzeciwić się lub zbyć rozmówcę. Im mocniej zjednamy kogoś do siebie, tym chętniej będzie on później wykonywał nasze rozkazy. W pewnym stopniu wpłynie to także na rodzaj zakończenia.
Pomiędzy walki zostało upchanych sporo przerywników filmowych renderowanych na silniku gry. Nie są one przydługie (patrzę na Ciebie MGS i FF...) i sprawiają, że właśnie dzięki nim tytuł jest tak wyjątkowy. Są one wykonane w iście filmowy sposób, a także wprowadzają sporo dodatkowej dynamiki do właściwej rozgrywki. Prawdę mówiąc, grając w dzieło Yakuza Studio, miałoby się chęć powiedzieć, że to w sumie taki interakatywny film z elementami strzelanki – właśnie dlatego tak ciężko zaklasyfikować Binary Domain do jakiejś typowej grupy gier.
Siłowniki, blachy i buczące tranzystory
Grafika prezentuje się naprawdę dobrze. Jest bardzo szczegółowa, tekstury są ostre, animacje bardzo płynne i cieszące oko, a modele robotów z jakimi przychodzi nam się zmierzyć - wprost fenomenalne. Dlatego też na robotach pozwolę sobie skupić się najbardziej. Bardzo ważne jest to, aby pamiętać iż nie są to mechy, ani żadne gundamopodobne banały. Tutejsze projekty to taka bardziej podkręcona wizja z filmu pt. ,,Ja, Robot''. W parze z udaną stylistyką modelów idzie również ich ilość. Typów przeciwników do zezłomowania jest naprawdę sporo. Do walki z każdym z nich wymagane jest zastosowanie różnego rodzaju strategii. Jedne chowają się za potężnymi tarczami inne świetnie radzą sobie w walce bezpośredniej. Nie sposób narzekać na nudę – zwłaszcza podczas potyczek z bossami. Te odpadające części elektroniki, urywające się połacie blach wraz z sypiącymi się iskrami podczas odstrzeliwania robo-kończyn – to naprawdę daje dużo frajdy i satysfakcji.
Dźwięk stoi na wysokim poziomie. Głosy postaci są podłożone przez angielskich aktorów (uwaga gra nie posiada polonizacji – nawet kinowej), a towarzysząca w tle muzyka brzmi jak połączenie elektroniki z czymś przypominającym futurystyczny ambient. Ogólnie jest przyjemnie.
Dla kogo i po co?
Binary Domain - jedno z ostatnich dzieł spod bandery Segi - to produkt ze wszech miar udany. Myślę, że twórcom udało się stworzyć coś co trafia w gusta tak wschodnich jak i zachodnich graczy. Jest to bez wątpienia duża sztuka, ponieważ takich eksperymentów było już naprawdę sporo lecz poza takimi tytułami jak Devil May Cry albo Lost Planet – udało się to jeszcze tylko garstce innych tytułów. Podsumowując zatem. Jeśli lubicie gry akcji okraszone nieźle prowadzoną historią i macie ochotę zdemolować parę blaszanych facjat w sceneriach futurystycznej Japonii – to coś dla was.
YouTube wideo